Z Unią będę na dobre i złe - rozmowa z Marianem Wardzałą, trenerem Lublina

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki trener Marian Wardzała odmienił lubelski zespół. Drużynę przejmował kiedy zajmował ostatnią pozycję, a doprowadził ją do drugiej lokaty przed fazą play off.

Kamil Hynek: Rozmawiamy po wtorkowej trzeciej rundzie MDMP w Tarnowie. Dla pana to bardzo sentymentalny powrót. Pierwszy raz w swojej długiej karierze przyjeżdża pan na mościcki stadion w roli trenera innej drużyny.

Marian Wardzała: To prawda. Zawody nie miały jednak jakiejś wielkiej rangi dlatego podchodziłem do nich ze spokojem. Nie czułem obcości w parkingu, wiedziałem gdzie iść, było normalnie.

Pana młodzieżowcy Mateuszowie: Borowicz i Łukaszewski oraz Tadeusz Kostro zajęli trzecie miejsce. Jest pan zadowolony z ich postawy?

- Nie do końca. Zawsze można było pojechać lepiej i urwać więcej punktów. Akurat w tych zawodach ustawiliśmy się od początku na trzecim miejscu. Tak było także w poprzednich turniejach, zawsze ta trzecia lokata. Ale trzeba od razu zauważyć, że ta "trójeczka" premiuje nas awansem do kolejnej fazy MDMP więc jest okej.

Podczas turnieju mogliśmy obserwować absolutnego debiutanta w ekipie Azotów Tauronu Tarnów Ernesta Kozę. Zna go pan jeszcze z pracy w Tarnowie?

- Jego postawa bardzo mi się podobała. Faktycznie znam go z zeszłego roku. Jest to chłopak, który ma podłoże crossowe, widać, że obcowanie z motocyklem wychodzi mu bardzo dobrze. Trzeba mu pogratulować bardzo dobrego debiutu w oficjalnych zawodach. Taki wynik w inauguracji, siedem punktów w jakimkolwiek turnieju to świetny rezultat. Myślę, że jak będzie się dobrze prowadził to będą z niego ludzie. Bo, że jest to materiał na dobrego zawodnika to nie mam wątpliwości

Pochodzi pan z Tarnowa więc muszę zapytać także o drużynę, która lideruje obecnie w Enea Ekstralidze. Ma pan czas na śledzenie wyników ekipy, z którą świętował pan złote medale DMP w 2004 i 2005 roku?

- Na samym początku rozgrywek jak jeszcze nie pracowałem to miałem okazję zobaczyć zespół z Tarnowa w akcji. Potem straciłem trochę kontakt, bo moja drużyna jeździ praktycznie w tych samych terminach co "Jaskółki". Jestem jednak stąd i z Unią będę zawsze na dobre i złe. Trzymam kciuki za Tarnów, jest to po prostu moja ukochana i jedyna drużyna. Pracuję w Lublinie ponieważ jest to mój zawód i zarazem moja pasja. Lubię to i przy tym zostałem. W innym mieście, bo akurat tutaj nie było miejsca.

Na pierwszym tegorocznym treningu powiedział pan, że teraz będzie czas na relaks i odpoczynek. Szybko jednak okazało się, że oglądanie speedwaya na trybunach, czy przed telewizorem w kapciach nie jest dla pana. Ciągnie wilka do lasu?

-To jest trudne do opisania. Przez zimę udało mi się odpocząć i pomyślałem, że będę miał wreszcie święty spokój. Ale kiedy zawarczały silniki, kiedy znów zaczęło się coś dziać, stadion tętnił życiem, znów niczym magnesem zaczęło mnie tutaj przyciągać.

Wróćmy jednak do wątku związanego z pana obecnym klubem. Kibice zastanawiają się jaki jest sekret przemiany lubelskiej drużyny po przejęciu jej przez Mariana Wardzałę. Zespól miał na koncie trzy porażki i ostatnie miejsce w tabeli. Obecnie sytuacja jest diametralnie inna.

- Bardzo dużo rozmawiamy i super się dogadujemy. Wspaniali ludzie, z którymi fantastycznie mi się współpracuje. Podpowiadam tak jak umiem i mogę, a oni słuchają i przenoszą to na tor. Efekty i owoce tego są, co widać najdobitniej po naszych wynikach.

Drużynę ma pan wyrównaną, ale takim bezsprzecznym liderem, który ciągnie resztę kolegów jest Robert Miśkowiak.

- To jest człowiek, któremu można zaufać na każdym torze, fantastyczny człowiek. Wzorzec, z którego może brać przykład cała drużyna. Znakomity start, sprzęt i walka na trasie to chyba najkrótsza charakterystyka. Najsilniejszy punkt zespołu, który nie zawodzi. O torze w Lublinie już teraz mówi, że należy do jego ulubionych.

Jesteśmy po rundzie zasadniczej, a przed rozpoczęciem fazy play off. Drużyna zajęła drugie miejsce więc pytanie wydaje się naturalne. Czy już w tym sezonie jest realna Ekstraliga dla Lublina, czy jest w tym mieście podłoże przede wszystkim finansowe, które gwarantowałoby jazdę na najwyższym szczeblu rozgrywkowym już od roku 2013?

- To jest za głęboki temat. Nie chciałbym się tuż po zakończeniu rundy zasadniczej wypowiadać. Nie da się ukryć, że działacze także zostali zaskoczeni tym wszystkim co stało się naszym udziałem. Drużyna była przecież na ostatnim miejscu, do tego z zerowym dorobkiem. To naprawdę źle wyglądało. Okazało się jednak, że ta ekipa ma potencjał i wygrywając kolejne mecze potrafiła się wspinać w górę tabeli. Myślę, że wkrótce władze klubu będą próbować się określić, porozmawiają z władzami miasta co z tym dalej zrobić. Wiadomo przecież, że to wszystko kosztuje. Mówiąc o samym wyniku, to jest dosyć fajny i nie ukrywam, że może nam gwarantować nawet awans. Nie myślę może o pierwszej lokacie, ale druga i baraż jest w naszym zasięgu. Ja jestem jednak zdania, że wszystko może się zdarzyć.

Źródło artykułu: