Mirosław Jabłoński nie ma wątpliwości, że gdyby pojechał na swoim poziomie w dwóch pierwszych biegach, to Start nie przegrałby meczu z GTŻ Grudziądz. - Do zwycięstwa zabrakło nam Mirka Jabłońskiego w dwóch pierwszych biegach - tłumaczy. - Źle ustawiłem motocykl, przez co nie liczyłem się w stawce. Jednak jestem zawodowcem, dlatego winę biorę na siebie. Zawaliłem! Poza tym każdy z nas popełnił jakieś błędy, które zdecydowały o takim, a nie innym wyniku. No może poza Krzyśkiem Jabłońskim, który pojechał na solidnym poziomie, do którego nie można mieć żadnych zastrzeżeń.
Sporo emocji na trybunach wzbudził dwunasty bieg z udziałem młodszego z braci Jabłońskich i Kacpra Gomólskiego, którzy przez trzy i pół okrążenia wieźli za swoimi plecami Davey'a Watta i Mateusza Lampkowskiego. Gdyby wówczas gospodarze wygrali podwójnie, to Start doprowadziłby do remisu. Ostatecznie sposób na Gomólskiego znalazł Australijczyk, ale publiczność i tak nagrodziła swoich zawodników brawami. - W tamtym biegu działo się bardzo dużo - komentuje Jabłoński. - Można powiedzieć, że jechałem do tyłu. Cały czas szukałem za sobą Kacpra (Gomólskiego), ale i tak popełniłem błąd, który kosztował go utratę pozycji. Przypadkowo zajechałem mu drogę, za co chciałem go przeprosić. Wszystko działo się jednak tak szybko, że trudno było mi nadążyć za rozwojem sytuacji. Gdybyśmy wtedy wygrali 5:1, to może wynik meczu byłby inny. Szkoda, ale stało się tak, a nie inaczej i teraz musimy szukać punktów na wyjazdach.
Lider Startu przekonuje, że z dwóch porażek w Gnieźnie on i jego koledzy muszą wyciągnąć wnioski: - Jeśli teraz załamiemy się, spuścimy głowy, to nic nam to nie da. Musimy jak najszybciej otrząsnąć się po tych porażkach i zmobilizować się na kolejne mecze. Musimy wziąć się w garść. I sto razy lepiej wykonywać tę pracę, którą teraz wykonujemy. Sezon jest długi, dlatego nie możemy się teraz poddać!
Po meczu z GTŻ Grudziądz sporo kibiców krytykowało przygotowanie toru, który tym razem nie był dla gospodarzy handicapem. Czy w związku z tym wyjazd do Poznania, gdzie PSŻ preferuje zupełnie inne warunki torowe jest dla Startu ulgą? - Nie wiem czy można nazwać to ulgą. Szczerze mówiąc to nie mam żadnych zastrzeżeń do naszego toru. Leży mi nasz beton, dlatego nie zamierzam nikogo krytykować. Jeździmy u siebie, dlatego powinniśmy być do niego idealnie spasowani. Powinniśmy na nim wymiatać. Tymczasem każdy z nas nadal popełnia za dużo błędów, dlatego wynik jest taki, a nie inny. Jest to jednak nasza wina, a nie toru.
Mirosław Jabłoński zastanawia się nad przyczyną porażki?