Krzysztof Wesoły: Pozytywne zaskoczenie sezonem "ogórkowym"

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Stal Gorzów po raz pierwszy od wielu sezonów skompletowała skład, który jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek wygląda solidnie i nie budzi zbyt wielu zastrzeżeń. Piotr Paluch będzie miał do dyspozycji piątkę równych zawodników, którzy przy dobrych wiatrach powinni co najmniej powtórzyć sukces z tego roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Okres transferowy zawsze budził w kibicach niesamowite emocje. Szczególnie w Gorzowie, gdzie od kilku lat nie ma problemów z pieniędzmi i co roku można spodziewać się mniej lub bardziej, ale zawsze spektakularnych transferów. Kilka ostatnich lat pokazało jednak, że mimo sporych możliwości finansowych, sternicy z północy województwa lubuskiego nie zawsze trafiali w dziesiątkę przy wyborze nowych zawodników.

Historia zaczyna się w 2006 roku, gdy to Władysław Komarnicki uznał, że na sześćdziesięciolecie klubu wypadałoby w końcu powrócić do tej "nieosiągalnej" elity. Zapowiedział wielki skład ze zdecydowanym liderem. Był wyrwany ekstraligowej Sparcie Jesper Jensen, był też Magnus Zetterstroem, po rocznym rendez-vous z Unią Tarnów powrócił Paweł Hlib, a na dokładkę dokooptowano Świętej Pamięci Mateja Ferjana. Ale brakowało lidera. Peter Karlsson został w Ostrowie, Bjarne Pedersen trafił do Gdańska, a Matej Zagar do Torunia, gdzie chyba do dziś mają mu za złe finał z Unią Leszno. Brak lidera skłaniał kibiców do krytycznych komentarzy pod względem transferowego "polowania", choć awans do Ekstraligi był kapitalnym zwieńczeniem sezonu.

Kolejne, już ekstraligowe lata, przynosiły więcej rozczarowań w związku z katastrofalną serią szóstych miejsc. Kilka tygodni po upragnionym awansie, prezes Komarnicki dał kibicom prezent w postaci Tomasza Golloba i Rune Holty, a skład uzupełnił "krojącym gorzowskich liderów" Peterem Karlssonem. Mimo tego iż druga linia składała się z pierwszoligowych rzemieślników, nikt w Gorzowie nie narzekał na skład. W porównaniu do poprzednich beniaminków, ten przynajmniej spokojnie miał utrzymać się w elicie.

Drugie szóste miejsce nie było przyjęte już tak pozytywnie, choć i transfery nie powalały na kolana. Stal przedłużyła kontrakt z Rune Holtą, który mimo mocno przeciętnej średniej biegowej, po raz kolejny miał być drugim liderem. Podpisano też umowę z solidnym Matejem Zagarem. Gorzej było z wypełnieniem dziury po pierwszoligowcach. O piąte miejsce w ekipie mieli się bić Rafał Okoniewski i David Ruud, którzy ledwo mieścili się w pierwszej piętnastce statystyk zaplecza Speedway Ekstraligi i zgodnie z oczekiwaniami nie stanęli na wysokości zadania.

Władysław Komarnicki wiedział, że musi zastąpić Holtę drugim - obok Tomasza Golloba - liderem, któremu nie będą zdarzały się wpadki, jak porażka z Damianem Celmerem na własnym obiekcie. Postawiono więc na zawodnika, który blisko Stali był już przed sezonem 2008. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, Nicki Pedersen oficjalnie parafował dwuletni kontrakt z gorzowską drużyną. Postawiono też na umiejętności Tomka Gapińskiego, który miał za sobą udany rok we Włókniarzu Częstochowa. Wciąż jednak raziła ogromna "czarna dziura" w postaci Davida Ruuda, który wśród gorzowskich kibiców zyskał miano zawodnika strachliwego. W trakcie sezonu do ekipy dołączył z kolei Przemysław Pawlicki i to m.in. dzięki niemu gorzowianie przegrali jedynie cztery mecze w całych rozgrywkach.

Brązowy medal w 2011 roku zdobyła z kolei drużyna, która po raz pierwszy rzeczywiście wyglądała na szóste miejsce. Niechciany w Toruniu... pardon, niechciany wszędzie Hans Andersen i jeżdżący poniżej swojego poziomu Niels Kristian Iversen, oraz szukający nowych przygód Artur Mroczka. Mimo słabszego początku i drugiego półmetka sezonu zasadniczego, transfery te dały gorzowskim fanom to, na co czekali od wielu lat.

Najmniej wątpliwości budzą z kolei tegoroczne transfery. Nawet jeśli bardzo się postarać, trudno znaleźć jakieś minusy w zakontraktowaniu Krzysztofa Kasprzaka i Michaela Jepsena Jensena. Jedyną alternatywą dla "Kaspera" był podobno Adrian Miedziński, ale gwarancji na to, że spisywałby się lepiej od nowego już nabytku Stali nie ma żadnej. Kasprzak jest zawodnikiem, który swoje najlepsze lata wciąż może mieć przed sobą. Nie jest to przecież zawodnik stary. Wciąż młody, ale zarazem doświadczony, a na dodatek mający jeszcze miejsce w swoim bagażu na kolejną dawkę doświadczeń.

Jensen jest z kolei żużlowcem, który dopiero stoi u progu swojej żużlowej kariery. Nikt nie oczekuje, że będzie robił komplety punktów, ale lepszego zawodnika, biorąc pod uwagę KSM, Stal zwyczajnie znaleźć nie mogła. Duńczyk to nie tylko udany transfer na kolejny rok, ale też inwestycja w przyszłość. Mam jedynie nadzieję, że sternicy z Gorzowa nie popełnią tego samego błędu, jaki popełnili w przypadku Thomasa Jonassona, stawiając ponad niego Davida "wygram jeśli dobrze wystartuję" Ruuda. Jensen jest jednym z najbardziej perspektywicznych zawodników w swoim kraju i Duńczycy nie dopuszczą do zaprzepaszczenia takiego talentu. W końcu ktoś musi w niedalekiej przyszłości zastąpić będącego już w kwiecie wieku Pedersena, czy słabnącego z roku na rok Andersena. Z całą pewnością nie zrobi tego Mads Korneliussen, z którego korzystano w tegorocznym Pucharze Świata.

Udane transfery Stali Gorzów są bezpośrednim nawiązaniem do lubuskiej, gorzowsko-zielonogórskiej "wojny". Transfery Falubazu są krytycznie komentowane również, a może i przede wszystkim, przez samych zielonogórzan. Zrobił to nawet mój redakcyjny kolega, Kuba Sobczak, pisząc na łamach naszego Portalu o "pierwszoligowych wzmocnieniach" w postaci Krzysztofa Jabłońskiego i Łukasza Jankowskiego. Po tłustych latach dla fanów Falubazu, który to pierwsze batalie w sezonie ze Stalą wygrywał już w okresie transferowym (same rozgrywki z reguły wyglądały podobnie), nadszedł czas na rewanż ze strony północy. Rewanż z wielką pompą, bo aktualny skład Stali już teraz stawiany jest w roli jednego z najściślejszych faworytów przyszłorocznych rozgrywek.

Mimo wszystko z całego serca życzę zielonogórzanom awansu do finału Speedway Ekstraligi. Myślę, że marzeniem wszystkich kibiców na Ziemi Lubuskiej i nie tylko jest w końcu obejrzeć na Jancarzu i przy W69 derbowe pojedynki o tytuł Drużynowego Mistrza Polski. Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która by sobie tego życzyła...

Źródło artykułu: