Przypomnijmy, że Lokomotiv uległ gospodarzom w stosunku 30:60. Lebiediew pojawił się na torze 6 razy. Wywalczył 6 "oczek" i bonus. Jak zwykle imponował ambitną i waleczną postawą, jednak nie przełożyło się to tym razem na dorobek punktowy. - To nie był nasz dzień. Zwykle dobrze mi się tutaj jeździło i zdobywałem dużo punktów. Dzisiaj stało się coś złego stało się z moimi motocyklami. Ja może i jechałem dobrze, ale one nie spisywały się najlepiej. Za każdym razem chcę być pierwszy, ale nie zawsze to się udaje. Nic nie jestem w stanie na to poradzić - powiedział zawodnik.
Sporo kontrowersji wzbudziła sytuacja z dwunastego biegu dnia. Na jego starcie, oprócz Łotysza, stanęli Antonio Lindbaeck, Wojciech Lisiecki i Mikael Max. W pierwszym łuku było bardzo ciasno, nikt nie chciał odpuścić. W efekcie jadący najbliżej krawężnika "Lisek" wypchnął Lebiediewa na środek toru, gdzie akurat atakował Lindbaeck. Doszło do kontaktu, w wyniku którego uczestnik Grand Prix 2012 i junior Lokomotivu upadli. Bardziej ucierpiał ten pierwszy. "Toninho" dość długo leżał na torze, pojawiła się nawet karetka, jednak ostatecznie wrócił on do parku maszyn o własnych siłach i kontynuował starty. W międzyczasie sędzia Marek Wojaczek podjął decyzję o wykluczeniu Lebiedeiwa. - Powtórka powinna odbyć się w pełnej obsadzie - nie miał wątpliwości zainteresowany. - Było bardzo ciasno w pierwszym łuku. Wojtek Lisiecki "popchnął" mnie, przez co ja wjechałem w Antonia. Nie było w tym mojej winy. Było bardzo mało miejsca, Wojtek jadąc przy krawężniku po prostu mnie wypychał - opisywał.
Lebiediew, podobnie jak duża część obserwatorów spotkania, był zaskoczony werdyktem arbitra. Postanowił więc odbyć z nim rozmowę, która jednak, jak zawsze w takich sytuacjach, nie przyniosła efektu. - Zapytałem sędziego dlaczego mnie wykluczył. Powiedział, że widział jedynie sytuację, gdzie to mnie pociągnęło i uderzyłem w Antonia. Natomiast momentu, kiedy Wojtek wywiózł mnie od krawężnika już nie widział - mówił nieco rozczarowany Łotysz.
Do całej sprawy odniósł się również Lindbaeck. Szwed tuż po wypadku był lekko poddenerwowany, jednak po zakończeniu spotkania był już totalnie rozluźniony. - Andrzej chciał mnie zabić (śmiech) - zażartował znany z poczucia humoru zawodnik. - Serio mówiąc - taki jest żużel. Andrzeja po prostu poniosło, takie sytuacje się zdarzają. Nie mam do niego pretensji, nie była to jego wina - dodał. Jak "Toninho" oceniał decyzję arbitra? - Sędzia mógł to różnie zinterpretować. Wyścig mógł być powtórzony w pełnej obsadzie, mogła zostać podjęta decyzja o wykluczeniu. Stało się to drugie - powiedział
Lindbaeck był bardzo usatysfakcjonowany swoją postawą, jednak trudno mu się dziwić. Jego zespół wygrał, indywidualnie wywalczył 12 punktów, a do tego poprawił własny rekord toru. Od soboty równy jest on 61,78 sekundy. - Jestem zadowolony, to były dobre zawody. Skoro bijesz rekord toru i wygrywasz mecz, to tor musiał być przygotowany odpowiednio - komentował.