Grzegorz Drozd: Niebieskie ptaki nie latają wysoko

Gdy się ożenisz zaczynasz skakać krócej. Gdy urodzą ci się dzieci, już się nie liczysz - tak mawiał największy fenomen skoków narciarskich Matti Nyakkenen.

Po rozwodzie i kolejnym ślubie, a także urodzeniu się dwójki dzieci w ciągu zaledwie trzech lat 1988-1991 z absolutnego topu stoczył się na kompletne dno i zakończył karierę. Niepokorny Matti niepowodzenia tłumaczył ożenkiem i dziećmi. - Zwyczajnie zdziadziałem - powiadał Fin. Jak to jest w przypadku żużlowców?

Droga Grega

- Żużel to bardzo trudny i ciężki sport. W ciągłym pośpiechu przemierzasz tysiące kilometrów. Zmagasz się ze zmęczeniem i presją. Trudami podróży i zawodów. Jednym słowem ciężka harówka. Żeby wszystko miało sens potrzebna jest świadomość, że ktoś ważny w twoim życiu czeka na ciebie. Bez znaczenia z jakim wynikiem wrócisz do domu. Byle wróciłbyś zdrowy. Ta zwykła troska ukochanej osoby uspokaja i daje przekonanie, że to co robisz ma sens. Człowiek czuje swój azyl. Żaden działacz, promotor, ani najbardziej oddani kibice nie zastąpią bliskiej sercu osoby - powiedział kiedyś dwukrotny mistrz świata Greg Hancock. "Herbie" wie co mówi. Zwłaszcza żużlowcy zza oceanu; Amerykanie i Australijczycy skazani są na długie rozłąki z rodzicami, przyjaciółmi i domem. Życiowy partner jest całym wewnętrznym światem. Dodaje sił i wiary w pokonywaniu niełatwych przeszkód w zawodowym życiu sportowca. - Gdy układa się z kobietą masz wrażenie jakby problemy rozwiązywały się same. Sprzęgło idealnie strzelało na starcie, silniki nie defektowały, a wszyscy dookoła uśmiechali się do ciebie - ciągnie Greg.

Greg Hancock z żoną
Greg Hancock z żoną

Hancock pierwszy tytuł indywidualnego mistrza świata zdobył we wrześniu 1997 roku. Był wtedy zaręczony z uroczą Joanne. W grudniu odbył się ślub. Planowali dzieci. Rok wcześniej jego stary funfel Billy Hamill sięgnął po złoto zaraz po tym jak na świat przyszła córka Margaret. Billy był spełniony: mistrz świata, zadowolony ojciec i mąż. Hancock też tak chciał. W 1997 roku jeździł jak z nut. - Pewny siebie Greg był bardzo trudny do pokonania - wspomina brytyjski champion Mark Loram. Świetny w lidze i w Grand Prix. Na Odsal w Bradford wygrał indywidualne mistrzostwa ligi brytyjskiej. Zakochany i naładowany. Szczęściem, kobietą, żużlem i wygrywaniem. Sielanka w gniazdku nowożeńców nie trwała jednak długo. Nastąpił rozłam uczuć i wspólnych interesów. Rozwiedli się. Był to zarazem jego najgorszy sportowy etap. Przeciętny w ligach i nieskuteczny w GP. O utrzymanie w cyklu musiał walczyć w ryzykownym Challengu. Brytyjscy promotorzy podziękowali nawet jemu - byłemu mistrzowi świata. Greg nie mógł znaleźć angażu w brytyjskiej lidze! Poszedł śladem Billy Hamilla. Znalazł swój kąt w Szwecji. Tam zaczął odbudowę marki Hancock Team. Z powrotem zaczęło iść dobrze. Wrócił do zwycięstw w Grand Prix. W Szwecji znalazł przyjaciół i zaufanych ludzi, ale przede wszystkim nową miłość.

Pamiętam dobrze słodkie obrazki po meczu w Hallstaviku w 2004 roku. Dwoje dorosłych ludzi zachowujących się jak zauroczone dzieciaki. W parkingu wokół Grega i Jane wianuszek ludzi. Obok nich duży pies, z którym Greg ciągle urządzał sobie zabawy. Tak rósł w siłę. Wkrótce do sympatycznej trójki dołączyło dwóch brzdąców, którzy od paru dobrych sezonów zaciekle majstrują przy sprzęcie taty. Uwieńczeniem drogi Grega był 10. października w Gorzowie, gdy razem w czwórkę stanęli na najwyższym stopniu podium indywidualnych mistrzostw świata. Niedawno z obozu Amerykanina dotarła wiadomość, że spodziewają się trzeciego dziecka. Rywale drżyjcie!

