To nie był udany rok dla tarnowskiego żużla. Marzenia o pierwszej szóstce należało włożyć między bajki praktycznie już po pierwszej połowie sezonu. W konsekwencji Jaskółki walczyły tylko o utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Z tym nie miały już większego problemu. - Jasne, że zamiast w meczach o utrzymanie, wolelibyśmy walczyć w tym czasie w play off. Niestety, stało się jak się stało i trzeba cieszyć się z tego, że Tarnów jest w Ekstralidze. Mam nadzieję, że od teraz, zespół ten będzie w przyszłości jak najdalej od podobnych sytuacji - mówi
Po zakończeniu tegorocznych zmagań, Ułamkowi wygasła dwuletnia umowa z tarnowskim zespołem. Doświadczony jeździec był jak dotąd bardzo zadowolony z pobytu w mieście generała Bema. - Wydaje mi się, że swoją rolę w Tarnowie spełniłem. Zarówno jako zawodnik jak i kapitan całej drużyny Tauron Azotów. Dlatego myślę, że klub nie powinien mieć do mnie większych pretensji w przekroju całego sezonu. Jak dotąd współpraca z tarnowskim klubem układała się bardzo dobrze. Ten miniony sezon był chyba najcięższy. Na pewno też z tego względu, że nie było wyniku. Przegrane mecze zwłaszcza na swoim torze bardzo nas dołowały. Szczerze mówiąc brakowało mi w zespole takiego starszego wsparcia, jednego "grajka", z którym mógłbym coś "porobić". Dwa konie jak są, ten wóz ciągnie się łatwiej - wyjaśnia.
Na pomoc najbardziej doświadczonego człowieka w talii duetu trenerskiego Mariana Wardzała - Paweł Baran mogli jednak liczyć wszyscy. - Młody Martin Vaculik przychodził do mnie i przekazywałem mu wskazówki na tyle ile się dało. Podobnie było z Leonem Madsenem w ostatnim spotkaniu. Bardzo długo Duńczyka nie było w naszym składzie i nie mógł uwierzyć jakie przełożenia mam ustawione na rewanż z Włókniarzem. Nakazałem więc moim mechanikom rozkręcić osłonki, żeby sam na własne oczy zobaczył jakie mam pozakładane zębatki. Żeby nie było, że kłamię za plecami. Ale tak to wyglądało w trakcie sezonu. Byłem bardzo otwarty dla wszystkich. Pomagałem ile mogłem - zapewnia.
Od kolejnego sezonu na tory Ekstraligi wchodzi przepis, który mówi o tym, że w meczu można korzystać z usług tylko jednego zawodnika z cyklu Grand Prix. Jak na te ograniczenia dotyczące najlepszej piętnastki świata zapatruje się kapitan biało-niebieskich? - Chyba warto spróbować. Na ten moment nie jest to jakieś długoterminowe rozwiązanie. Niejako dzięki podobnemu przepisowi trafiłem trzy lata temu do Unii Tarnów. Było wypożyczenie z Częstochowy, umowa przewidywała tylko roczną przygodę z Tarnowem, a spędziłem tu jak się okazało trochę więcej czasu. Ale nie żałuję tego absolutnie - komunikuje.
Od wielu już lat pod adresem liczącego niespełna 36 wiosen zawodnika padają zarzuty jakoby ten brał na siebie bagaż zbyt wielkiej ilości startów we wszelakich turniejach i ligach. Wystarczy napisać, że w tym roku "Seba" miał parafowane kontrakty w aż sześciu ligach! - Gdybym nie jeździł w kilku ligach, a tylko w Polsce, zapewne byłbym w tych różnych klasyfikacjach zliczających średnie na pięćdziesiątych miejscach. W innych krajach też jest z kim się ścigać, zawodnicy są z najwyższej półki, czy to Szwecja, Dania, czy Czechy. Jest gdzie się z innymi porównywać. Mogę nawet powiedzieć, że najwięcej wyniosłem z Extraligi czeskiej. Jeździłem w jednym klubie z Gregiem Hancockiem, z którym przyjaźnię się od wielu lat. Wiem, że on mnie z skłamie, pewne rzeczy, które mi tam podpowiedział pomogły mi przenieść pewne niuanse na tarnowski tor - tłumaczy rodowity częstochowianin.