- Nie było dobrze. Można to porównać do turnieju w Pradze w 1998 roku, kiedy jako panujący mistrz świata odpadłem z rywalizacji po zaledwie dwóch wyścigach, gdyż obowiązywał wtedy system eliminatorów - powiedział Hancock, który ma nadzieję, że występem w sobotniej Grand Prix Szwecji w Goeteborgu zrehabilituje się za słabą postawę na Stadionie im. Alfreda Smoczyka.
Reprezentant Stanów Zjednoczonych w cyklu jeździ od początku jego powstania, czyli od sezonu 1995. Co ciekawe, "Herbie" na przestrzeni lat nie opuścił ani jednego turnieju Grand Prix. - Wciąż mam apetyt na jeszcze jeden tytuł. Oczywiście jestem w pełni zadowolony ze swojej kariery, ale jeśli nadal mam szansę na triumf, to trzeba próbować. Jeżeli jednak mi się już nie uda sięgnąć po złoto, to nie będzie tragedii - dodał z uśmiechem Greg.
Amerykanin jest obecnie najstarszym żużlowcem rywalizującym o miano najlepszego jeźdźca globu. Jak długo 40-latek zamierza jeszcze cieszyć kibiców swoją jazdą? - Na razie nie planuję przechodzić na emeryturę. Ciężko pracuję nad utrzymaniem dobrej formy, ale pewnie kiedyś przyjdzie taki dzień, że wstanę z łóżka i stwierdzę, że jestem już za słaby na to wszystko - zakończył Hancock.
Przypomnijmy, że Greg Hancock to 4-krotny medalista Indywidualnych Mistrzostw Świata: 1997 - złoto, 2006 - srebro oraz 1996 i 2004 - brąz.