Tomasz Lorek zaprasza na mecze Wolverhampton - Coventry i Poole - Belle Vue

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Żużlowe święto na antenach Polsatu! W poniedziałek o godz. 19:00 Polsat Sport Extra pokaże na żywo mecz Wolverhampton - Coventry. Natomiast o godz. 21:00 Polsat Sport zaprasza na pojedynek Poole - Belle Vue. Uczta jakiej jeszcze nie było.

Wesoły autobus z Tai Woffindenem na pokładzie był gotowy do opuszczenia Wysp Brytyjskich. Zanim zapanowała atmosfera zabawy i relaksu, Tai i jego team najedli się strachu dzięki nadlatującym orłom. W poniedziałkowy wieczór 19 kwietnia zespół Eastbourne Eagles o mały włos nie zepsuł "Wilkom" święta. - Chłopcy Trevora Geera byli kosmicznie szybcy pod taśmą. Rezultat 46:44 jest szokujący. Zgubiliśmy punkt na własnym stadionie. Dla mnie i całego zespołu Wolverhampton tak skromna wygrana jest sporym rozczarowaniem. Nie szukam tłumaczenia, nasz tor był dla nas lekką zagadką, drapaliśmy się po głowie jak ustawić motocykle, ale błądziliśmy wszyscy bez wyjątku. Wiemy, że potrafimy ścigać się na wyższym poziomie, tym bardziej boli nas ta męczarnia z Eastbourne - tymi słowy czwarty junior świata skomentował występ "Wilków". Obserwatorzy 15 wyścigu byli zachwyceni tasującą się czwórką zawodników. Gustafsson przywiózł za plecami Woffindena, Kennetta i Lindgrena. Nawet najbardziej zmanierowani kibice odstawili kufle z piwem na 57,62 sekundy. - Wiara mówi, że wyścig był pyszny, ścigaliśmy się jak szaleńcy, co jest miłe dla oka kibica, ale ja jestem zawiedziony, bo nie wygrałem tego biegu. Simon Gustafsson jechał jak nakręcony. Dałem z siebie maksa, ale Eastbourne pokazało, że ma charakter. 3 maja podejmujemy lokalnych rywali z Coventry, zaręczam, że poprawimy się! - zapowiada Woffinden.

Siedem osób zajęło miejsca w motorhomie Taia. Wśród nich mentalny przywódca, Steve Johnston. On nie zostawi Woffindena w potrzebie. Steve był głęboko związany emocjonalnie z ojcem Taia - Robem. Johnno i Rob Woffinden spędzili miesiące, dni i godziny w skwarze budując na przedmieściach Perth tor żużlowy. 142 metry - wymarzona beczka dla młodych adeptów. Steve, choć sam ma mnóstwo obowiązków startując w Premier League w barwach Birmingham Brummies, nie potrafi odmówić Taiowi. - Planowaliśmy podróż motorhomem do Leszna na pierwszy turniej GP, bo to zbliża ludzi. Uśmiech, luźna atmosfera. Nie nakręcam się występami w GP, nie zakładam, że muszę zrobić 7 czy 12 punktów. Nie wolno władować w siebie stresu. Speedway ma przynosić radość, a nie obciążenie psychiczne. Mam najgorszy początek sezonu od lat, zacząłem w żółwim tempie, ale wiem, że z czasem będzie coraz lepiej. Michael Lee, mistrz świata z 1980 roku, pracuje ze mną od 3 lat, widzi rzeczy, których ja nie dostrzegam, więc jestem spokojny mając takiego speca w teamie - mówi Tai.

Woffinden pogratulował Joe Hainesowi zwycięstwa w finale mistrzostw Wielkiej Brytanii do lat 21. Ojciec Rob wpoił mu, że lepszemu zawsze należy podziękować za walkę, bo tego wymaga honor sportowca. Tai przeżywa trudne chwile, bo mama Sue pełniąca obowiązki menedżera, przede wszystkim kocha syna, więc nie chce rozsiewać ziaren pełnych stresu. - Tai wie, że nawet imprezę GP ma traktować jak każde inne zawody. Bardzo przeżył śmierć ojca. Poczuł się jakby rzucono w niego kilkunastoma cegłówkami naraz. Jeśli schowa niepowodzenie pod poduszką i nie będzie nakłuwał się czarnymi myślami, będzie lepiej - wyznaje Sue.

To prawda. W poniedziałek 26 kwietnia Woffinden zgromadził 7 punktów w 4 startach, a Wolverhampton ani przez moment nie okazało niemocy znanej z pojedynku z Eastbourne. Freddie Lindgren przytulił 13 + bonus, a marzący o występach w GP Duńczyk Nicolai Klindt zebrał aż 12 oczek (11 + bonus). Na wysokości zadania stanęła druga linia drużyny. Ty Proctor wykręcił 7 + bonus, Józef Screen 5 + 4 bonusy, a Chris Kerr 6 + bonus.

Rozsmakowana w zwycięstwach ekipa Poole Pirates przecierała oczy ze zdumienia. Porażka 43:50 na Monmore Green oznaczała, że "Piraci" wrócą na słoneczne wybrzeże bez punktu meczowego. Niepowodzenie Poole jest tym bardziej bolesne, że nastąpiło po dwóch świetnych występach. 21 kwietnia chłopcy Middleditcha rozbili w pył Coventry Bees (63:29). I to przy dwóch zatartych silnikach Jasona Doyle’a… Wierzyć się nie chce, gdy wspomni się sezon 2009, w którym Coventry przyjechało do Poole i zdemontowało łódkę "Piratów" wygrywając 63:32. Tym razem "Piraci" bezkarnie splądrowali ul, a zakosztowawszy miodu udali się z pełnymi brzuchami do Ipswich. "Wiedźmom" zabrakło smaru Łamignata na miotłach i 22 kwietnia musiały uznać wyższość Poole ulegając piratom 44:46. Middlo musiał radzić sobie w tym meczu bez Holdera, który szykował się do debiutu w GP. Decydujące punkty dla piratów dorzucił Davey Watt, który w 15 wyścigu pokonał gwiazdę Ipswich, Scotta Nichollsa. Nazajutrz, Watt i inny pirat - Darcy Ward - byli już w Lesznie i wspierali Chrisa Holdera.

Freddie Lindgren, który pozyskał "Billy’ego", znakomitego mechanika pracującego przez ostatnie lata dla Leigh Adamsa, przyznał, że wygrana Wolves z Pirates kosztowała go tyle samo sił co GP w Lesznie. Lindgren nie ukrywa, że słabiej wychodzi spod taśmy na Monmore Green. Jego zdaniem przyczyną takiego stanu rzeczy jest świeży materiał nawieziony na tor. - Jestem szczęśliwy, że pokonaliśmy aktualnie najlepszy zespół w lidze. Mój zespół łowi same pozytywy z każdych zawodów. Skoro potrafiliśmy zgarnąć 3 punkty meczowe w meczu przeciwko Poole, to znaczy, że jesteśmy w stanie kolekcjonować taką samą zdobycz z każdym innym rywalem - mówi Freddie.

Szkopuł w tym, że Coventry nie zechce pozwolić na łatwy zarobek. Co prawda Klindt znajduje się w sztosie, co wzmacnia siłę ekipy Petera Adamsa, ale "Rosco" wierzy, że odwieczna święta wojna tocząca się pomiędzy "Wilkami" i "Pszczołami" wyzwoli w jego chłopcach apetyt na wygraną. - Byliśmy zdołowani po serii porażek. W Poole jechaliśmy w półśnie, z jednym otwartym okiem, dlatego dostaliśmy srogie lanie. Następnego dnia po łomocie w Poole, obudziłem się i powiedziałem sobie, że musi nastąpić przełom. Chciałem, żeby "Rosco" wreszcie się uśmiechnął, więc spięliśmy się i pokonaliśmy Eastbourne 53:40. Najbardziej wspominam wyścig 13, w którym stoczyłem kapitalną walkę z Kasprzakiem. Ostro, ale fair. Żałuję, że nie miałem takiej woli walki od pierwszego meczu w sezonie - powiedział Edward Kennett.

"Pszczoły" nie mogły przyjrzeć się nowemu nabytkowi Przemkowi Pawlickiemu, gdyż 30 kwietnia nad Brandon spadł deszcz i odwołano ich mecz z "Wilkami". - Nie mam nic przeciwko Christianowi Hefenbrockowi - prawi "Rosco". - Niemiec nie jest winny, że uległ kontuzji w meczu otwarcia sezonu w Wielki Piątek. Życzę Niemcowi szybkiego powrotu do zdrowia. Muszę łatać dziury w składzie, a przeczuwam, że Pawlicki to spory talent. Byłbym głupcem, gdybym go nie wypróbował. Nie mogę ścierpieć, że moi chłopcy jeżdżą tak nierówno. Tłumaczę im w szatni, że nie wsiądę za nich na motor chociaż bardzo chciałbym. Nie ma szans na powrót starego "Rosco"!- śmieje się opiekun "Pszczół". Ostatnio "Rosco" latał na motocyklu podczas pożegnania Tony Rickardssona w Poole i ciężko było go odróżnić od Crumpa, bo Rosco wskoczył w kevlar Jasona! "Crumpie" naśladował dla odmiany styl jazdy Aluna, wiara tonęła w beczce śmiechu, bo w końcu o to chodzi na imprezie wieńczącej karierę wielkiego mistrza.

Middlo nie będzie wbijał się w kevlar, bo jego "Piraci" jadą w tym sezonie wyśmienicie. W świąteczny poniedziałek (na Wyspach odpoczywa się podczas Bank Holiday), Poole czeka jednak trudny test. Hans Andersen, który rok temu ratował "Piratów" przed widmem degradacji, tym razem przyjedzie jako as ekipy Belle Vue. W sierpniu 2009 roku Hans Andersen i Chris Holder osłodzili Middlo sezon pełen rozpaczy i zdobyli mistrzostwo w jeździe parami na torze Arlington. Tym razem Duńczyk będzie ostro walczył z Australijczykiem opromienionym dobrym występem w GP. Co prawda Matt Ford stanął jak wryty, gdy w styczniu 2010 roku usłyszał od Holdera, że Chris odstawia motocykl i idzie poszaleć na desce na australijskiej plaży, ale gdy ochłonął, pojął w czym rzecz. Ford nie mógł zrozumieć postawy Holdera, który nie skorzystał z okazji na przetarcie się w Ben Fund Bonanza i memoriale Boba Kilby’ego. Holder wiedział co robi. Harował ponad ludzkie siły na jesieni 2009 roku. Był drugi w GP Challenge za "Zorro", bronił piratów przed spadkiem, walczył o tytuł DMP w barwach Unibaxu Toruń. Rzutem na taśmę wygrał mistrzostwa Australii. 25 godzin w samolocie i tysiące mil przejechanych po bezdrożach mogą nadszarpnąć zdrowie największego tytana. Holder musiał zrzucić stres z barków. Plaża, fale, beztroska - któż z nas nie czynił szaleństw mając 22 lata? Jego główny sponsor, Martin Hagon, były żużlowiec, sam namawiał Chrisa, aby wrzucił na luz i poszalał na piasku. Hagon wie co mówi - na plażach Queensland żyje artysta rzeźbiarz, który wyczarowuje z ziaren piasku bolid Red Bulla w skali 1:1. Zarośnięta broda, niewyspane oczy, ale wolna dusza - oto kwintesencja australijskiego sposobu życia. Holder jest pracusiem, typem człowieka, który mozolnie wspina się coraz wyżej, ale kiedy czuje, że organizm potrzebuje oddechu, nie waha się i decyduje się na relaks. Chris jest pod wrażeniem jazdy Artura Mroczki. - Artur jest w gazie. Od razu znalazł idealne ustawienie sprzętu na Wimborne Road, a to duża sztuka. Nie robi żadnych głupstw na torze, wybiera optymalny tor jazdy. Wyręcza liderów z roboty. Mieć jego i Leona Madsena na rezerwie to spora ulga dla drużyny - przyznaje dwukrotny wicemistrz świata juniorów.

Szeryf Belle Vue, David Gordon, ogłosił, że ekipa z Manchesteru pokonała islandzki wulkan 2:1, gdyż goście udanie wypełnili lukę po absencji Andersena i Karlssona. Hans i Peter pauzowali przez 3 mecze, bo zostali uwięzieni przez pył wulkaniczny. Karlsson dojechał co prawda na lotnisko w Goeteborgu, ale zmiana kierunku wiatru sprawiła, że odwołano jego lot. James Wright, Simon Stead, Chris Harris i Scott Nicholls wspaniale zagrali w orkiestrze Chrisa Mortona pod nieobecność dwóch lokomotyw Belle Vue. Zważywszy na fakt, że "Asy" jadą w tym sezonie nadspodziewanie dobrze na wyjazdach (pomijając sobotni występ na torze Eastbourne), można spodziewać się, że postawią wysokie wymagania faworytom do tytułu. James Wright zachwycony klimatem panującym podczas przedsezonowego zgrupowania w Miszkolcu, zapowiada walkę do "kreski". Nie skosztował jeszcze talerza pikantnej zupy rybnej halaszle, nie spróbował wyśmienitego wina z Egeru, ale wie, że Węgry naładowały go pozytywnie, a to zwiastuje pieprzny wieczór w Poole…

Tomasz Lorek

Źródło artykułu: