Crump lekiem na całe zło - podsumowanie sezonu w wykonaniu PGE Marmy Rzeszów

Miniony sezon w wykonaniu PGE Marmy można by określić dosyć krótko - raz na wozie, raz pod wozem. Rzeszowianie balansowali pomiędzy występami bardzo dobrymi a i takimi, gdzie rywal dawał im srogie lekcje żużlowego rzemiosła. Zrealizowali jednak swój przedsezonowy cel - utrzymanie.

W tym artykule dowiesz się o:

Bez niego ani rusz

Awans do Speedway Ekstraligi postawił przed rzeszowskimi działaczami wymóg zbudowania zespołu, który zagwarantowałby przynajmniej utrzymanie. Skład nie został jednak znacznie przemeblowany, dokonano jednej, ale jakże istotnej roszady. Postawiono zakontraktować Jasona Crumpa, który jak się później okazało, był fenomenem, dzięki któremu PGE Marma Rzeszów utrzymała się w gronie najlepszych drużyn żużlowych w Polsce. Rudowłosy zawodnik podpisując z nią kontrakt zapewnił jej rzeczywiście sowite pożycie żużlowe, a właściwie utrzymanie.

- Chcemy walczyć o najwyższe cele, jednak wiemy, że z pozycji beniaminka na pewno będzie nam o wiele trudniej niż innym drużynom. Jako cel priorytetowy stawiamy sobie awans do play off, a potem mam nadzieję, że uda nam się wejść do czwórki walczącej o medale - mówił przed sezonem trener "Żurawi" - Dariusz Śledź. Naprzód armio naprzód gnaj, nigdy nie trać wiary w to, by królewski objąć tron - taki wers usłyszeć można w hymnie rzeszowskiej Stali. I trzeba przyznać, że armia gnała, tyle, że raz był to szybki kłus, zaś w kilku innych występach leniwe podskakiwanie.

Rzeszowianie zaczęli z wysokiego C. Już w pierwszej kolejce niespodziewanie pokonali pretendenta do tytułu gorzowską Stal. Po takim początku apetyty kibiców i działaczy nabrały sporych rozmiarów, jednak rzeczywistość szybko sprowadziła ich na ziemię. W kolejnych czterech spotkaniach, PGE Marma zdobyła zaledwie jeden punkt, remisując we Wrocławiu, a na półmetku rundy zasadniczej uplasowała się dopiero na siódmym miejscu. Na domiar złego, podczas jednego z treningów przed czwartą kolejką groźnej kontuzji doznał Rafał Okoniewski, przez co musiał opuścić kilka spotkań, zaś w kolejnych zamiast z przeciwnikami, walczył z ogromnym bólem. Rundę rewanżową "Żurawie" rozpoczęły fatalnie, wysoko przegrywając w Tarnowie i spadając na ostatnie miejsce w ligowym zestawieniu. Zespół Dariusza Śledzia musiał odbić się od dna i to się udało. Wygrane z drużynami z Wrocławia i Częstochowy, czyli głównymi rywalami o play off oraz niespodziewany remis w Zielonej Górze dał im upragniony awans, a zarazem pozwolił osiągnąć przedsezonowy cel - utrzymanie w Speedway Ekstralidze. W play off zespół znad Wisłoka trafił na przyszłych Drużynowych Mistrzów Polski - Stelmet Falubaz Zielona Góra, z którym to poniósł dwie dotkliwe porażki i zakończył sezon na piątym miejscu - tym samym, które PGE Marma zajęła po rundzie zasadniczej.

Trudno wyobrazić sobie zwycięstwa PGE Marmy Rzeszów bez Jasona Crumpa

Lek na całe zło

Patrząc na cały sezon w wykonaniu PGE Marmy Rzeszów, w głównej mierze trzeba przyjrzeć się przez pryzmat personaliów. Gwiazda, która świeciła nad Wisłokiem najjaśniej mogła być tylko jedna. Jason Crump, bo o nim mowa, w istocie był lekiem na całe zło, a bardziej na słabszą postawę kolegów z zespołu. Jego szarżami zachwycali się kibice w całej Polsce, a ci w stolicy Podkarpacia mogli dumnie pokazywać, że Australijczyk to ich nowy idol. Dość powiedzieć, że Crump był trzecim najskuteczniejszym zawodnikiem Speedway Ekstraligi, przegrywając jedynie z takimi tuzami "czarnego sportu" jak Jarosław Hampel i Tomasz Gollob. Kolejny zawodnik zespołu z grodu Rzecha uplasował się w tej klasyfikacji dopiero na 22 pozycji. Uwidacznia zatem to znamiennie, jak cenny był transfer Crumpa z Wrocławia do Rzeszowa."Kangur" spełnił swoją rolę, będąc rzeczywiście liderem z prawdziwego zdarzenia. Nadzieje związane z jego osobą są ogromne, bowiem w przyszłym roku ponownie założy plastron z "Żurawiem" na piersi. Nie można jednak zapominać, iż rudowłosy zawodnik otrzymał w minionym roku ogromne wynagrodzenie za swoją jazdę.

Patrząc na jazdę pozostałych zawodników, właściwie mało kto zasługuje na pochwały. Trzeba jednak przyznać, że na oklaski zasłużył wspomniany już Rafał Okoniewski. Wychowanek pilskiej Polonii praktycznie cały sezon zmagał się z niezwykle bolesną kontuzją poparzonej nogi. Jednak zaciskał zęby i ruszał do walki. Z pewnością taką postawę należy pochwalić, tym bardziej, że popularny "Okoń", właściwie jako jedyny starał się dotrzymywać kroku Crumpowi. Ocena pozostałych zawodników może przyprawić o spory ból głowy. Chris Harris i Lee Richardson przeplatali słabe występy, z tymi nieco lepszymi. Kibice znad Wisłoka mieli z goła odmienne oczekiwania wobec brytyjskich stranieri, stawiając ich w pierwszej linii głównych armat zespołu. Jak się później okazało, armaty może i stanęły, problem w tym, że zabrakło w nich kul i odpowiedniej siły wystrzału. Bardzo słaby sezon zanotowali także trzej Polacy startujący w barwach rzeszowian. Maciej Kuciapa, który miał gwarantować odpowiednie zdobycze punktowe chociaż na własnym torze, spisywał się fatalnie. Dość powiedzieć, że Kuciapa okazał się najsłabszym seniorem w Speedway Ekstralidze! Jeszcze gorzej niż kapitan PGE Marmy spisał się Łukasz Kret. Mimo, iż jest to młody zawodnik, to jednak żadnego przebłysku formy nie było, a jeśli ktoś liczył, że będzie ona rosła w miarę upływu czasu, bardzo się przeliczył. Co najgorsze, patrząc na jazdę "Krecika" niektórzy twierdzą, że zamiast iść do przodu, cofnął się on w żużlowej karierze. Ostatni z czwórki Polaków - Dawid Lampart również zanotował nie najlepszy sezon. Nie można mu jednak odmówić chęci walki, ani tego, że się starał, jednak zbyt często nękały go problemy sprzętowe.

Nie wszyscy zawodnicy rzeszowian spisali się w minionym sezonie na miarę oczekiwań

Przyszłość - pewna czy niepewna?

- Mieliśmy jakiegoś swoistego pecha, choć może ciężko nazwać to pechem. Chodzi mi o taki dziwny nierówny układ sił, wobec którego jeszcze w żadnym meczu tego sezonu cała drużyna nie pojechała na maksimum swoich możliwości - opisywała postawę swojego zespołu w sezonie 2011 prezes Marta Półtorak. - Oczywiście prowadzimy już rozmowy z zawodnikami. To zresztą taki okres, że i kluby i zawodnicy starają się dojść do porozumienia z macierzystymi zespołami, których barw bronili, lub ewentualnie zastanawiają się nad możliwością zmiany barw klubowych. Również u nas w klubie taka sytuacja ma miejsce - dodaje. Jaka zatem przyszłość rysuje się przed zespołem PGE Marmy?

W Rzeszowie w 2012 skład ponownie oparty zostanie o osobę Jasona Crumpa. W zespole pozostanie także Rafał Okoniewski i zapewne Lee Richardson, który legitymuje się dosyć niskim KSM. Trenerem w dalszym ciągu będzie Dariusz Śledź. A co z resztą? W kontekście jazdy nad Wisłokiem wymienia się takie osobistości jak Grzegorz Walasek, Krzysztof Kasprzak, Maciej Janowski czy Joonas Kylmaekorpi. Działacze z Rzeszowa zapowiadają, że chcą włączyć się do walki o medale, jednak muszą być świadomi, że taka postawa niesie ze sobą zmiany personalne. I nie chodzi tutaj jedynie o skład seniorski, ale przede wszystkim o zestawienie młodzieżowe, bowiem po ukończeniu wieku juniorskiego przez Dawida Lamparta, próżno szukać stabilnych i mocnych młodzieżowców w Rzeszowie. Te elementy bowiem najbardziej zawiodły w minionym sezonie. Jednego można być pewnym, iż jeśli chodzi o finanse to klub z Rzeszowa może pochwalić się ich stabilnością, a co zatem idzie wypłacalnością, co zapewne także jest bardzo ważnym elementem w rozmowach z potencjalnymi nowymi zawodnikami, jeśli nie najważniejszą.

Sezon 2011 miał być okresem przejściowym dla PGE Marmy Rzeszów, zaś w 2012 rzeszowianie mają włączyć się do walki o podium. Czy rzeczywiście im się to uda, czy może będą to jedynie buńczuczne zapowiedzi przedsezonowe? Czas pokaże. Póki co, trzeba zbudować zespół na miarę Speedway Ekstraligi. Niewątpliwie mocniejszy od tego, który startował w Rzeszowie w 2011 roku.

Czy w przyszłym roku PGE Marma znów uniesie ręce w geście tryumfu?

Źródło artykułu: