Wszyscy, którzy go znali wspominają go jako młodego człowieka o wielkim, walecznym sercu. Pracowity, zawsze uśmiechnięty, skromny, życzliwy... takim Go pamiętamy. Rafała kochali wszyscy zarówno jako człowieka, jak i zawodnika. Do dzisiaj mamy w pamięci jego akcje na torze, zwłaszcza znakomite ataki "po zewnętrznej". Piął się do góry, z roku na rok zdobywając coraz większe uznanie. Jego talent rozkwitał w oka mgnieniu. Pomimo młodego wieku zyskał miano jednego z najbardziej utalentowanych zawodników tego pokolenia.
Rafał Waldemar Kurmański urodził się 22 sierpnia 1982 roku w Zielonej Górze. Całe swoje krótkie życie związał z tym miastem. Mieszkał na osiedlu Braniborskim, tam uczęszczał też do podstawówki. Ukończył również Zasadniczą Szkołę Budowlaną, zdobywając zawód mechanika pojazdów samochodowych.
Od najmłodszych lat był niezwykle żywym i bardzo ciekawym świata chłopcem. Opowiadał, że na mecze żużlowe od dzieciństwa zabierał go dziadek. Wówczas poczuł bakcyla i zachciał spróbować swych sił w tym sporcie. W 1995 roku udał się więc i zapisał do szkółki, gdzie trenował pod okiem trenera Jana Grabowskiego. Odtąd rozpoczęła się jego przygoda z żużlem. Już w szkółce, mówiło się o nim, że jest wielkim talentem. 11 maja 1999 roku uzyskał w Toruniu licencję "Ż". Dość szybko stał się czołowym juniorem drużyny z Grodu Bachusa i odtąd jego kariera żużlowa potoczyła się w błyskawicznym tempie. Zawodnik świetnie spisywał się w meczach ligowych. Szarże pod płotem stały się jego znakiem rozpoznawczym. Ukryty głęboko za kierownicą, wjeżdżał tam, gdzie inni widzieli już tylko płot. Właśnie tak chłopak z Zielonej Góry przemknął gnieźnieńskiej parze, kiedy w 2002 r. jego drużyna walczyła o miejsce w ekstraklasie. To właśnie on w sezonie 2002 wprowadził swój ukochany zespół do najważniejszej z lig. Zdobył wówczas 15 punktów + bonus.
Gorzej szło mu natomiast w turniejach indywidualnych. Na przeszkodzie stawały kontuzje, choroba bądź zwyczajny pech. Mimo tego może pochwalić się kilkoma sukcesami, bo takimi należy nazwać srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów (2001), szóste miejsce w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski (2002), szósta pozycja w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów (2002), drugie miejsce w finale Srebrnego Kasku (2002) czy zwycięstwo w Łańcuchu Herbowym Ostrowa Wielkopolskiego (2002). Razem z Dawidem Kujawą i Sebastianem Smoterem w 2001 roku sięgnął po złoty medal Młodzieżowych Mistrzostw Polski Par Klubowych. "Kurmanek" ma też na swoim koncie brąz w MMPPK (2002) i brąz w Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostwach Polski (2000). Rosnąca popularność nigdy nie zawróciła mu w głowie. Był niezwykle pracowity, koleżeński i bardzo lubiany w żużlowym światku.
Wiosną 2001 roku przeżył tragedię: na torze w Peterborough upadek wyeliminował go z dalszej walki o najwyższe trofeum w kategorii juniorów. Mimo tych przeciwności losu szybko podniósł się i już rok później był pewnym punktem ZKŻ, kończąc sezon ze średnią biegową 2,12. W roku 2003 wystąpił z dziką kartą w Grand Prix Europy w Chorzowie, zajmując wówczas 19 miejsce. Kolejny sezon 2004 zaczął równie dobrze. W Toruniu zdobył 12 punktów, następnie w meczu przeciwko Atlasowi Wrocław wywalczył 15 "oczek". Później nadszedł kryzys.
Zawodnik związał się w międzyczasie z brytyjskim Swindon Robins, w Szwecji zaś miał podpisany kontrakt z Kaparną Goeteborg. Z czasem notował coraz lepsze występy w Elite League. W pierwszym spotkaniu w Lesznie zdobył 10 punktów wraz z 3 bonusami. Nikt nie przypuszczał jeszcze, że był to niestety jego ostatni występ w lidze polskiej. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, aż do felernej nocy z 29 na 30 maja, w której wszystko się skończyło.
30 maja 2004 roku tragicznie przerwał nić swojego życia, będąc na najlepszej drodze do szczytów kariery. Dzień później przed meczem z Unią Leszno stadion przeszyła właśnie ta straszliwa wiadomość - Rafał Kurmański nie żyje. Do dzisiejszego dnia pamiętam swoją reakcję, płacz i wielki smutek. Strata tak wspaniałego zawodnika, jakim był "Kurman" była wielkim ciosem dla zielonogórskiego klubu, który w tym momencie bardzo go potrzebował. Pozostawił w żałobie rodzinę, najbliższych, a także tysiące fanów, których był idolem.
Dziś bez wątpienia możemy stwierdzić, że był on jednym z najbardziej utalentowanych i nieprzewidywalnych zawodników w Polsce. Po upłynięciu 6 lat od tragicznej śmierci Rafała pamięć o nim jest wciąż żywa, a wspomnienia pozostaną na zawsze w naszych sercach. Na jego grobie wciąż płoną znicze, a fani speedwaya przy okazji zawodów odwiedzają położony nieopodal stadionu cmentarz, na którym pochowano "Kurmanka". Pójdźmy tam i dziś...