Trenerski dwugłos po meczu RKM ROW Rybnik - PSŻ Lechma Poznań

W sobotnie popołudnie rybnickie Rekiny wygrały swój trzeci mecz w tegorocznych rozgrywkach. W pokonanym polu pozostała bardzo niewygodna ekipa PSŻ Lechma Poznań. Rybniczanie cieszyli się z wygranej, ale żałują straconej szansy na bonusa. Skorpiony miały 14 punktów zaliczki z meczu przed własną publicznością i to wystarczyło, żeby ze Śląska do domu nie wracać bez żadnej zdobyczy punktowej.

Krzysztof Kaczmarczyk
Krzysztof Kaczmarczyk

Z wygranej cieszył się Dariusz Momot, manager RKM ROW Rybnik. Z bonusa natomiast cieszył się Mirosław Kowalik, nowy/stary trener PSŻ Lechma Poznań. Kowalik powrócił na stanowisko trenera Skorpionów, gdzie zastąpił Zbigniewa Jądera. Po meczu na Śląsku, w którym debiutował w swojej funkcji w sezonie 2010 mógł cieszyć się z połowicznego sukcesu.

- Na pewno na koniec troszeczkę radości, bo udało nam się zdobyć punkt bonusowy. Przyjechaliśmy tutaj jednak z nastawieniem na zwycięstwo. Uważam, że mamy bardzo dobrą drużynę, ale mieliśmy również bardzo duże problemy z dostosowaniem się do bardzo twardej nawierzchni, którą zastaliśmy w Rybniku - mówi Kowalik.

Jego podopieczni długo męczyli się ze znalezieniem recepty na rybnicki tor, a po 12 biegach przegrywali nawet różnicą 14 punktów. Końcówka należała jednak do Skorpionów, a konkretnie Roberta Miśkowiaka. Ten wygrał trzy ostatnie biegi i do stolicy Wielkopolski poznaniacy wracali z jednym oczkiem. - Na koniec moi zawodnicy trochę rozgryźli ten tor i udało się dopasować motocykle do niego i dzięki czemu na osłodę wywalczyliśmy punkt bonusowy - komentuje Kowalik.

Manager Rekinów czuł zadowolenie, ale i pewien niedosyt. - Przede wszystkim udało się odczarować Poznań - mówi zadowolony Momot. - Wygrana cieszy. Chłopaki mocno się sprężyli. Bohaterem tego zespołu jest dla mnie Rafał Fleger. 10 punktów w super stylu. On potrafi jeździć na żużlu i ja o tym cały czas mówię i o tym wiem.

Dowódca Rekinów nie do końca był jednak zadowolony z końcowego wyniku, gdyż uciekła szansa na trzy punkty. - Z pewnością byliśmy w stanie wywalczyć bonus, bo w pewnym momencie było już 14 punktów przewagi. Trochę w końcówce zawodów zawiódł mnie Mariusz Węgrzyk i przede wszystkim Ronnie. Liczyłem, że w 14 biegu przywiozą 3:3, a w piętnastym będzie 5:1. W piętnastym błąd popełnił jednak i tak Nermark, który zamknął po wewnętrznej Karpowa. No nic, cieszą dobre dwa punkty - komentuje Momot.

Skorpiony miały olbrzymie problemy z dopasowaniem się do twardej rybnickiej nawierzchni. Problemy mieli nawet najlepsi w ekipie PSŻ Lechma Norbert Kościuch oraz Robert Miśkowiak. - My robimy w tej chwili tor twardy. Był tu płacz i lament po meczu z Grudziądzem, że Momot wyczynia cuda z torem. Chciałem wszystkich tych kibiców pozdrowić. Nie robię i nigdy nie robiłem toru. Tym zajmuje się toromistrz. Zawodnicy trenowali na takim torze i na takim jechali już w meczu z Rzeszowem. Myślę, że gdyby wtedy nie spadł deszcz, to też tamto spotkanie byśmy wygrali. Twardy toż zaczyna być naszym handicapem - ocenia manager Rekinów. - Mam nadzieję, a raczej jestem pewien, że w niedzielę z Gnieznem również tor będzie naszym handicapem i pewnie wygramy.

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×