Należy im się za to szacunek. I to nie ich wina, że konkurenci głównie i przeważnie (z kilkoma wyjątkami) są słabi, czyli do dupy. Więc te seryjne zwycięstwa naszej husarii w Drużynowym Pucharze Świata mogą w pełni cieszyć i satysfakcjonować tylko jakichś "oszołomów-żużlomaniaków", którzy nie wiedzą na jakim świecie żyją. Chyba, że oni sobie śpiewają taką piosenkę: "a ja to się cieszę byle czym".
Bo co to za de facto drużynowe mistrzostwa świata (teraz nazywane DPŚ), w których nie da się zorganizować choćby ośmiu w miarę równorzędnych zespołów narodowych? Wyobrażacie to sobie w jakiejś innej, poważnej dyscyplinie sportu?
- I jak w takiej sytuacji speedway ma się rozwijać? - zapytał mnie esemesem, zmartwiony podobnie jak i ja, red. Sebastian Parfjanowicz, wschodząca gwiazdka TVP Sport.
To ja jeszcze dodam: a co by było, gdyby w DPŚ jeżdżono drużyna na drużynę w siedmio lub ośmioosobowych składach? Na wystawienie takiej ekipy na sportowym poziomie międzynarodowym stać by było tylko nas-Polaków. A jeśli jakimś innym reprezentacjom cudem także udałoby się zebrać tylu (7-8) zawodników, to część z tych jeźdźców to byłyby zupełne wynalazki, jakaś egzotyka. I wszyscy wówczas dostawaliby od nas w kaczy kuper do wiwatu, że aż by furczało!
Twierdzę też, że gdybyśmy w bieżącym roku wystawili w DPŚ swoje dwie biało-czerwone reprezentacje narodowe, to obie bez problemu awansowałyby do ścisłego finału w Gorzowie! Bez barażu!
Emil nie chrzań!
To więc to nie DPŚ, a raczej jakiś wicepuchar, bo on tylko dobitnie pokazuje, w jakim niesamowicie głębokim kryzysie sportowym i organizacyjnym znajduje się obecnie cały żużel za sprawą między innymi Międzynarodowej Federacji Motocyklowej (FIM). Jej złych działań, bądź zaniechania, które też jest grzechem. Żebyśmy w półfinale de facto drużynowych mistrzostw świata w King’s Lynn oglądali trzyosobowe wyścigi, jak nie przymierzając w naszych MDMP???!!! Sajfutdinow własną absencję i brak wiz dla braci Łagutów ponoć zwalił wyłącznie na swoją macierzystą federację rosyjską. Emil nie chrzań! Owszem, to prawda, że Twoja macierzysta federacja ma spore problemy organizacyjne oraz finansowe i że rosyjski speedway nie umie wykorzystać faktu, iż w jego barwach pojawiła się taka perełka jak Ty, czy Łagutowie. Ale przecież DPŚ to po GP druga sztandarowa żużlowa impreza FIM (scedowana na BSI), więc dlaczego owa międzynarodowa federacja sama nie interweniowała gdzie trzeba w sprawie wiz dla Łagutów? Czemu nie pomogła? Organizacyjnie i finansowo. Od czego ona, ta FIM, w ogóle jest? Tylko od nowych tłumików, czyli bezsensownego wyciszania speedwaya i gnojenia go jazdą gęsiego, tudzież dodatkowymi kosztami, obciążającymi zawodników?
Sajfutdinow wchodzi do tyłka FIM (dlatego też nie poparł Polaków w ich proteście przeciw nowym, trefnym tłumikom), więc teraz wszystko zwala na swoich rosyjskich działaczy, gdyż jest wdzięczny FIM za dziką kartę w GP’2011. Emil! Ta karta należała Ci się jak psu zupa i nikt Ci żadnej łaski tu nie zrobił!
Ajnc, cwaj, draj, czyli mechanicy na motorach?
We wspomnianym półfinale DPŚ w Vojens Australijczycy zrobili głupotę i nie wystawili Sullivana, gdyż są skłóceni i ponoć mu nie ufają, a on dla mnie przecież zasuwa na szlace tylko niewiele gorzej niż Crump. Poza tym, Kangury jechały tak (czasem tyłem do przodu), jakby taktycznie zależało im na dzisiejszym barażu w Gorzowie, gdzie zresztą ostatecznie się znalazły. Acz na zdrowy rozum raczej trudno uwierzyć, że Australijczycy nie chcieli awansować bezpośrednio! Za to aż 12 punktów dla Duńczyków przywiózł facet z naszej drugiej ligi, czyli Korneliussen. Wyobrażacie go sobie w GP? Jakie miałby tam wyniki? U,wu,du,1,0?
A czy ktoś sprawdził, czy osłabiona ekipa niemiecka posiada w ogóle jakieś zawodnicze licencje, gdyż owi pacjenci - jak na półfinał DPŚ - kaleczyli żużel tak okrutnie, że pewnie, he, he, nawet ja z kolegą Blanikiem, któren robi za żużlowca telewizyjnego, dalibyśmy tym wynalazkom radę na torze. Kto wie, a może to tylko jeździli niemieccy mechanicy przebrani w kevlary?
I taki to słaby był poziom w Vojens.
W drugim półfinale w angielskim King’s Lynn polska husaria znowu niemiłosiernie obiła rywali (słuszna decyzja Golloba, żeby Cieślak postawił na Kasprzaka), jeno powtarzam: gdzie ci rywale skoro spośród wszystkich uczestników owych zawodów z King’s Lynn, rzecz oczywista poza biało-czerwonymi reprezentantami, w najsilniejszej polskiej Ekstralidze na co dzień mieści się tylko Harris i to z zaledwie 23. średnią punktową?! Takie są fakty i trudno z nimi dyskutować!
Jak już powyżej pisałem - i jak to widzieliśmy - Rosjanie na King’s Lynn nie byli w stanie nawet skompletować pełnej i swojej najmocniejszej kamandy. I naprawdę, naprawdę, nie rozumiem jak międzynarodowa federacja motocyklowa FIM mogła dopuścić do tego, by bracia Łagutowie nie dostali angielskich wiz na jej drużynowe mistrzostwa świata?! A i regulamin DPŚ okazał się tu tak felerny, niedopracowany, że jury dopiero w dniu imprezy debatowało, co z tym fantem zrobić. I pytam, dlaczego w rozgrywkach DPŚ ekipy nie mogą mieć swojego szóstego rezerwowego zawodnika, który w każdej chwili mógłby wskoczyć do wyścigu za kontuzjowanego lub słabiej dysponowanego kolegę z reprezentacji? Bo co, bo Polacy mieliby najsilniejszego rezerwowego? O to chodziło? Żeby nas uwalić, gdyż za dobrzy jesteśmy?
No cóż, takie to mistrzostwa, jaka i międzynarodowa federacja (FIM). Ona sili się na mrzonki z IMŚJ w… Argentynie, czy z GP w Nowej Zelandii, a wcześniej były plany z Malezją i na to są pieniądze oraz możliwości organizacyjne, ale nie ma ich na pomoc upadającemu żużlowi czeskiemu, niemieckiemu czy choćby rosyjskiemu (i niech Was tu nie zwiedzie siła sportowego rażenia Sajfutdinowa oraz Łagutów). Anglia od lat też się stacza po równi pochyłej, zaś z USA pozostał już tylko Hancock. I nikt im nie pomaga! Ale granatowomarynarkowi z FIM za to chcą na darmową wycieczkę do Argentyny! Jeszcze tam ich nie było!
Dlatego ten cały DPŚ (zwłaszcza zaś baraż bez nas) wcale mnie nie podnieca, acz oczywiście wszystkim życzę emocji i miłych chwil w Gorzowie.
Bartłomiej Czekański
PS Dziś gorzowski baraż obejrzę sobie w telewizorni Canal+, która ustami głównie red. Olkowicza wykonuje dla widzów dobrą robotę, ale w łeb sobie strzelę, gdy do studia znów zaproszą człowieka z kosmosu, czyli prezesa PZM i wiernego wysłannika FIM Andrzeja Witkowskiego. Gdyby "Witja" był bowiem pochodzenia ziemskiego, to by - wbrew zdaniu zawodników - bezsensownie i wręcz bezczelnie nie bronił nowych tłumików i orientował się, jak obecnie źle się dzieje ze światowym żużlem. No, lecz jak ktoś jest z kosmosu, czyli z matplanety FIM...
Ale między innymi o tym właśnie w następnym felietonie (Bartek).