- Myślę, że porażka z tak silnym zespołem, jak Unia Leszno nie może być zaskoczeniem dla nikogo. Początek sezonu był dla nas straszny, ale doszliśmy do siebie i awansowaliśmy aż do finału. Jeśli chodzi o mnie, to cały czas pracuję nad sobą, staram się być za każdym razem lepszy. To wstyd, że przegraliśmy na swoim torze, ale leszczynianie mają naprawdę niesamowicie udany sezon. Z niecierpliwością czekam na rewanż w Lesznie - powiedział po meczu Greg Hancock.
Amerykanin odniósł się również do całego sezonu 2010, który dla zielonogórzan był niełatwy, ale kończy się sporym sukcesem. - W tym roku było wiele zarówno dobrych momentów, jak i złych. Mieliśmy wzloty i upadki, sytuacje poza torem, o których niekoniecznie się mówiło w mediach, a potrafiliśmy sobie z nimi poradzić i wyprowadzić na prostą. Wspaniałą rzeczą w tym klubie jest to, że zawodnicy naprawdę dobrze ze sobą współpracują, szefostwo jest fantastyczne, a niesamowici kibice są z drużyną na dobre i na złe. Wszyscy starają się napędzać ten zespół, dać z siebie wszystko, aby osiągał on dobre rezultaty. To, że udało nam się awansować z dna tabeli najpierw na jej środek, a ostatecznie zdobyć medal, jest naprawdę imponujące - zaznaczył Amerykanin.
40-letni Hancock do zielonogórskiego Falubazu został wypożyczony z Włókniarza Częstochowa. "Herbie" ma na swoim koncie między innymi tytuł Indywidualnego Mistrza Świata, ale brakuje mu złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski.