Gapiński długo nie mógł pozbierać się po słabym występie. Niemały wpływ miał na to groźny upadek jaki żużlowiec zanotował w czternastym biegu dnia po którym był nieco zamroczony. Mimo wszystko, trzy zera od jakich "Gapa" rozpoczął zmagania, rzucają fatalny obraz na jego postawę w tym meczu. - Nie można mówić, że pojechałem nieco gorzej, tylko fatalnie. Nie ma się co czarować. Moja słaba postawa przyczyniła się do naszej porażki - przyznał po spotkaniu. - Brak mi słów, bo wiem, że zawaliłem ten mecz. Taki jest sport, niestety - dodał zawiedziony.
Właśnie podczas trzech pierwszych serii startowych dało się zauważyć, że Tomasz Gapiński bardziej niż z rywalami, walczy ze swoim sprzętem. Mimo obierania optymalnych ścieżek, zawodnik Caelum Stali do końca musiał odkręcać manetkę gazu, co nie zawsze dawało pożądany efekt. Pierwsze punkty zdobył dopiero w swoim czwartym starcie, przyjeżdżając za plecami Grega Hancocka. - Jechałem w tym spotkaniu na trzech motocyklach co w Gorzowie nigdy mi się nie zdarzało. Zawsze motocykl na którym wyjeżdżałem pasował mi od pierwszych wyścigów, tym razem nie. Wszedłem na drugi motor, który również nie jechał i dopiero na trzecim coś zaczęło iść do przodu. Potem ten feralny czternasty bieg... trudno cokolwiek powiedzieć, bo pojechałem bardzo słabo i nie ma dla mnie żadnej wymówki - zaznaczył.
Bardzo groźna kraksa w biegu czternastym z pewnością zaparła dech w piersiach gorzowskim kibicom. Gapiński jechał dość blisko Grega Hancocka, a niedaleko w łuk składali się również Matej Zagar i Grzegorz Zengota. Za spowodowanie upadku wykluczony został amerykański lider Falubazu. Z początku z tablicy świetlnej zniknęło nazwisko "Gapy", a pojawiło się szwedzkiego juniora, Simona Gustafssona. Chwilę później błąd został naprawiony i Gapiński ponownie znalazł się w obsadzie powtórki do przedostatniego biegu dnia. Poobijany zawodnik Caelum Stali nie zdziałał jednak nic szczególnego i przyjechał za plecami Zengoty. - Nie jest najgorzej, choć bywało lepiej - mówił o swoim stanie zdrowia. - Zabrakło po prostu dla mnie miejsca. Nie zdążyłem się przełożyć na zewnętrzną część toru, między płot a Grega. Na wejściu w łuk zrobiło się strasznie ciasno i mimo, że zamknąłem gaz, nie zdołałem przełożyć swojego koła za koło Hancocka. Po prostu o niego zahaczyłem i nie było już ratunku - skomentował.
Gorzowska drużyna już kilka razy w tym roku znalazła się w sytuacji, w której nie dawano jej żadnych szans na nawiązanie walki z rywalami. Tak było chociażby w starciu w Toruniu z tamtejszym Unibaxem, gdzie mimo osłabień podopieczni Czesława Czernickiego zdołali zwyciężyć. Podobnie było przed pierwszym meczem derbowym w play-off, kiedy to Falubaz miał wręcz rozgromić swoich lokalnych rywali jadących bez Nickiego Pedersena. Czteropunktowe zwycięstwo zielonogórzan postawiło więc Caelum Stal w bardzo komfortowej sytuacji i zdawać się mogło, że tym razem to oni padli ofiarą negatywnej presji. - Ciśnienie zawsze nam towarzyszy. Są to derby i tutaj nie ma zmiłuj się. Wszyscy jadą na pełny gaz. Byliśmy po prostu słabsi i gratulacje dla Falubazu. Nie powiedziałbym, że zbytnio podpaliliśmy się tym dobrym rezultatem z Zielonej Góry. Chcieliśmy bardzo wygrać, takie było przed nami zadanie. Niestety nie zwyciężyliśmy i będziemy szukać dziury w całym na spokojnie. Wiadomo, że dziura była we mnie, bo nie punktowałem - stwierdził Gapiński.
- Chciałbym zostać w Gorzowie, ale nie wiem czy zarząd będzie chciał mnie zatrzymać. Wszystko zależy od prezesa Komarnickiego - zakończył zawodnik Caelum Stali Gorzów.