Juniorska ofensywa Betardu okiem Marka Cieślaka

Jeśli ktoś za młodu uważał na lekcjach języka polskiego zapewne pamięta cóż to takiego w liryce kompozycja klamrowa. Przekładając na płaszczyznę sportową rzec by można, że o taki manewr pokusili się na transferowym podwórku włodarze WTS-u, najpierw jako pierwsi w kraju kontraktując Kennetha Bjerre, a teraz, dosłownie w ostatnim mgnieniu transferowego okienka, parafując umowy z kilkoma juniorami.

Chodzi oczywiście o Patryka Kociembę, Lasse Bjerre oraz Marcela Kajzera. Transfery te zaskoczyły nawet pilnie śledzących poczynania swoich ulubieńców wrocławskich fanów. Czy to realizacja pewnej długofalowej koncepcji rozwoju klubu, czyli ze wszech miar przemyślana inwestycja w przyszłość, czy też może zwyciężył swego rodzaju żużlowy pragmatyzm? Ot, choćby po takiej linii idący: zakontraktujemy tych zawodników, a nawet jeśli się nie sprawdzą, to przynajmniej po to, aby nie wzmocniła się konkurencja.

- Ani to, ani to - bez ogródek kwituje trener Marek Cieślak. - To jest złe rozumowanie, bo tutaj była konkretna sytuacja i było też mało czasu. Nie było tak, że my ich wszystkich szukaliśmy, choć przyznaję, że akurat młodego Bjerre ja u siebie widziałem - przyznaje szkoleniowiec wrocławian.

Młodzieżowa kadra Betardu WTS-u wygląda w tej chwili imponująco jeśli chodzi o ilość, ale i jakościowo - pamiętając, że juniorem pozostaje cały czas Maciej Janowski - wydaje się, że tak silny młodzieżowo wrocławski klub dawno już nie był. Rywalizacja o miejsce w meczowej siódemce, a także o starty w juniorskich imprezach, jest zatem zapewniona i to na pewno pozytywny aspekt sprawy. Czy jednak nie za wielu tych młodzieżowców?

- Czy za wielu...zawsze można tak zapytać. W przeciwnej sytuacji zaraz powiedzą, że za mało. Ja wiem jedno: jak się nie ma nikogo, to szans na rywalizację i na stworzenie dobrej drużyny nie ma. A już szczególnie jeśli chodzi o juniorów. Wiadomo, że skoro już się zdecydowało na to, to będą też koszta, bo ci chłopcy muszą teraz jeździć we wszystkich młodzieżowych imprezach. Muszą jeździć Ligi Południowe, czego nie robiliśmy, MDMP, muszą jeździć w parach oraz w Ekstralidze Juniorów, także jest mnóstwo roboty, ale znowuż jest z kim pracować - zdradza juniorskie plany na nowy sezon "Narodowy".

Dla koneserów żużla zatem oraz wszystkich wrocławskich fanów interesujących się młodzieżowym ściganiem, emocji w nowym roku nie zabraknie. Zmiana będzie widoczna, bowiem w ostatnich latach w stolicy Dolnego Śląska możliwość przyjrzenia się potencjalnym następcom Tomasza Golloba czy Jarosława Hampela ograniczała się do dwóch, maksymalnie trzech imprez w sezonie. Co dowcipniejsi kibice z innych ośrodków ukuli już nawet teorię, że Betard w tym sezonie celuje w mistrza... MDMP.

- Kibice niech się tak z tego Wrocławia nie śmieją - całkiem poważnie zaczyna Cieślak. - Wrocław pewną swoją politykę ma i Wrocław przetrwał najgorsze czasy. Bo niech z każdego klubu odejdzie nagle czterech najlepszych zawodników - a tak właśnie dwa lata temu było u nas - to co z tego składu zostaje? Zabierzcie czterech najlepszych z Torunia, czterech najlepszych z Leszna, czterech najlepszych z Zielonej Góry i wtedy ja też bym chciał zobaczyć jak te składy się uzupełniają i jak bronią ligi. A myśmy przetrwali ten czas i - chociaż nie bez problemów - daliśmy sobie radę. Teraz ta drużyna na pewno jest lepsza - optymistycznym akcentem kończy "Trener Roku Dolnego Śląska".

Marek Cieślak o żużlu może mówić długo i zawsze warto posłuchać co ma do powiedzenia człowiek, który sięgnął po najwyższe laury światowego speedwaya. Już niebawem zaprezentujemy obszerniej to, co szkoleniowiec wrocławian zgodził się opowiedzieć dla SportoweFakty.pl na temat każdego z nastoletnich nabytków wrocławskiego klubu.

Komentarze (0)