Wszyscy w Gorzowie liczą, że junior Stali również i w tym roku wystartuje z "dziką kartą" przed własną publicznością.
Bartku, jakie emocje towarzyszyły ci, gdy w zeszłym roku dowiedziałeś się, że otrzymasz dziką kartę na zawody Grand Prix w Gorzowie? Strach, radość, podekscytowanie?
Bartosz Zmarzlik:
To była dla mnie wspaniała wiadomość, bo marzyłem o tym, by jechać w Grand Prix. Bardzo się ciszę, że otrzymałem taką szansę.
Jakoś szczególnie przygotowywałeś się do tej imprezy, czy potraktowałeś ją jako normalne zawody?
- Przygotowywałem się do tych zawodów jak do wszystkich innych, czyli chciałem mieć wszystko dopięte na 100 procent i tak też było.
Czołówka światowego żużla w jednym miejscu. Czułeś duży respekt przed tymi żużlowcami walczącymi o tytuł mistrza świata?
- Nikogo nie wolno lekceważyć, a w takich zawodach startuje czołówka wspaniałych zawodników. Ściganie się z nimi było cudownym uczuciem.
W trakcie zawodów okazało się, że radzisz sobie świetnie, co potwierdził udział w wielkim finale. Już po pierwszym biegu wiedziałeś, że uda się w tych zawodach powalczyć o dobrą lokatę?
- Po prostu skupiałem się nad kolejnymi biegami. Szczerze mówiąc, marzyłem o półfinale, a wylądowałem w finale, co było niesamowitym przeżyciem.
A jaki wpływ na twoją postawę miał fakt, że jedziesz w Gorzowie, przed własną publicznością?
- Myślę, że czułem się komfortowo w swoim mieście i przed swoimi kibicami. To mi dużo dało.
W tym roku Grand Prix ponownie zawita do Gorzowa. Wszyscy tu liczą, że znów będą mogli zobaczyć cię w akcji. Mocno liczysz na kolejną dziką kartę?
- Bardzo bym chciał znów pojechać w Grand Prix w Gorzowie, ale nie ode mnie jest to zależne.
Czy twoim zdaniem powtórzenie zeszłorocznego wyniku lub jego poprawa są możliwe?
- Najpierw muszę pojechać w tych zawodach. Dopiero wtedy zobaczymy co będzie dalej.