Piotr Protasiewicz: Trzeba śmiało i odważnie powiedzieć, że to ja zawiodłem

Piotr Protasiewicz w rozegranym w niedzielę meczu trzynastej rundy Speedway Ekstraligi pomiędzy ekipami Stelmet Falubazu Zielona Góra i Tauron Azotów Tarnów zdobył 6 punktów. Kapitan klubu spod znaku Myszki jest w tym sezonie w świetnej dyspozycji i kibiców przyzwyczaił do o wiele lepszych występów.

- Po prostu jechałem w niedzielę słabo. Szczerze mówiąc, czuję się jakiś taki wypompowany. Sobotni finał Drużynowego Pucharu Świata dużo mnie kosztował. Nie wychodzi teraz świętowanie, jak można by oczekiwać, ale nocka była nieprzespana. Adrenalina trzymała nas do samego rana. Miałem poza tym duże ciśnienie, bo mój syn po raz pierwszy w życiu brał w niedzielę udział w zawodach kartingowych. Przeżywałem to chyba jeszcze bardziej niż ten finał drużynówki. Na niedzielny wieczór nie starczyło mi już chyba energii. Nie dopatrywałbym się problemów w sprzęcie, po prostu jechałem słabo. Zupełnie nie czułem sprzętu, szukałem czegoś po motorach, ale trzeba śmiało i odważnie powiedzieć, że to ja zawiodłem. Na szczęście koledzy jechali świetnie i moja słaba postawa nie wpłynęła na wynik końcowy. Punkty zostały w Zielonej Górze, a ja osobiście się w pewien sposób rozgrzeszam z tego słabszego dnia - powiedział po meczu z Tauron Azotami Tarnów Piotr Protasiewicz.

Co kapitan Stelmet Falubazu miał na myśli mówiąc o pierwszych zawodach swojego syna? - Tu nie chodziło o jakieś wielkie ściganie. Mój syn jest w grupie można powiedzieć "przedskoczków" w kartingach. Jeżdżą grupą i to są dzieciaki pięcio, sześcio, czy siedmioletnie. Puszczani są miedzy biegami w europejskich eliminacjach w gokartach. Dla rodziców to nie lada wyzwanie. Bardzo mocno to przeżywałem. Jechał fajnie, też przeżywał, dopiero teraz, po meczu zaczyna go puszczać. Cieszę się, że ma zajęcie - stwierdził "PePe".

Drużyna Tauron Azotów na papierze prezentuje się całkiem nieźle, ale w tym sezonie zawodnicy spod znaku Jaskółki spisują się zdecydowanie poniżej oczekiwań. - Trudno mi oceniać inne drużyny. Jadą jak jadą. Może poszczególni zawodnicy nie mają "sezonu konia", nie idzie im jakoś rewelacyjnie. Fredek Lindgren pojechał w niedzielę dobrze, ale też miesza występy dobre ze słabszymi. Generalnie jeśli dwóch zawodników spisze się dobrze, pozostali mają gorszy mecz i nie mogą się spasować, co nie pozwala im pojechać lepiej jako drużyna. Na swoim torze są oczywiście bardzo groźni, ale na wyjazdach to jest połowa tej mocy, co u siebie - zakończył zawodnik złotej reprezentacji Polski z sobotniego finału w Gorzowie.

Po bardzo dobrym występie w sobotnim finale Drużynowego Pucharu Świata, w niedzielę Piotr Protasiewicz spisał się już nieco gorzej

Źródło artykułu: