Po serii czterech meczów bez zwycięstwa, PGE Marma Rzeszów wygrała w niedzielę na swoim torze arcyważne derbowe spotkanie z Tauronem Azotami Tarnów 50:40. W barwach Żurawi dobrze zaprezentował się Lee Richardson, który obok Jasona Crumpa był liderem drużyny. Brytyjczyk poprzednich swoich występów w PGE Marmie nie zaliczy do udanych. - To był dla mnie ciężki czas. Miałem mnóstwo problemów z silnikami. Przed początkiem sezonu kupiłem całkiem nowe silniki, na które wydałem dużo pieniędzy. Testowałem je wiele razy, jednak nie sprawowały się tak jakbym chciał, były zbyt wolne. Wszyscy widzieli jak musiałem się z nimi zmagać w meczu we Wrocławiu i podczas meczu w Częstochowie. Postanowiłem, że za pieniądze z pożyczki kupię nowe silniki. Tak zrobiłem i dzisiaj w Rzeszowie startowałem na najnowszych - mówi 32-letni zawodnik.
- Wcale nie jest tak, że zaczynasz źle jeździć po jednej nocy. W żużlu tak się nie dzieje. Nie tylko w Polsce miałem problemy z tymi silnikami, borykałem się z nimi także w Szwecji, bo to był ten sam sprzęt. W zeszłym tygodniu zamówiłem trzy nowe silniki, były gotowe przed dzisiejszym meczem, więc dobrze, że udało mi się na nich potrenować - kontynuuje Richardson.
Brytyjczyk przyznaje, że gdyby w pojedynkach z Betardem WTS Wrocław i Włókniarzem Częstochowa pojechał na swoim normalnym poziomie, wówczas w ligowej tabeli rzeszowianie mogliby mieć dużo więcej punktów. - Przedłużyłem tutaj kontrakt i chciałem zdobywać dla swojego zespołu tyle punktów co przed rokiem. Zdaję sobie sprawę, że w ostatnich meczach nie spełniałem oczekiwań włodarzy i kibiców. Czułem się z tym naprawdę źle. We Wrocławiu nie zdołaliśmy wygrać przeze mnie, a w Częstochowie przegraliśmy w większości z mojej winy. W tych meczach zabrakło moich punktów.
W gonitwie 15. meczu Betard Wrocław - PGE Marma Rzeszów para Crump-Richardson wyszła na podwójne prowadzenie, które dawało Żurawiom zwycięstwo. Po dwóch okrążeniach motocykl Richardsona zaczął słabnąć. Brytyjczyk stracił dwie pozycje na rzecz gospodarzy meczu i na linii mety zjawił się dopiero na czwartym miejscu. Ostatecznie bieg 15., podobnie jak cały mecz, zakończył się remisem. - We Wrocławiu w pierwszym wyścigu pojechałem na motocyklu, z którego w ogóle nie byłem zadowolony. Przesiadłem się na drugi, który spisywał się w porządku przez trzy biegi, jednak w ostatnim z każdym okrążeniem tracił na mocy, a na końcu w ogóle przestał pracować - tłumaczy "Rico".
Po nieudanych występach w barwach PGE Marmy Rzeszów, Lee Richardson czuł się fatalnie. - Po meczu we Wrocławiu byłem przybity, a po pojedynku z Częstochową byłem w głębokiej depresji. Bardzo się cieszę, że moje punkty dały dziś zwycięstwo drużynie. Jestem w Rzeszowie po to, by w każdym meczu zdobywać po 10, 11, 12 punktów. Taka jest moja rola. W ostatnich meczach dałem klapę. Najgorzej jest wtedy, gdy tylko ty nie zdobywasz punktów i twoja drużyna przegrywa. Fajnie, że dzisiaj dobrze pojechałem. Fajnie, że moja drużyna odniosła zwycięstwo - zakończył były stały uczestnik cyklu Grand Prix.
Lee Richardson jest zadowolony ze swojego występu w meczu PGE Marmy z Tauronem Azotami