Historia wrocławskiego żużla: Jan Chudzikowski

Tym kim jest Josep Guardiola dla Barcelony, tym jest Jan Chudzikowski dla wrocławskiego żużla. Od późnych lat sześćdziesiątych, aż po lata osiemdziesiąte był związany z ówczesną Spartą zarówno jako zawodnik, jak i jako trener. A jakie były jego początki?

Początki kariery zawodnika były podobne do tych, jakie panują w obecnych czasach. - Rodzice zabierali mnie na mecze. Od początku pokochałem żużel. Często zastanawiałem się jak to jest być tam na torze. Podziwiałem tych ludzi za to co robią, jednak sam bałem się spróbować. Z czasem ten strach przerodził się w fascynację i namówiłem ojca, aby zabrał mnie na trening - tak o swoich początkach mówi Jan Chudzikowski.

Jego kariera żużlowa na dobre rozpoczęła się pod koniec lat sześćdziesiątych. Co jest niezwykłe w dzisiejszych czasach, do szkółki przyszedł w wieku dziewiętnastu lat. Jednak wtedy początki młodego zawodnika były dużo trudniejsze niż to jest dzisiaj. - Do klubu przychodziło po dwadzieścia, trzydzieści ludzi. Na koniec zostawało nas z pięciu. W dzisiejszych czasach młodzi zawodnicy mają wszystko przygotowane pod siebie. Nic tylko wsiąść na motor i jeździć. My musieliśmy zabiegać o względy zawodników czy klubu. Nieraz szorowało się skórę starszego kolegi. Dopiero po kilku latach zostawali najwytrwalsi - twierdzi żywa legenda wrocławskiego żużla.

Zawodnik egzamin na swoją licencję żużlową zdał w 1968 roku. Jak każdy w tamtym czasie miał swoich idoli, na których mógłby się wzorować. Jednym z takich był niewątpliwie Konstanty Pociejkowicz - jeden z liderów wrocławskiej Sparty w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Jednak Jan Chudzikowski miał innego zawodnika, który mu imponował. - W tamtych czasach bardzo mi przypadła do gustu jazda Mariana Kaisera. Zawodnika trochę zapomnianego. Pamiętam jak na początku mojej kariery musiał uciekać z kraju w obawie przed władzą komunistyczną. Był to materiał na mistrza Polski. Niestety nie wszystko w tamtych czasach zależało od nas… - wspomina były żużlowiec oraz trener wrocławskiej drużyny.

A jak wyglądały relacje na linii kibice - zawodnicy w latach siedemdziesiątych? - Z perspektywy czasu można je nazwać jako rodzinne. Dzisiaj już tego nie ma. W latach siedemdziesiątych z częścią ludzi, którzy za nami jeździli, byliśmy po imieniu. Często nawet spotykaliśmy się z nimi po meczu. Wydaje mi się, że dzisiaj nie ma już takiej więzi. Wtedy byliśmy naprawdę w bliskiej relacji z fanami - mówi Chudzikowski.

Legenda Sparty dalej interesuje się tym co dzieje się w drużynie z Wrocławia. - Zdarza się, że jeszcze przejdę się na stadion zobaczyć co robią chłopcy. Dla tego miasta oraz klubu do końca życia jest miejsce w moim sercu. Sam nie mam żadnych profitów w tym, że jeździłem dla Sparty. Sam muszę sobie kupować bilety na mecze - relacjonuje był zawodnik oraz trener wrocławskiej drużyny.

Większość fachowców nie daje, wrocławskiej drużynie, większych szans na zajęcie wysokiej pozycji w lidze. Wydaje się, że szczytem marzeń będzie zajęcie siódmego miejsca, pozwalającego na uniknięcie baraży. - Wiele zależy od ludzi zarządzających klubem. Jeżeli nie będzie żadnych zaległości to jest szansa na coś więcej niż walka o utrzymanie. Dobrą atmosferą można wiele zdziałać - kończy Jan Chudzikowski.

Komentarze (0)