Niemal w przeddzień tych konfrontacji w mediach i ogólnopolskich i lokalnych ukazał się mały wysyp grzybków w postaci doniesień o nieciekawej sytuacji w klubie tarnowskim. Jeden z miejscowych dziennikarzy wysnuł w rozmowie ze mną, na którą zaprosił mnie na antenę Radia Kraków, hipotezę, że może to specjalna akcja, która ma osłabić jaskółcze morale przed arcyważnym meczem. Wytłumaczyłem mu szybko, że przysłowiowej kupy to się nie trzyma. Ale z problemami z płynnością finansową coś jest na rzeczy, bo jednemu z regionalnych tygodników udało się dopaść panią prezes Żużlowej Sportowej Spółki Akcyjnej "Unia" Agatę Mróz. Należy to uznać za spory sukces, bo umówić się z nią na spotkanie jest dużą sztuką, co wiem nie tylko od dziennikarzy, ale także sponsorów. I w tymże tygodniku pani prezes przyznaje, że pewne zaległości są i podaje trzy powody skąd się one wzięły. Pierwszy to taki, że poprzedni zarząd z niektórych kontraktów sponsorskich na tegoroczny sezon spłacił długi ubiegłoroczne. Drugi powód pani prezes nazwała "względami technicznymi". Otóż firmy sponsorskie oczekują sprawozdania z działalności promującej je przez żużlową spółkę i dopiero kiedy te sprawozdania są zatwierdzone następuje oczekiwany przelew. I wreszcie powód trzeci, wydatki obliczono na podstawie ubiegłorocznych dokonań, i nikt się nie spodziewał, że będzie aż tak dobrze, więc płacić trzeba więcej. Nie wiem czy ta wypowiedź była autoryzowana, ale czytając ją można tylko ręce załamać. To, że zarząd ratował z pieniędzy tegorocznych budżet za poprzedni sezon nie jest żadnym zaskoczeniem dla kogoś kto realia żużlowe chociaż trochę zna. Ale dla kogoś kto je dopiero poznaje to faktycznie może być zaskoczenie. Problemy "techniczne" to też nie jest żaden argument. Chyba, że taki na przykład Leon Madsen ma zapisane w kontrakcie, iż pieniądze za dany mecz obejrzy wtedy kiedy firma sponsorująca zatwierdzi raport z dokonań promocyjnych spółki żużlowej itd. Ale nie sądzę, aby taki zapis w kontrakcie był, bo byłby przecież kompletnie niepoważny. Więc meandry przepływu gotówki pomiędzy klubem a sponsorem to nie jest broszka zawodnika. On ma przyjechać przygotowany do meczu, odjechać co do odjechania, wystawić fakturę i tak jak określa kontrakt otrzymać pieniądze za zdobyte punkty. I tyle. Argument ostatni jest tak śmieszny, że po prostu rozbraja i nie chce się go nawet komentować.
Myślę, że przeciętnemu kibicowi ciężko to wszystko pojąć, skoro karmiony jest informacjami, że w klub pieniądze wpompowały dwie potężne spółki z udziałem Skarbu Państwa, co więcej wzięły one na swoje barki kontrakty z trzema największymi gwiazdami drużyny oraz trenerem. Żeby było ciekawiej, w związku z obiecującymi wynikami sportowymi frekwencja na meczach na tarnowskim stadionie jest w tym sezonie, że daj Boże zdrowie, chyba najlepsza od złotych lat 2004-2005. A kasa i tak zgodzić się nie chce, co obserwatora z zewnątrz może dziwić. Aby było śmieszniej, niedawno, jak może kibice pamiętają, dwa kluby polskiej ekstraligi wysunęły postulat aby limit wydatków na przyszły rok nie był tak restrykcyjny. Jednym z tych klubów był… klub z Tarnowa. Kasa to nie jest oczywiście problem wyłącznie tarnowski. Bo jeżeli takie kłopoty ma klub dosyć powszechnie uważany za jeden z bogatszych aktualnie w Polsce, może nawet najbogatszy, to co mają powiedzieć inni? A inni, przynajmniej ich część, nie mam tutaj żadnych złudzeń, są w podobnej sytuacji, tylko po prostu na światło dzienne wychodzą jedynie niektóre sprawy (ot na przykład Polonia Bydgoszcz). No cóż, na razie koncentrujemy się na tym co na torze, bo przed nami na stadionach w Toruniu i Gorzowie prawdziwa sportowa uczta i to w tej chwili jest najważniejsze. Ale temat pieniędzy wróci i to szybko. Martwy okres w tym roku nie będzie wcale martwy. Będzie gorący. Tego możemy być pewni.
Robert Noga
To taki Czytaj całość