Żużlowcy na mecz do Równego jechali autobusem, ich wszystkie maszyny jechały razem w drugim busie. Na jednym z postojów z busa zaczął unosić się dym i po chwili samochód stanął w płomieniach. Straż pożarna dojechała po godzinie, gdy bus był już doszczętnie spalony. Nikomu nic się nie stało. Przyczyny nie są jeszcze znane.
Gnieźnianie stracili 11 motocykli: dwa Dawida Cieślewicza, dwa Piotra Palucha, dwa Mirosława Jabłońskiego, dwa Sławomira Musielaka, po jednym Tomasza Cieślewicza, Linusa Ekloefa i Marcina Kozdrasia.
Mecz został odwołany. Na miejsce pożaru udali się już działacze Startu, którzy zapowiadają, że nie poddadzą się i będę próbować odzyskać stracone pieniądze.
- W trakcie drogi poczuliśmy dym. Wysiedliśmy szybko z kabiny a po otwarciu tylnych drzwi uderzył w nas ogromny ogień. Zdążyliśmy tylko zabrać paszporty i nie pozostało nam nic tylko uciekać - powiedział PAP Arkadiusz Rusiecki, rzecznik prasowy Startu.
- Spłonęło 11 motocykli, należących do naszych zawodników. Straty są ogromne. Łącznie ze spalonym busem, mogą sięgać pół miliona złotych. Nie wiem co będzie dalej. Trudno mi w tej chwili wyobrazić sobie jak dokończyć rozgrywki. Jeżeli nie otrzymamy pomocy, to nie wiem jaka będzie przyszłość całego klubu - dodał zrezygnowany Rusiecki.