Andrzej Huszcza: Ja też postawiłbym na Zengotę

Falubaz przegrał w niedzielę na swoim torze w pierwszej odsłonie wielkiego finału Speedway Ekstraligi z Unią Leszno. 12-punktowe zwycięstwo na wyjeździe w doskonałej sytuacji stawia jeźdźców spod znaku Byka. Wiele wskazuje na to, że zielonogórzanie nie obronią tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Co po niedzielnym spotkaniu miał do powiedzenia drugi trener klubu spod znaku Myszki Miki, Andrzej Huszcza?

- Przegraliśmy. Szczerze mówiąc, chciałbym, żeby ten nasz wynik był bliżej remisu, bo wtedy do Leszna moglibyśmy jechać bardziej zadowoleni. Cieszymy się, że mamy zagwarantowane srebro, chociaż srebro to ma też Unia Leszno. Nie chodzi jednak o to, bo w dwumeczu trzeba być lepszym. Szanse są marne, ale zawsze są. Nieraz się wygrywało na wyjeździe. Wydaje mi się, że jeśli wszystko będzie dobrze, można tam powalczyć - stwierdził po niedzielnym meczu Andrzej Huszcza.

Zdaniem drugiego trenera Falubazu, zielonogórzanie na rewanż w Lesznie nie wyciągną żadnego "asa z rękawa". - Nie ma czegoś takiego, to nie jest cyrk (śmiech). Są tacy zawodnicy, jacy są. Zamieniliśmy jednego za drugiego i to nic nie wypaliło - ocenił.

W ostatniej chwili Nielsa Kristiana Iversena zastąpiono Grzegorzem Zengotą. - Szkoda i jednego i drugiego. Grzesiu jechał cały sezon i trochę nie tak byłoby zabrać mu finałowy mecz. Iversen pojechał u nas dwa spotkania, w których dobrze się zaprezentował, ale ja też postawiłbym na Zengotę - zapewnił Huszcza.

Przeciętne występy zaliczyli w niedzielę dwaj liderzy Falubazu, Piotr Protasiewicz i Rafał Dobrucki. - Zespół z Leszna jest niezwykle mocny. Oni mają w swoim składzie czterech bardzo dobrych, równych zawodników. W niedzielę było to widać. Baliński w sobotę w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski nie za bardzo pojechał, a na lidze był liderem. Ciężko było z nimi walczyć - powiedział trener młodzieży klubu spod znaku Myszki Miki.

Mocno dziurawy i przyczepny zazwyczaj tor przy ulicy Wrocławskiej był w ostatni weekend przygotowany w zupełnie inny sposób. Było twardo, równo i dzięki temu wyjątkowo emocjonująco. - Może i chcieliśmy zaskoczyć leszczynian, może nie (śmiech). Tor był taki, jak w sobotę na finale IMP. Nic nie było robione i stało się tak, jak się stało. W sobotę na przykład Hampel nie za bardzo jechał, a w niedzielę spisał się troszeczkę lepiej. Indywidualny Mistrz Polski, Kołodziej, powinien zrobić na lidze 15 punktów, a zrobił 9, więc to trochę zaskoczenie - zakończył "Niezniszczalny i niezatapialny".

Źródło artykułu: