- Nie jest to wynik, którego oczekiwałem. 33 punkty to za mało, zdecydowanie tych punktów zabrakło. Nasz skład był jednak zbyt dziurawy, żeby nawiązać walkę z Falubazem - powiedział po przegranym pojedynku trener częstochowskich Lwów.
W szeregach częstochowian zabrakło zawodników będących w stanie nawiązać walkę ze świetnie dysponowanymi tego dnia gwiazdami Stelmet Falubazu. W zespole gości punktowali głównie Grigorij Łaguta oraz Daniel Nermark. - Jeszcze troszkę swoich punktów dorzucił Kenneth Bjerre - zwyciężył wyścigi otwarcia i zakończenia. To było jednak zdecydowanie za mało. W naszym teamie zawiodła głównie druga linia. Zengota zdobył 1 punkt, Jabłoński zaś przywoził same zera. Kiedy dwójka zawodników robi jeden punkt to ciężko myśleć o sukcesie - przyznał Dymek.
Pierwszy start Grzegorza Zengoty nie zapowiadał tak słabego występu. W kolejnych odsłonach było jednak coraz gorzej. Czy "Zengi" zbyt bardzo chciał pokazać się z jak najlepszej strony przed zielonogórską publicznością? - Czy się spiął, to trzeba pytać samego Zengoty. Ja mogę powiedzieć o sobie, że mam wysoką temperaturę i czuję się fatalnie. Nie mogę mówić, że Grzegorz był spięty bo nim nie jestem. Na pewno chciał pojechać dobrze, ale zdecydowanie mu to w tym spotkaniu nie wyszło - stwierdził szkoleniowiec.
Po remisie w Częstochowie wszyscy spodziewali się bardziej wyrównanego pojedynku. Na początku spotkania drużyna gości trzymała kontakt z przeciwnikiem. Po czterech odsłonach utrzymywał się remis. Jednak od tego momentu zielonogórzanie zaczęli spisywać się tak, jak przystało na gospodarzy i odjechali od częstochowian. - Wyszło chyba spasowanie i znajomość zielonogórskiego toru przez gospodarzy a nasi zawodnicy błądzili, kombinowali, zmieniali ustawienia, ale jak widać nieskutecznie - zakończył.
Dymek: Nie wiem, czy Grzegorz się spiął
- W naszym teamie zawiodła głównie druga linia. Zengota zdobył 1 "oczko", Jabłoński zaś przywoził zera. Kiedy dwójka zawodników robi jeden punkt ciężko myśleć o sukcesie - powiedział Jarosław Dymek.