Damian Gapiński: Zmiany fikcyjne i rewolucyjne

W najbliższym czasie możemy spodziewać się zmian we wszystkich ligach żużlowych w Polsce i to nie tylko w zakresie regulaminów. Które z nich mogą zmienić obraz polskiego speedwaya?

W sezonie 2013 w Speedway Ekstralidze wejdzie w życie Regulamin Finansowy. Z kolei Główna Komisja Sportu Żużlowego zapowiada szereg zmian w rozgrywkach I i II ligi. Zanim jednak dojdzie do spodziewanej rewolucji w polskich ligach, możemy spodziewać się zmiany na stanowisku prezesa Speedway Ekstraligi. Następca Ryszarda Kowalskiego ma zostać ogłoszony w październiku. Nieoficjalnie wiadomo, że będzie nim obecny prezes Unibaxu Toruń Wojciech Stępniewski. Choć sam zainteresowany zaprzecza, to nic nie wskazuje na to, aby Polski Związek Motorowy mianował na to stanowisko inną osobę. Kandydatów było kilku, w tym prezesi klubów Ekstraligi. Był nim również honorowy prezes Stali Gorzów Władysław Komarnicki, ale nie interesowało go przyjęcie tej propozycji. Zmiana prezesa Speedway Ekstraligi niewiele zmieni. I nie chodzi tutaj bynajmniej o osobę, która zostanie wybrana. Chodzi bardziej o zakres kompetencji prezesa SE. Tak na dobrą sprawę jest jednym z niewielu prezesów w Polsce, który ma... niewiele do powiedzenia. Postrzegany jest bardziej jako osoba, która pełni funkcję komisarza ligi, stojącego na straży przestrzegania przepisów. Na to zwrócono chyba uwagę, skoro tę funkcję ma przejąć... dotychczasowy prezes SE Ryszard Kowalski. Kowalski będzie wiceprezesem do spraw sportowych. Prezes jest również tarczą, która przyjmuje na siebie krytykę za decyzje podejmowane przez wszystkich udziałowców Spółki. Tak działo się chociażby w czasie, gdy podjęto decyzję o wprowadzeniu Regulaminu Finansowego. Czy pojawienie się Stępniewskiego na stanowisku prezesa coś zmieni? Nie sądzę. Nie wierzę w to, że Polski Związek Motorowy, który ma w tej chwili 53 procent udziałów w Speedway Ekstralidze, dopuści na stanowisko prezesa osobę, która ma zbyt wiele do powiedzenia i będzie chciała prezesować w sposób bardziej zdecydowany od poprzednika. Nowemu prezesowi pozostanie zatem wykazanie się w zakresie pozyskiwania nowych sponsorów i współpracy z mediami. Jak wiele w tym drugim zakresie jest do zrobienia pokazała chociażby ostatnia konferencja prasowa w Warszawie, na której stawiło się mniej dziennikarzy, niż na konferencjach organizowanych przez związki dyscyplin cieszących się śladowym zainteresowaniem w Polsce. A propos wyboru prezesa SE możliwy jest jeszcze jeden wariant. Speedway Ekstralidze kończy się umowa z Polskim Związkiem Motorowym. Coraz głośniej mówi się o tym, że ta umowa wcale nie musi zostać przedłużona. Powstaje tylko pytanie, jak wówczas rozwiązana zostanie kwestia dowodzenia Ekstraligą.

Niewiele osób wie o tym, że 53 procent udziałów w SE posiada Polski Związek Motorowy. Ta decyzja umknęła wielu osobom. Celowe działanie? Czy efekt słabej współpracy z mediami? Niezależnie od tego, który z wariantów miał miejsce, ta decyzja pokazuje, jak bardzo zdesperowani są prezesi klubów ekstraligowych. O tym, że obecna formuła się przejadła wiedzą już nie tylko oni. Oddanie władzy w ręce PZM, z których to rąk Speedway Ekstraliga dostała namaszczenie do organizacji rozgrywek na najwyższym poziomie jest jednak aktem desperacji. PZM wydaje się również nie mieć pomysłu na rozwój Speedway Ekstraligi. Najlepszym dowodem na to jest głosowanie właśnie w sprawie Regulaminu Finansowego. Jak powiedziała w rozmowie z naszym serwisem prokurent Betardu Sparty Wrocław Krystyna Kloc: "Na walnym zgromadzeniu, chcąc uszanować pracę tych osób, przegłosowaliśmy wprowadzenie regulaminu finansowego z tym jednak zastrzeżeniem, że uwagi, które kluby będą miały do poszczególnych propozycji, będą w czasie tygodnia napływały do Speedway Ekstraligi". Decyzję o wprowadzeniu Regulaminu Finansowego podjęto zatem dlatego, że należało uszanować pracę grupy osób, a nie dlatego, że wszyscy zgadzali się z postanowieniami regulaminu! Ten sposób myślenia przedstawicieli klubów mnie nie dziwi, bo niejednokrotnie podejmowali zaskakujące wszystkich decyzje. Powstaje jednak pytanie: co w tym momencie robił przedstawiciel PZM, który swoim głosem mógł, a nawet powinien zdecydować o tym, czy Regulamin Finansowy ma wejść w życie, czy nie? To pozostanie tajemnicą uczestników zebrania. Cała sytuacja pokazuje jednak, że polski speedway znalazł się na zakręcie, a mówiąc językiem żużlowym wszedł w wiraż. Od działaczy zależy teraz, czy bez problemów wyjdziemy na prostą, czy w związku z nierównościami na torze, zaliczymy upadek. Potrzebne są decyzje radykalne. Speedway Ekstraliga nie jest na chwilę obecną produktem, o który biją się sponsorzy i telewizje. Akurat w zakresie sprzedaży praw do transmisji wykonano właściwy ruch. Negocjacje z telewizjami będzie prowadziła UFA, która wcześniej wynegocjowała satysfakcjonujące warunki dla piłkarskiej Ekstraklasy. Aż prosi się o podobny ruch w zakresie zarządzania Speedway Ekstraligą. Na ostatnim Zgromadzeniu Wspólników Betard Spartę Wrocław reprezentował Andrzej Rusko, do niedawna prezes piłkarskiej Ekstraklasy, a wcześniej prezes WTS Wrocław. Może warto skorzystać z jego doświadczeń? To właśnie za czasów jego prezesury piłkarska Ekstraklasa zaczęła przynosić klubom nieosiągalne dotąd przychody.

O tym, jakie efekty przyniesie wprowadzenie Regulaminu Finansowego, dowiemy się niebawem. Sprawdzimy, czy dojdzie do zapowiadanych przez zawodników protestów, czy podpiszą kontrakty na proponowanych im warunkach. Moja koncepcja jest taka, że zawodnicy podpiszą kontrakty, ale niekoniecznie na warunkach, które zostały określone w RF. Dla mnie to sztuczny twór, którym prezesi chcą oczyścić swoje sumienie. To oni przez lata podbijali ceny, co niemalże doprowadziło do upadku kilku ośrodków borykających się z problemami finansowymi. Nie wierzę, że najlepsi zawodnicy na świecie zdecydują się na starty za dwukrotnie mniejsze pieniądze. Wystarczy z kolei, że w stosunku do nich prezesi zrobią ustępstwo i podpiszą kontrakty na lepszych warunkach, a wtedy głos sprzeciwu zawodników "drugiej linii" nie będzie już miał takiej siły, jak przy wsparciu czołówki. Podobnie było w czasie tak zwanej afery tłumikowej. Do momentu, kiedy najlepsi polscy zawodnicy głośno sprzeciwiali się tej decyzji, wszyscy mówili jednym głosem. Przyciśnięci jednak w zaciszu prezesowskich gabinetów zmienili swoje zdanie i koncepcja protestu upadła tak szybko, jak się zaczęła.

W cieniu wprowadzenia Regulaminu Finansowego pojawiły się również propozycje zmian do Regulaminu DMP. Bije z niego niekonsekwencja dotycząca kwestii zawodników młodzieżowych. Z jednej strony troska o szkolenie i wprowadzenie pod numerami 6 i 7 polskich juniorów, ale z drugiej strony ograniczenie tych juniorów, którzy już posiadają odpowiednie umiejętności. W tej chwili około 6-7 zawodników zagrożonych jest tym, że w przyszłym sezonie będą musieli rywalizować o miejsce w składzie z seniorami. Na szczęście ten problem już chyba zauważono, bo słychać głosy, że być może wprowadzone zostanie rozwiązanie, które pozwoli zawodnikom, których KSM w trakcie sezonu spadnie poniżej 4,00 startować pod numerami juniorskimi. Prezesi zdecydowali się również znieść limit zawodników z cyklu Grand Prix, którzy będą mogli startować w jednym zespole. Nie sądzę, aby był to efekt pójścia "po rozum do głowy". Bardziej skłaniam się ku teorii, że wprowadzenie w ogóle tego przepisu miało uderzyć w parę klubów, a w szczególności Falubaz Zielona Góra. To taka charakterystyczna metoda działania, która przez lata kierowano się również przy negocjacji kontraktów z zawodnikami. Celowo podbijano stawki, aby inny klub musiał zapłacić więcej, niż wcześniej zakładał. No i wreszcie KSM, którego jestem gorącym przeciwnikiem od lat. Chyba już tylko twórcy przepisów o KSM wiedzą, na jakich zasadach jest on obliczany. Największy jego mankament polega na tym, że w zasadzie żaden z zawodników nie wie, jakim KSM będzie dysponował na zakończenie sezonu i czy przypadkiem nie zostanie "ukarany" za swoją bardzo dobrą postawę tym, że nie będzie mieścił się w składzie drużyny na przyszły sezon.

KSM to jeden ze sztucznych tworów, jakie pojawiały się w polskim żużlu od końca lat 90-tych. To właśnie wtedy w polskim żużlu rozpoczął się kryzys, który trwa do dzisiaj. Ten kryzys przejawia się głównie w spadającej frekwencji na stadionach.

O odwrocie kibiców w dużych miastach pisał w swoim artykule Michał Gałęzewski. Ta tendencja nie dotyczy jedynie dużych miast. Dotyczy wszystkich ośrodków. Problem rozpoczął się właśnie pod koniec lat 90-tych, kiedy polskich zawodników zaczęła wypierać armia zagranicznych średniaków. Kibice zamiast oglądać często pochodzących z ich miejscowości Robertów i Marków, musieli zadowolić się jazdą Johnów i Kennethów. Każde kolejne decyzje pogłębiały jedynie ten kryzys. Pewnym światełkiem w tunelu są propozycje Głównej Komisji Sportu Żużlowego odnośnie I i II ligi żużlowej. Redaktor Robert Noga twierdzi, że w tych propozycjach nie ma nic rewolucyjnego. Swego czasu w wąskim gronie rozmawialiśmy o problemach polskiego żużla. Nie tylko ja mówiłem o tym, że tęsknię za formatem meczu z lat 90-tych, gdzie siódmy bieg był biegiem juniorskim, a w zespole startował jeden (ale za to z najwyższej półki) obcokrajowiec. Jeden z rozmówców powiedział "ale to już nie wróci". Właśnie dlatego uważam propozycje GKSŻ za rewolucyjne, bo choć to wszystko już przerabialiśmy, to idą właśnie w kierunku żużla lat 90-tych. Nie zawsze cofnięcie się w czasie jest złą tendencją i oznaką zacofania.

Wykreślenie zapisu o KSM, przywrócenie próby toru (choć w węższym niż wcześniej zakresie), tylko polscy juniorzy pod numerami 6 i 7, przywrócenie tabeli biegowej z "tamtych" lat, czy wreszcie postulat o utworzenie tak zwanego funduszu reaktywacyjnego to propozycje, które idą we właściwym kierunku. Dają namiastkę żużla, który mieliśmy w latach 90-tych. Brakuje mi pójścia krok dalej i ograniczenia liczby obcokrajowców poprzez określenie minimalnej liczby polskich zawodników w składzie każdej z drużyn. Wielu prezesów narzeka, że dzisiaj do szkółek żużlowych zgłasza się w danym roczniku 3-4 chłopców, podczas gdy jeszcze kilkanaście lat temu na nabory przychodziło 20-30 młodych adeptów. A jak ich zachęcano w ostatnich latach? Wprowadzenie zawodników zagranicznych z miejsce juniorów i otwarcie ligi na obcokrajowców wcale nie zachęcało do uprawiania żużla. Młody zawodnik, nawet jeżeli dobrze sprawował się w wieku juniorskim wiedział, że ma małe szanse na starty w wieku seniorskim. Tam szansę otrzymywali najlepsi. To doprowadziło do sytuacji, że dzisiaj w większości przypadków jedynie osoby nie tylko utalentowane, ale również mające za sobą bogatych rodziców lub sponsorów, mają szansę wybicia się w sporcie żużlowym. Nakłady na szkolenie młodzieży są coraz mniejsze. Wprowadzenie ograniczeń dla obcokrajowców wymusiłoby ponownie na klubach konieczność szkolenia.

Wśród dobrych propozycji GKSŻ pojawia się jednak również "kwiatek" w postaci połączenia I i II ligi. To już przerabialiśmy. Powrót do wyników 75:15 nie jest ruchem we właściwym kierunku. Niezależnie od tego, co twierdzą kluby II ligi, podział na trzy ligi w Polsce jest słusznym rozwiązaniem. Przypomnę, że w momencie, gdy w Polsce wprowadzano trójpodział lig, już wtedy podnoszono głosy, że kluby będą upadały. Jak pokazuje czas, nie upadły. Miały za to dobrą okazję do przyciągnięcia na trybuny kibiców tym, że rywalizowały z zespołami o zbliżonym potencjale sportowym. Wyeliminowano pojedynki zespołów, których celem był awans do Ekstraligi z drużynami, których celem było przetrwanie żużla na ligowym poziomie.

Zgodzę się, że zespołów startujących w I i II lidze jest coraz mniej. Jednak brakuje również pomysłu na te rozgrywki. Pewnym rozwiązaniem było wprowadzenie zespołów zagranicznych do rozgrywek. Na chwilę obecną ostał się jedynie Lokomotiv Daugavpils, który pod wieloma względami może być stawiany polskim klubom za przykład. Nieporozumieniem okazał się start w polskiej lidze zespołów z Czech i Ukrainy. Stosunkowo krótko trwała również przygoda węgierskiego Speedway Miskolc. Węgrzy do momenty gdy startowali, nie byli jednak uważani za chłopców do bicia. Podobnie mogłoby być z zespołami z Czech i Niemiec przy założeniu, że zespoły te opart są o zawodników stanowiących o sile ich reprezentacji. Wówczas nikt nie narzekałby na poziom II ligi, a pokonanie 300 kilometrów więcej na pewno nie wpędziłoby klubów w takie kłopoty finansowe, jak podpisywanie astronomicznych kontraktów.

Przyszły sezon będzie kontrastowy. Z jednej strony utrzymywanie status quo w Ekstralidze i dość daleko idące zmiany w I i II lidze. Na ich przykładzie będzie można określić, która droga jest właściwsza dla poprawy sytuacji polskiego żużla.

Źródło artykułu: