Nie da się ukryć, że nadal główną osobą w twoim teamie jest tata. Myślałeś kiedyś, że może się to zmienić?
- Jak na razie radzimy sobie z tatą całkiem nieźle. Do tej pory więcej zależało od niego, ale dochodzimy teraz do takiego momentu, że sam decyduję o przełożeniach w czasie jazdy. Tata tylko przytakuje delikatnie i stara się jak najmniej wtrącać, żebym jak najwięcej decyzji podejmował samodzielnie. To ma sprawić, bym w przyszłości się nie pogubił w natłoku obowiązków i w odpowiedniej kolejności podejmował trafne decyzje. Stąd coraz częściej usamodzielniam się, aby przyszłość była dla mnie w jeszcze lepszych barwach.
A propos przyszłości, która niezwykle szybko staje się teraźniejszością. Czy układając sezon zakładasz konkretnie, co masz osiągnąć w wybranych imprezach?
- Przed sezonem takich planów nie ma. To wychodzi w trakcie. Nie kalkuluję przed. To jeszcze nie ten etap. Pojawiają się eliminacje i półfinały i zawsze chce się awansować. Nie myślę: te zawody odpuszczę, bo po co w nich w ogóle uczestniczyć? Na razie indywidualnie jest bardzo dobrze, bo znalazłem się we wszystkich finałach juniorskich i dodatkowo seniorskich. Pary już mam za sobą, zarówno juniorskie, jak i seniorskie. Pozostają zawody indywidualne i przede wszystkim liga.
(...)
To prawda, że w kontekście przyszłego sezonu twojej mamie bliżej do Torunia niż do Zielonej Góry?
- Nie wiem, co moja mama kombinuje. Ja z nikim z Torunia nie rozmawiałem, więc nic więcej nie mogę powiedzieć. Trzeba by było o to zapytać moją mamę. Może te doniesienia wynikają z pomysłu samej przeprowadzki do domu rodzinnego mojej mamy pod Toruń? Wydaje mi się, że to jednak niczego nie zmienia, bo gdyby tak się stało, to po prostu musiałbym dojeżdżać na W69 i tyle.
Ostatnio spotkałeś się z prezesem Robertem Dowhanem, ale to nie była rozmowa o przyszłym sezonie, prawda?
- Wiadomo, w jakiej sytuacji się znajduję. Mamy trzech zawodników punktujących, a Zengi, Jonas i ja zaliczamy się do drugiej linii. Wobec tego spoczywają na mnie spore oczekiwania. Pomimo dobrych chęci, nie idzie tak, jak chciałbym. Jak chcieliby kibice Falubazu. Dlatego przed play-offami prezes Robert Dowhan przeprowadził z nami rozmowę o tym, co się dzieje. W tym momencie jesteśmy z tatą na etapie pracy przy sprzęcie. Ostatnio na treningu doszliśmy do wniosku, że kolejny sinik nadaje się tylko do wyrzucenia i czekamy na następny.
Coraz częściej słyszy się słowa o twoim imprezowaniu.
- Wynik jest słabszy niż wszyscy oczekiwali, stąd zapewne takie pogłoski się pojawiły. To jest trochę jak z Darcy Wardem. W poprzednim sezonie także bywałem na różnych imprezach, ale wtedy robiłem wynik i nikt nie miał o to pretensji. Tym razem brakuje dobrych rezultatów i wszyscy wyciągają brudy. Dzięki temu widać, kto jest za mną do końca. Prawdziwym kibicom i przyjaciołom serdecznie dziękuję za wsparcie. Ale zdarzają się i tacy, którzy poklepują zawodnika, jak jest dobrze, a jak źle, to spuszczają go na samo dno. Nie boję się tu przywołać sytuacji z Rafałem Kurmańskim, który po słabszych sezonach, zmaganiach z różnymi oskarżeniami, wiadomo jak skończył... Człowiek dostaje baty od ludzi, a oni nie zdają sobie sprawy, jak to wpływa na kogoś tak młodego jak ja.
Prywatnie należysz do grupy OnFullowców, a wasze niekoniecznie żużlowe akcje z Sówką na 5:1 owiane są nieomal legendą, o co w tym wszystkich chodzi?
- Nie chciałbym zdradzać wszystkich tajemnic. Niech to pozostanie między nami. Mogę jedynie powiedzieć, że tworzymy paczkę znajomych, przyjaciół, którzy naprawdę są bardzo zgrani i zawsze mogą na siebie liczyć. Reszta niech pozostanie w naszym OnFullowym gronie.
Przyjaźnisz się z Łukaszem Sówką, jesteś bardzo lubianym zawodnikiem i masz w żużlu wielu przyjaciół i znajomych. Spotykacie się poza torem?
- Z Łukaszem i Kacprem Gomólskim widzimy się głównie na torach, bo jeździmy w innych ligach. Ale jak jest czas, to się spotykamy i wspólnie organizujemy sobie zajęcia. Na dłuższe spotkania mamy szansę dopiero jesienią i zimą. Taka jest specyfika żużla. Ale kiedy w tygodniu znajdę wolną chwilę, to oczywiście nikomu nie odmawiam i chętnie, jak tylko mogę, spotykam się ze znajomymi.
Nie masz wrażenia, że gdy Twoi szkolni koledzy i koleżanki bawią się, Ty ciężko pracujesz i trochę uciekają Ci najlepsze i szalone lata?
- Jestem sportowcem. Tak kiedyś wybrałem. Oczywiście, że czasem mam ochotę trochę się pobawić, choć wbrew legendom nie przesadzam. Gdybym był zawodnikiem Sparty, jak Maciek Janowski, czy Stali Rzeszów jak Dawid Lampart, to nie byłoby takiego tematu, bo chłopaki mogą pójść do każdego klubu w mieście i nikt ich nie rozpozna. Jazda w Falubazie to także duża presja i rozpoznawalność, jakiej nie ma nigdzie indziej w Polsce, w Szwecji, czy Anglii.
Więcej w 9 numerze nieregularnika "Tylko Falubaz", który kibice Falubazu Zielona Góra mogą dziś bezpłatnie otrzymać w Giocondzie, w Sklepach Kibica w Galerii Handlowej Auchan i Focus Mall oraz od 14.00 w kasach stadionu przy W69 przed meczem z PGE Marmą Rzeszów.