Lublinianie muszą szukać punktów na wyjazdach

Lubelski Węgiel KMŻ przegrał z drużyną z Gniezna różnicą zaledwie jednego punktu. Trener Marian Wardzała wierzy, że uda się powalczyć o zwycięstwo w Daugavpils.

W niedzielę w konfrontacji z Lubelskim Węgilem KMŻ lepsza okazała się Lechma Start Gniezno. - Po tej porażce u siebie mamy trudniejszą sytuację. Nie zakładaliśmy takiego wyniku i trzeba będzie zdobywać punkty na wyjazdach - powiedział Marian Wardzała, trener klubu z Lublina. - Spróbujemy podjąć walkę w Daugavpils, ale to jest pewnego rodzaju loteria. Forma czasami nie jest równa. Ktoś może mieć słabszy dzień, a ktoś lepszy. Trudno, aby każdy osiągnął stuprocentową formę. W Daugavpils jest specyficzny tor, który nie wszystkim odpowiada. Ostatnio lubelski zespół tam wyraźnie przegrał - dodał szkoleniowiec w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Lokomotiv Daugavpils nie walczy o awans do ENEA Ekstraligi. Czy można się więc spodziewać tego, że Łotysze odpuszczą ten mecz? - Nie ma co na to liczyć, bo u siebie każda drużyna chce wypaść jak najlepiej - uciął trener. - Nie będzie tu żadnego odpuszczania, a twarda walka na torze. Mamy szansę i oby udało nam się ją wykorzystać. Tor w Daugavpils jest twardy, ale nie na tyle, aby był śliski. To powinien być mecz walki, w którym wszystko się może zdarzyć - przewidział Marian Wardzała.

Czy po porażce z klubem z Gniezna, Wardzała wyciągnął jakieś wnioski? - To był pojedynek Dawida z Goliatem. Tam jest czterech gości, którzy jeżdżą, bądź niedawno jeździli w cyklu Grand Prix. To wysoka półka i potężnie silny zespół. Podjęliśmy z nimi walkę jak równy z równym. Oni wcale nie dominowali podczas meczu, a uciekli na koniec zawodów. Po tym jak ich dopadliśmy w czternastym biegu, wszystko było możliwe - zauważył były trener Unii Tarnów. - Moja drużyna pokazała na co nas stać. Potrafią przywozić z tyłu takiego zawodnika jak Lindbaeck, który dzień wcześniej wygrał w Grand Prix. Mimo że nam nie wyszło, nie było wstydu. Porażka jednym punktem boli. Już wcześniej tak przegraliśmy w Ostrowie. Jak się przegra większą różnicą oczek, to takiego uczucia nie ma - zwierzył się Wardzała.

W środę podopieczny trenera Wardzały, Dawid Stachyra, pokazał się dobrej strony w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski. - Pojechał dobrze. Zaliczył co prawda jedną wpadkę, ale to przecież najwyższa półka. Szkoda, że Miśkowiak był tylko rezerwowym, bo i on mógłby coś pokazać - ocenił trener klubu ze wschodniej Polski, który nie ma obaw, że zespoły z ENEA Ekstraligi podkupią jego podopiecznych. - Paru zawodników nadal chce startować w Lublinie i dawali oni nam już sygnały. Nie obawiam się tego, że rozpadnie mi się skład. Zawodnik bardzo szanuje klub, który szanuje jego i wypłaca w czasie pieniądze. Tak jest w Lublinie i myślę, że po tym sezonie żużlowcy będą bardziej chętni aby zostać, niż aby pójść do innego klubu - podsumował Marian Wardzała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.

Źródło artykułu: