Marian Wardzała dla SportoweFakty.pl: Męskie rozmowy z zawodnikami były już wielokrotnie

Po niedzielnych derbach południa drużyna Tauron Azotów Tarnów wciąż nie ma na swoim koncie punktów. Największą bolączką podopiecznych Mariana Wardzały jest brak równej jazdy na wysokim poziomie całej drużyny. W każdym meczu zawodzi inny zawodnik.

Spotkanie z PGE Marmą tarnowianie przegrali 40:50. Dla podopiecznych Mariana Wardzały była to już szósta porażka z rzędu w tegorocznych zmaganiach Speedway Ekstraligi. Gdyby jednak dało się wygrywać mecze samą ambicją goście być może z Rzeszowa wyjechaliby z dwoma dużymi punktami, a tak pocieszali się tym, że większość jeźdźców "Jaskółek" wręcz gryzła tor, aby wyrwać choćby jedno małe "oczko". Do tego doszły emocje związane z inauguracją na polskich torach nowych tłumików. - Piękny mecz, ale niestety po dobrej walce przegrany. Przyjeżdżając tu naprawdę wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie wywieźć z Rzeszowa dwa punkty. Znów dała o sobie znać nierówna jazda całej drużyny. Jeśli się biegów nie wygrywa, to osiągnąć zwycięstwa po prostu się nie da. W Rzeszowie dokonywał tego praktycznie tylko Martin Vaculik. Po prostej linii oporu można było się tłumaczyć pierwszym meczem w Polsce na nowych tłumikach, że się pogubiliśmy. Ciężko mi jednak w tę teorię uwierzyć. Przecież Rzeszów nie miał założonych starych. Wśród gospodarzy miał być przysłowiowy szpital. Widać było po jeździe, że tylko Rafał Okoniewski miał jakiś uszczerbek na zdrowiu. Reszta była w doskonałej formie - opowiada Marian Wardzała.

Tarnowski szkoleniowiec zapewnia, że praca domowa przed derbami została odrobiona w sposób odpowiedni. Rzeszowskie przygotowanie nawierzchni było niemal dokładnie takie jakiego się spodziewali. - Taki tor mieliśmy na ostatnich piątkowych i sobotnich treningach właśnie u siebie w Tarnowie. Dlatego ten w Rzeszowie nas nie zaskoczył. To jednak zawodnicy mieli z nim bezpośredni kontakt i oni najlepiej czują co było nie tak. Na tych treningach jednak nasi jeźdźcy nie rywalizowali w bezpośredniej walce. Startowali pojedynczo, na czas i dostrajali się pod kątem nowych tłumików. Być może faktycznie w tych nowych konstrukcjach coś "leży" niekorzystnego na rzeczy. Widziałem po Krzyśku Kasprzaku, że przed ostatnim wyścigiem jego silnik zaczął wyraźnie się tłuc dlatego szybko musiał się przesiadać na inny sprzęt. Być może nowy tłumik "skończył" już ten silnik, mogło coś się takiego zdarzyć. To jest już jego tajemnicą. Będą rozbierać ten silnik i sprawdzać dokładnie co się stało - wyjaśnia.

W marcu tuż przed startem ligi tarnowski zespół niemal tradycyjnie już miał okazję przetestować owal przy ulicy Hetmańskiej. Ten nie różnił się diametralnie od tego jaki zawodnicy wraz ze sztabem szkoleniowym zastali w ostatnią niedzielę. - Na przedsezonowym sparingu tor był prawie identyczny, może troszkę przyczepniejszy. Sprawialiśmy wtedy naprawdę dobre wrażenie. Strasznie więc boli to, że kiedy przychodzi do meczu o wszystko, mylimy się - mówi z żalem trener Tauron Azotów.

Dziesięć punktów do odrobienia w rewanżu to z jednej strony dużo i mało, a przecież derby także zawsze rządzą się swoimi prawami. - Dziesięć punktów to się tak wydaje, że będzie łatwo odrobić, ale tak wcale nie musi być. Tym bardziej, że wszyscy wiemy, że Rzeszów na naszym torze doskonale się czuje - komunikuje jeden z najbardziej doświadczonych polskich szkoleniowców.

Do tej batalii dojdzie jednak dopiero 12 czerwca. Jakie perspektywy na występ w tym prestiżowym pojedynku ma Bjarne Pedersen, który pauzuje od ligi polskiej już dwie kolejki? - Jak pokaże się z dobrej strony, przyjedzie na trening droga dla niego do składu jest otwarta. W danej części sezonu jedzie ten zawodnik, który jest akurat najszybszy. Nie ma w tym żadnej tajemnicy, bo chyba we wszystkich klubach jest to praktykowane - zdradza nieco dyplomatycznie 60 - letni opiekun ekipy z Małopolski.

Nie można jednak nad sześcioma porażkami z rzędu przejść do porządku dziennego, wszak w poniedziałek będziemy już na półmetku rundy zasadniczej. Widmo zerowego dorobku po siedmiu kolejkach jest coraz bardziej realne. Drużynie będzie potrzebny jakiś wstrząs, bo dotychczasowe formy mobilizacji działaczy oraz sztabu szkoleniowego względem nierównej formy oraz słabej jazdy, niespełniających jak dotąd pokładanych w nich oczekiwań zawodników nic nie dają. - Męskie rozmowy z zawodnikami były już wielokrotnie powtarzane. Jak widać nie przynoszą one efektów. Chyba będzie trzeba powielać je do skutku, bo mówiąc szczerze nie wiem jaka jest inna droga - kończy.

Marian Wardzała zastanawia się jak to możliwe, że jego zespół nie wygrał jeszcze w tym sezonie

Komentarze (0)