Gdy chodzi o regiony, to pod względem ośrodków żużlowych (poza, co zrozumiałe, aglomeracją śląską) najliczniej obrodziły Wielkopolska z Ziemią Lubuską na zachodzie, Pomorze z Kujawami i Wybrzeże Gdańskie na północy państwa polskiego. Słabiej zdecydowanie, a właściwie w ogóle żużel nie przyjął się na Warmii i na Mazurach. Tam pozostały tylko ewentualnie zloty motocyklowe i... żeglowanie. Może więc owe białe plamy na żużlowej mapie Polski - Mazury, Podlasie, Kaszuby i Pomorze Zachodnie - powinni wybierać żużlowcy jako znakomite miejsce na spędzanie swoich urlopów. Znajdą tam to, czego potrzebują po sezonie - ciszę i ukojenie.
Zachód jest wielki - potężna Wielkopolska. Leszno, potem Ostrów, Rawicz, Gniezno i Poznań - nie zapominając o dość historycznie chwiejnej żużlowej Pile - oraz dwa równoprawne centra administracyjne województwa lubuskiego z Zielonej Góry i Gorzowa, to, gdy chodzi o żużel, miasta - symbole. Swoje wzloty, tudzież upadki, notowały wszystkie wymienione ośrodki. Jawią się dziś niczym filary, ale przecież różne były w przeszłości koleje losu poszczególnych sekcji, a sama stolica Wielkopolski przez lata żużlowej ciszy długo była w... lesie (golęcińskim), bez możliwości oglądania speedway’a. Przed wojną działały jeszcze choćby Kępno i Pleszew w latach 30., a oba miasta błysnęły jeszcze przez chwilę po wojnie (w 1947 roku swoją Unią Pleszew i w 1949 Kępno - KM).
Trudne żużlowe początki na motocyklach przystosowanych
Po wyzwoleniu z okupacji nastąpiła prawdziwa eksplozja motocyklowych pasji zawodników, działaczy i kibiców w bardzo wielu miastach regionu. Między innymi żużel pojawił się w Kościanie (Stal 1947), w Gostyniu (Unia 1948), w Chodzieży (Unia - 1948-1950), w Szamotułach (Unia - 1950), w Skalmierzycach (Kolejarz - 1950-1952), w Wągrowcu (Ogniwo - 1951-1952), w Luboniu, a właściwie w jego północnej części Żabikowie (Budowlani - 1951). Jednak najtrwalsze i najmocniejsze okazały się ośrodki żużlowe z Krotoszyna (Astra, Gwardia - 1947-1952?) i Śremu (SKS, Gwardia, Sparta - 1948-1963). Z tych małych miast i miasteczek wywodzili się znani później żużlowcy, zasilający zamożniejsze kluby, nie tylko Wielkopolski. Wymienić tu wypada: Henryka Ignasiaka z Gostynia, który potem startował w Inowrocławiu, by wreszcie najdłużej w Kolejarzu Rawicz przez całe lata 50., dalej Henryk Kaczmarek, wieloletni lider śremskiej Sparty, Kazimierz Olejnik, Zygmunt Garyantosiewicz i Kazimierz Kurek z Gwardii Krotoszyn. Dwaj ostatni przeszli potem razem do Bydgoszczy, a Kurek następnie szedł dalej przez Ostrów, Piłę, Zieloną Górę, by zakończyć swój "rajd przez Polskę" w Opolu w 1965 roku. Z Pleszewa wywodził się Marian Rejek, który na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych brylował w Ostrowie. Stefan Bruch i Henryk Geisler wyszli z porcelanowej Chodzieży, by potem stanowić o sile, a raczej ostrości, Piły na początku lat 50.
Poza Zieloną Górą, gdzie żużel jest drugą religią, i Gorzowem, gdzie swoją siedzibę ma historycznie trzecia - wyraźnie odradzająca się - potęga żużlowa Polski (po Lesznie i Rybniku), w granicach dzisiejszego lubuskiego województwa działały jeszcze kluby motorowe w Świebodzinie (KM - 1946) i w Żaganiu (Włókniarz 1950), ale były to raczej słomiane zapały. Inna sprawa, że Gorzów i Zielona ("... nie wrogi, lecz dwa na słońcach swych przeciwnych - Bogi") nie pozostawiły potencjalnej konkurencji zbyt dużo miejsca w obrębie regionu.
Kujawsko-pomorskie marki to oczywiście Bydgoszcz i Toruń, z Grudziądzem w wyrazistym tle. Wszystkie te miasta żużlowo istniały już przed II wojną światową, a wyjątkowo jasno wtedy świecił właśnie Grudziądz (od początku dekady lat trzydziestych) z Maksymilianem Szydłowskim, Janem Witkowskim, pochodzącym z Chełmna indywidualnym mistrzem Polski w barwach Klubu Motorowego z Bydgoszczy, czy choćby Michałem Kiepurą, który ponoć był kuzynem rodzonym Jana - światowej sławy polskiego tenora. Trzy wymienione wyżej ośrodki wciąż funkcjonują i mają się w miarę dobrze (Toruń wręcz znakomicie). Oprócz tego po wojnie swoich sił próbowały jeszcze Inowrocław (Związkowiec - 1950 i Unia - 1951), wspomniane Chełmno mistrza Witkowskiego, z nim samym jako animatorem, dalej Włocławek (Unia, Spójnia - 1951) i Nakło (Stal - 1951).
Na Wybrzeżu Gdańskim najstarsze tradycje ma stolica regionu - Wolne Miasto Gdańsk, również datujące swoje początki u zarania dekady lat trzydziestych. Były tu wtedy ośrodki czysto niemieckie, były mieszane, były również z gruntu polskie. Kroniki wspominają o MK, ADAC Danzig, Gedanii Gdańsk, a z żużlowców najbardziej znani to Bruno Zimmer i Hans Roehr. Dzisiejsze Wybrzeże Gdańsk nie bez dumy dziedziczy tamte tradycje sprzed blisko 80 lat, jako że nie przetrwał żaden inny klub na rozległych przestrzeniach doliny ujścia Wisły. Przejawem owej dumy jest bez wątpienia akt nadania stadionowi w Gdańsku imienia Zbigniewa Podleckiego, krótko po jego śmierci.
Szkoda Gdyni, która ze swoim klubem żużlowym zaistniała na krótko przed wojną i tam właśnie najchętniej garnęli się polscy motocykliści, jak choćby Edmund Gburek, z powodzeniem startujący również po wojnie w klubie SSM Gdynia (1947-1948; w 1950 roku pojawiła się jeszcze gdyńska Gwardia). Po wojnie dumą Gdyni byłby zapewne Tadeusz Teodorowicz, gdyby w młodym wieku lat 20 nie przeniósł się do Wrocławia, gdzie przez jakiś czas liderował Ślęzy i Sparcie, lokował się w czołówce krajowej, powoływany był do reprezentacji. Gdy opuścił nielegalnie kraj w 1959 roku, to odsądzono go od czci i wiary, skazano na banicję, śmierć cywilną. Tymczasem "Teo" odnalazł się na "Wyspach", nawet w brytyjskich barwach, jako rezerwowy, wyszedł do prezentacji podczas finału IMŚ na Wembley w 1963 roku (awansował po ciężkich bojach z Finału Brytyjskiego). Dwa lata później zmarł po ciężkim wypadku na torze West Ham.
Wcale nie gorsze były Sopoty, przechrzczone później na Sopot, tuż po wojnie (MKS - 1947) z takimi asami jak Roman Pawłyszcze i Władysław Kamrowski, który po warszawskich doświadczeniach w stołecznym klubie Budowlanych (1951-1955) był następnie jednym z założycieli LPŻ Neptuna, na bazie którego powstała Legia i Wybrzeże Gdańsk, z Kamrowskim właśnie i młodziutkim Zbyszkiem Podleckim, w roku 1960. Znudzona, czy jak kto woli zmęczona, żużlem Warszawa przeniosła swoją wizytówkę Legię nad morze, z dobrodziejstwem inwentarza, m.in. z warszawianinem Euzebiuszem Goździkiem, śląskimi braćmi Waloszkami i nie mniej znanymi braćmi Kaiserami w składzie. Nie skorzystali wówczas z morskich klimatów: Janusz Suchecki - przeszedł do Polonii Bydgoszcz, Janusz Komandowski i Mieczysław Śledź - ci wylądowali w końcu w Lublinie.
Gdańsk dał żużlowi dużo więcej serca, a ściślej wiele serc zabiło mocniej dla speedway’a, więc do dziś to trwa, z jako-takim powodzeniem, pomimo okresowych trudności i rozlicznych tarapatów. Nie ryczą już niestety żużlowe motory w Elblągu (Herb - 1946), ani w Wejherowie (Gryf 1946), ani w Pucku (LZS - 1950, z m.in. Walerianem Blaszke). Nad Bałtykiem dla żużla żyje już tylko Gdańsk.
Pomorze Zachodnie niestety nie połknęło żużlowego bakcyla. W Szczecinie, owszem, były czynione wysiłki. Powstało po wojnie nawet kilka klubów, ale bez jakichkolwiek cech trwałości. Gwardia (Grocholewski, Nyczkowski, Szlajer, Zacharewicz), Kolejarz (Honowrocki, Terlecki, Zieliński), Ogniwo (Binkos, Kamiński, Mojsner, Trzmiel). Później raz po raz podejmowane były nieśmiałe próby reaktywacji, ale nie wychodziły na ogół poza sferę deklaracji czy pobożnych życzeń, więc kończyły się niepowodzeniem.
Stefan Smołka