Mirosława Jabłońskiego zabrakło w składzie częstochowskiej ekipy w ostatnim spotkaniu z PGE Marmą Rzeszów. Było to pokłosiem słabszych występów młodszego z braci Jabłońskich w ostatnich pojedynkach. Czarę goryczy przelał zwłaszcza mecz w Zielonej Górze, gdzie 27-latek nie wywalczył ani jednego punktu. W jego miejsce w składzie pojawił się długo nieoglądany Rafał Szombierski, który również zawiódł oczekiwania kibiców. Jabłoński ostatnie kilka dni poświęcił na bardzo pieczołowite przygotowania i pracę przy motocyklach. Efekty były już widoczne w szwedzkiej Allsvenskan i zwłaszcza Otwartych Mistrzostwach Łotwy, gdzie wychowanek Startu Gniezno sięgnął po srebrny medal. W ciągu najbliższych dni Jabłoński będzie musiał udowodnić swoją przydatność do drużyny podczas sesji treningowych. - O tym, czy pojadę w meczu we Wrocławiu zadecyduję menadżer. Od niego wszystko jest zależne. Muszę udowodnić swoją dobrą dyspozycję na treningach. Bardzo chciałbym wystąpić w tym meczu. Zrobię wszystko, by być jak najlepiej przygotowanym. Ostatnie dni wykorzystałem bardzo sumiennie na treningi i przygotowanie sprzętu. Mam nadzieję, że wyniki z lig zagranicznych będę w stanie przełożyć na Ekstraligę. Tego bym sobie życzył. Na pewno tego samego oczekują działacze i kibice. Nie ukrywam, że polska liga jest dla mnie priorytetem, a jak do tej pory w większości meczy zawiodłem. Chciałbym się zrehabilitować - podkreśla Mirosław Jabłoński w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Kilka dni temu 27-latek z powodzeniem wystąpił w Otwartych Mistrzostwach Łotwy rozegranych w Daugavpils. Jabłoński zakończył zawody z dorobkiem trzynastu punktów, ale w biegu dodatkowym o zwycięstwo musiał uznać wyższość Maksima Bogdanowa. Druga lokata w tych zawodach, to zdaniem Jabłońskiego dobry prognostyk na kolejne spotkania. - Teraz w erze nowych tłumików żużel bardzo się wyrównał. Trzeba patrzeć przez pryzmat tego, że nie ma obecnie zawodnika, który w każdych zawodach jeździłby fenomenalnie. Każdy może wygrać i każdy może przegrać. Byłem bliski zwycięstwa w Daugavpils. Niestety, błędne ustawienie motocykla na wyścig dodatkowy sprawiło, że przegrałem. Bardzo się cieszę z tego, bo obsada może nie była bardzo mocna, ale musimy zdawać sobie sprawę z tego, że przy tych tłumikach rywalizacja stała się bardzo wyrównana. Mnie cieszy każda wygrana. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że moje motocykle jadą i trzeba tylko wyciągnąć z nich maksimum, aby zdobywać punkty w polskiej Ekstralidze - tłumaczy wychowanek klubu z Gniezna.
W niedzielę Lwy o kolejne ligowe punkty walczyć będą na torze we Wrocławiu. Częstochowianie po ostatniej porażce znaleźli się na samym dnie ligowej tabeli i potrzebują punktów, niczym ryba wody. Ewentualna porażka na Stadionie Olimpijskim może okazać się dla Lwów brzemienna w skutkach. - Zdajemy sobie sprawę, że nasza sytuacja nie jest kolorowa. Musimy piąć się w górę i postarać się o zwycięstwo we Wrocławiu. Potrzebne są nam punkty i uważam, że jesteśmy w stanie odnieść tam zwycięstwo. Pod warunkiem, że wszyscy pojadą na maksimum swoich możliwości. Na to liczę - dodaje Jabłoński.
Pojedynek we Wrocławiu będzie dla podopiecznych Jarosława Dymka tym z gatunku o "sześć punktów". Podobnie w przypadku kolejnego spotkania na własnym torze z Lotosem Wybrzeżem Gdańsk. Jeśli częstochowianom podwinie się noga ich szanse na miejsce w ósemce zmaleją praktycznie do minimum. - Będziemy robili wszystko, aby tak się nie stało. W każdym spotkaniu będziemy zmobilizowani i skoncentrowani, aby odnieść zwycięstwo, bo w tym momencie nie ma dla nas nic ważniejszego - kończy Mirosław Jabłoński.
Mirosław Jabłoński dla SportoweFakty.pl: Chciałbym się zrehabilitować
Już w najbliższą niedzielę Dospel Włókniarz Częstochowa zmierzy się na wyjeździe z Betardem Spartą Wrocław. Do składu Lwów prawdopodobnie powróci Mirosław Jabłoński.
ponieważ zdobył wicemistrzostwo Łotwy, Szumina nic się nie stara