[nextpage]

Do Polski? Gdzie to jest!?

- Zawodnicy zza wielkiej wody mają o wiele trudniej w pokonywaniu codziennych przeszkód w roli żużlowca. Dlatego tak bardzo cenię sobie młodych chłopaków, którzy jednak podejmują się tego wyzwania. Tworzą zwartą grupę, bo wiedzą, że mogą liczyć tylko na siebie. W pierwszym rzędzie myślę tutaj o Darcym i Chrisie, którzy jeżdżą w kilku ligach na raz. Stawiane są przed nimi wysokie wymagania, a to mimo wszystko młodzi ludzie - mówi Greg. O wyczynach Turbo Twins poza torem bywało głośno. Straszy Holder w końcu ustatkował się. Stworzył związek. U progu minionego sezonu przyszedł na świat syn. Chris Holder niespodziewanie został mistrzem świata. Wedle obserwatorów zmężniał i wydoroślał. Bardziej skupił się na żużlu i obowiązkach. Stał się dojrzały. W trakcie minionego sezonu podkreślał, że bardzo ważne dla niego było wsparcie najbliższych. Rodziców, rodzeństwa i narzeczonej. W Cardiff wszyscy byli obecni. Holder na Millenium Stadium wprost fruwał. - Ich obecność była dla mnie dużą motywacją - mówił Chris. - Gdy nie mogli przyjeżdżać zawsze przed turniejami dzwoniłem do Australii. Kontakt z najbliższymi jest dla mnie bardzo ważny - dodaje aktualny mistrz świata.

Młodzi Australijczycy już w wieku dorastania są zmuszeni do rozłąki z rodzinami. Nawet w sytuacji gdy ojciec był legendą żużla. - Gdy zaczynałem karierę Phila nie było przy mnie - mówi Jason Crump. - Zajęty był rodzinnym biznesem na drugim krańcu świata. Skończył zawodową karierę w Europie i na stałe wrócił na Antypody. Opoką dla mnie był "Bill" (dziadek Neil Street) i wujek Drew. Obaj mieszkali w Anglii. "Bill" w dalszym ciągu był promotorem. Drew natomiast nie zakładał rodziny i postanowił poświęcić się dla mojej kariery - opowiada Crump. Zimą 96/97 poznał w Australii śliczną blondynkę. Miała na imię Melody. - Bardzo długo przekonywałem ją żeby wyjechała ze mną do Europy. Wiedziałem, że to jedyna szansa, aby nasz związek przetrwał. Na szczęście udało się. Nie powiedziałem całej prawdy w ilu zawodach startuję i jak często podróżuję - dodaje Jason. W pewien kwietniowy wieczór po kolejnym meczu ligi brytyjskiej Jason wrócił do domu.
- Jak dobrze, że jesteś. Mamy czas dla siebie - powiedziała Mel.
- Niestety, ja zaraz wyjeżdżam - odpowiedział Australijczyk.
- Dokąd? Gdzie? - spytała zdziwiona.
- Do Polski. Jutro mam mecz - wyjaśnił spokojnym głosem.
- Do Polski?! - krzyknęła z niedowierzaniem.

Zmieszana młodziutka dziewczyna nawet nie wiedziała gdzie jest ten zupełnie obcy dla niej kraj. - Nie mogłem jej powiedzieć całej prawdy w Australii, bo istniało ryzyko, że nie chciałaby w ogóle ze mną wyjeżdżać - wyjaśnia po latach trzykrotny mistrz świata. Los wybranki zawodowego żużlowca nie jest usłany różami. Wymaga ogromnego zaparcia, hartu ducha i wytrwałości. Te wszystkie bariery może pokonać tylko prawdziwa miłość i przyjaźń.

Droga na szczyt  jest długa i wyboista, ale wspólnie raźniej. Jason Crump z Melody po triumfie w Finale Interkontynentalnym Vastervik 1997 rok
Droga na szczyt jest długa i wyboista, ale wspólnie raźniej. Jason Crump z Melody po triumfie w Finale Interkontynentalnym Vastervik 1997 rok

Na szczęście Mel nie zawiodła. Dla Crumpa zawsze była podporą. W dniach zwycięstw, ale i porażek. W gestach i zachowaniu emocjonalnym Jasona bardzo wyraźnie było widać jak ważna dla niego jest żona i dzieci. Jesienią 1999 roku Mel spodziewała się porodu pierwszego dziecka. Akurat rozgrywał się finał drużynowych mistrzostw świata w Pardubicach. Podenerwowany Crump nie był w stanie usiedzieć dłużej na stadionie niż do momentu ostatniego wyjazdu na tor. Po czym w te pędy wsiadł do taksówki i pojechał na lotnisko by jeszcze tego samego wieczoru być przy szpitalnym łóżku. Dlatego na archiwalnych zdjęciach zwycięskiej drużyny Kangurów na podium brakuje Jasona. Zaraz po urodzeniu córki Aussie powziął ambitny plan - atak podium w GP. Wyniki momentalnie poszły w górę.

20 Maj 2006 roku. Grand Prix w Eskilstunie. Australijczyk wygrywa kolejny turniej. Jest w bajecznej formie. Jakby od niechcenia wskakuje na motor i odjeżdża rywalom bądź mija ich jak tyczki. Przed, w trakcie i po zawodach niezmiennie zrelaksowany, uśmiechnięty i pewny swego. Po konferencji prasowej jeszcze raz wychodzi na tor. Tym razem w asyście dzieciaków. Jest już prawie zmrok. Trzymając się za ręce biegają w trójkę po torze i bawią się w żużel. Tego obrazka nie zapomnę nigdy. - To jest właśnie jego siła - pomyślałem.

[nextpage]

Napalony "Lis"

Ove Fundin jest bohaterem najbardziej romantycznej żużlowej historii. Otóż znany z gorącej krwi "The Fox" przyrzekł swojej narzeczonej Monie, że odważy się poprosić ją o rękę dopiero wtedy, gdy zdobędzie tytuł mistrza świata! Szczęście Mony i Ove nie mogło czekać długo i jeszcze tego samego roku (56) we wrześniu Szwed zdobył złoto na legendarnym Empire Stadium Wembley w Londynie. Trzy miesiące później odbył się huczny ślub. Przeżyli razem czternaście lat i mieli pięcioro dzieci. - Ove postanowił sobie, że ilość posiadanych dzieci musi odpowiadać zdobytym tytułom - opowiada brytyjski dziennikarz, legenda telewizyjnych transmisji żużlowych, a także promotor Dave Lanning. - W 1966 roku Ove powiedział do mnie, że w następnym sezonie chce zdobył tytuł, bo urodziło mu się piąte dziecko, a on ma tylko cztery złote krążki. Uśmiechnąłem się na znak pobożnych życzeń. Fundin miał koszmarny sezon. Został za niepokorę zawieszony przez rodzimą federacje. Po raz pierwszy od 12 lat nie wystąpił w finale światowym. W dodatku przed własną publicznością na Ullevi w Goeteborgu. W lidze angielskiej po plajcie Norwich również nie jeździł - opowiada Lanning. Przeznaczenie Fundina znów zdziałało! Ku zaskoczeniu w 1967 na Wembley zdobył swój piąty tytuł mistrza świata startując na "wymarłym" i nieużywanym przez czołówkę JAP-ie. - Do formy wróciłem dzięki startom w Belle Vue. W pierwszej fazie sezonu kontuzji nabawił się mój rodak i lider "asów" Soren Sjosten. Zadzwonił do mnie i poprosił czy nie mógłbym zostać jego zmiennikiem. Ponowna jazda w lidze angielskiej przygotowała mnie do finału - wspomina Ove. Szwed w tamtych czasach był największą gwiazdą żużla. Powstawały niezliczone plotki o jego życiu prywatnym. Licznych romansach, imprezach i skokach w bok. Był uznawany za żużlowego Micka Jaggera. - To nieprawda. Za bardzo byłem pochłonięty żużlem. Za często startowałem. Nawet gdybym chciał, nie miałem na to czasu. Oprócz startów na wyspach brytyjskich regularnie jeździłem na kontynencie. Nie tylko na klasycznym torze, ale również na torach długich, trawiastych, a nawet na lodzie - mówi Fundin. - Dlaczego mieliśmy aż tyle dzieciaków? W trakcie sezonu dużo przebywałem poza domem. Gdy wracałem byłem zwyczajnie napalony - śmieje się Szwed.

1963 rok. Czterokrotny mistrz świata Ove Fundin z czwórką pociech na spacerze
1963 rok. Czterokrotny mistrz świata Ove Fundin z czwórką pociech na spacerze


Prywatne losy miały ogromny wpływ na karierę pozostałych skandynawskich legend. Rodak Fundina Tony Rickardsson często podkreślał jak ważnym czynnikiem jego sukcesów jest narzeczona, a później żona Anna. Znali się od wieku dojrzewania. - Anna była wspaniała. Wspierała mnie w codziennej harówce. Razem ze mną i mechanikami przemierzała tysiące kilometrów i prowadziła cygańskie życie - podkreśla Rickardsson. Dla Szweda niezwykle ważnym czynnikiem do osiągania dobrych wyników była stała obecność Anny. Dlatego kupił komfortowy dom na kółkach, aby zmniejszyć dla obojga trudy ciągłego życia w podróży. W latach 96-97 z powodu ciąży i pierwszych miesięcy życia dziecka Anna nie mogła stale podróżować z Rickardssonem. Wyniki żużlowca pogorszyły się. Wypadł z podium mistrzostw świata. Gdy cała trójka w komplecie była na pokładzie wozu Rickardsson Racing, Tony tryskał humorem, niewiarygodną chęcią do jazdy i zanotował najlepsze sezony w karierze. W znakomitym stylu sięgnął po dwa kolejne tytuły mistrza świata.

Tony Rickardsson - perfekcjonizm w domu i na torze
Tony Rickardsson - perfekcjonizm w domu i na torze

Inny szwedzki as Per Jonsson postanowił zerwać na rok z ligą angielską, gdy dowiedział się, że narzeczona Maria spodziewa się dziecka. - Było to w 1989 roku. Poprzedni sezon miałem bardzo dobry. Rozkręcałem się na dobre i przerwa w startach w lidze angielskiej wydawała się ryzykownym krokiem - mówi Per. Fachowcy przepowiadali, że utracony czas może Jonssona sporo kosztować. Tymczasem świeżo upieczony tatuś w 1990 roku w mistrzostwach świata jeździł jak natchniony. - Nabrałem dziwnej pewności siebie. Skoro moje życie stało się bardziej poważne, cele sportowe nie mógłby być inne. Twardo postanowiłem, że zostanę mistrzem świata - mówi Jonsson. 1 września 1990 roku na Odsal w Bradford marzenie się spełniło. Na podium w jednej ręce trzymał mistrzowski puchar, a na drugiej syna Tommego.

Per Jonsson z synem Tommym dla ktorego odstawil na rok lige brytyjską. 1989 rok
Per Jonsson z synem Tommym dla ktorego odstawil na rok lige brytyjską. 1989 rok

[nextpage]

Punkty i pieluchy

- Dzień w którym wziąłem ślub z Junie jest najszczęśliwszym w moim życiu - twierdzi 69-letni Barry Briggs. Na ślubnym kobiercu stanęli w październiku 1956 roku. W następnym sezonie Briggo sięgnął po pierwszy tytuł mistrza świata i ubiegł wielkiego faworyta Ove Fundina. Miał zaledwie 23 lata. Rok później obronił tytuł, a na świat przyszedł starszy syn Gary. - To były wspaniałe dni. Miałem wrażenie, że cały świat jest piękny i wszystko wokół mnie działa perfekcyjnie - przyznaje Barry. Briggsowie zawsze byli przykładem idealnego małżeństwa i rodziny. Senior rodu skutecznie ścigał się do późnego wieku. - Rodzina była moim największym zastrzykiem energii do życia. Wdrażaniu pomysłów na sport, biznes i na siebie - zdradza Barry.

Rodzina Briggsów - June, Gary, Tony i Barry
Rodzina Briggsów - June, Gary, Tony i Barry

Nie inaczej było z jego wielkim rywalem, a zarazem przyjacielem, rodakiem Ivanem Maugerem. - Dziękuję Rye miłości mojego życia, która nigdy we mnie nie przestała wierzyć. Dziękuję jej za nieustanne wsparcie. Jest moim najlepszym i oddanym przyjacielem przez 56 lat naszego wspólnego pożycia - mówi Mauger, którego żona odegrała niezwykle ważną rolę w sportowych losach Ivana i jego sukcesach. Zawsze po przejechaniu linii mety pragnął niezwłocznie wpaść w ramiona Rye i podziękować jej za to, że jest. Za to, że jest jego siłą. Zarówno gdy jako nieopierzony małolat wypływał do Anglii w 1957 roku, jak i wtedy gdy przyjechał za żelazną kurtynę do polskiego Wrocławia jako absolutna gwiazda, aby bronić po raz trzeci tytułu mistrza świata. To była młodzieńcza miłość. Wystawiona na ciężką próbę. Świeżo upieczeni nowożeńcy (09.02.1957) dwa miesiące późnej udali się w daleką podróż i przygodę życia. Ivan miał podjąć starty w profesjonalnej brytyjskiej lidze. Miał osiemnaście lat, a Rye zaledwie szesnaście. Wkrótce na świat przyszła najstarsza córka, Julie. Ivan w bardzo wczesnym wieku musiał poradzić sobie z rolą męża i ojca, co motywowało do pracy i samodyscypliny. Bo ilość punktów musiała się zgadzać, żeby ilość pieluch musiała się zgadzać. Po trudnych początkach Mauger wszedł na szczyt. Był sławny, skuteczny i bogaty. W dobie sukcesów w rodzinie państwa Maugerów nadal było bez zmian. Nad wszystkim czuwała Rye, która była managerem żużlowca, prowadziła biuro i finanse męża.

Ivan Mauger w objeciach żony tuz po zdobyciu trzeciego z rzędu tytułu mistrza świata. Wroclaw 1970 rok
Ivan Mauger w objeciach żony tuz po zdobyciu trzeciego z rzędu tytułu mistrza świata. Wroclaw 1970 rok

[nextpage]

Bad romance

Na potwierdzenie tezy, że podstawą sukcesów sportowych jest udany związek i szczęśliwy dom rodzinny są przypadki żużlowców, którym życie prywatne nie układało się. Rozwiedzeni, rozbici, słabi psychicznie popadali w alkoholizm, hulaszczy tryb życia i inne uciechy, które prowadziły nie tylko na sportowy dołek, ale i życiowe zakręty.

Smutnym przykładem jest Soren Sjosten. Filigranowy Soren był wielkim talentem, który miał wszelkie predyspozycje, aby kopiować sukcesy Ove Fundina. Jeździł dynamicznie, brawurowo i ofensywnie. Przypominał nieco również małego wzrostem Petera Cravena. Zresztą byli kolegami klubowymi w Belle Vue. Sjosten dwukrotnie stanął na podium indywidualnych mistrzów świata. Dwa brązowe medale (69 i 74) nie były sukcesami na miarę możliwości Szweda, którego historycy wyliczają jako jednego z najlepszych, którzy nigdy nie zdobyli tytułu. Sjosten już w trakcie kariery miał pociąg do alkoholu. Życie rodzinnie nie układało się. Nastąpił spodziewany rozwód. Soren postanowił jeździć jak najdłużej. Bez względu na wyniki, ponieważ nie wiedział co ma ze sobą zrobić po zakończeniu kariery. Nie miał wsparcia rodziny i poczucia codziennego szczęścia. Z dalszego uprawniania żużla zrezygnował dopiero po tym, jak jego brat Christer w 1979 roku miał tragiczny i śmiertelny wypadek w Brisbane. Po zakończeniu kariery o 40-letnim Szwedzie słuch zaginął. Kilka lat później odnaleziono go jako włóczęgę w jednej z szemranych dzielnic Manchesteru. Został przez władze brytyjskie oddelegowany do Szwecji. Zmarł w biedzie i samotności.

Znamy inne przypadki gdzie nieudane życie rodzinne nie tylko wpływało na gorsze wyniki, ale także na tragiczny koniec życia żużlowców. Kenny Carter zastrzelił siebie i żonę w rodzinnej kłótni. Pamela miała dość ciągłych humorów Cartera, które nie wpływały dobrze ani na sportowe wyniki ani na relacje w domu. Australijczyk Billy Sanders nie potrafił pogodzić się z odejściem rodziny i skutecznie targnął się na życie będąc u szczytu sławy. Edwarda Jancarza w kilka lat po zakończeniu kariery śmiertelnie ugodziła nożem druga żona Katarzyna. Złe stosunki pomiędzy obojgiem narastały od lat. Edward nie potrafił również z pierwszą żoną zbudować udanego związku. Rozwiedli się i nie mieli dzieci. Po wielu latach jego przyjaciele z toru zgodnie przyznali, że mimo wielkiej popularności Eddy był samotnym i nieszczęśliwym człowiekiem. Czy jako spełniony mąż i ojciec sięgnąłby po większe sukcesy? Tego nie dowiemy się nigdy. Powyższe pytanie można postawić w kontekście wielu innych żużlowców. Często cechował ich ogromny talent, niekiedy mały zapał do pracy, brak udanych związków i założonych rodzin. Mike Lee, Mitch Shirra, Gary Guglielmi, Kelly Moran, Zenek Plech, Tomek Bajerski i pewnie wielu innych. Gary Havelock gdy oprzytomniał i zaprzestał frywolnych wybryków w ciągu dwóch lat doszedł na szczyt i został mistrzem świata w 1992 roku. Dużą rolę w "resocjalizacji" sportowej Anglika odegrała jego wieloletnia przyjaciółka, a obecnie żona Jayne, która po tragicznym wypadku Garego sprzed dwóch lat i stałego paraliżu lewego ramienia niezmiennie wspiera Havelocka.

Role udanego związku w polskim żużlu najlepiej ilustruje przykład Tomasza Golloba. - Toksyczny związek burzył koncentrację Tomasza na sporcie - mówi jego wieloletni przyjaciel Grzegorz Ślak. Dopiero po rozstaniu z małżonką Brygidą Polak zdobył swój upragniony tytuł mistrza świata. Związek małżeński zawarli jesienią 1997 roku. Kilka miesięcy później na świat przyszła córka Wiktoria. Okres 1997-2000 był najlepszy w wykonaniu pierwszej młodości Golloba. W następnych latach rodził się dystans Tomka do Brygidy, a także do czołówki światowej. Wreszcie w 2010 roku zawodnik oficjalnie odszedł od małżonki i po 22 latach wyczekiwania sięgnął po złoty medal mistrzostw świata. Niewiarygodna historia.

1996 rok. Brygida i Tomasz Gollobowie. Kwitła milośc i kariera
1996 rok. Brygida i Tomasz Gollobowie. Kwitła milośc i kariera

W żużlu wygrywają odpowiedzialni i dorośli mentalnie faceci, a nie frywolne niebieskie ptaki, którym w głowie tylko zabawa i przyjemności. Gdy Ole Olsen zdobył swój trzeci tytuł mistrza świata mógł czerpać korzyści garściami i jeździć na pełen etat. Duńczyk jednak ku zdziwieniu ograniczył starty, sprzedał dom w Anglii i wrócił do Danii. Powodem był syn. Jacob miał siedem lat i rozpoczynał naukę. - Chciałem żeby miał normalny dom i poszedł do duńskiej szkoły - tłumaczył Ole. Inny utytułowany Duńczyk Hans Nielsen zdecydował się na dzieci dopiero po zakończeniu startów w lidze brytyjskiej, aby móc być więcej w domu i uczestniczyć w wychowywaniu dzieci. Zawsze po zawodach dzwonił do Suzane, że cały i zdrowy wraca do domu. Jego pogromca z 1996 roku Billy Hamill zawsze przed wyścigiem obracał obrączkę na palcu. Mentalna obecność żony Christiny dawała mu spokój i wiarę w zwycięstwo. Obrączka była jak amulet przynoszący szczęście. - Istotnie często mi go nie brakowało - uśmiecha się Bullet. - Na półmetku cyklu traciłem do Hansa aż 23 punkty. Duńczyk wydawał się nie do pokonania. Nawet ja nie przypuszczałem, że jestem w stanie dogonić starego lisa. Jak się okazało wydarłem złoto Nielsenowi na przysłowiowej kresce. W dodatku na jego torze w Vojens! - odtwarza stare dobre czasy Billy. Dzisiaj Hamill prowadzi w Stanach szkółkę speedway’a dla najmłodszych. Trenuje również jego syn. Następca?

Matti Nykanen zdążył się już cztery razy ożenić i ciągle nie może znaleźć tej jedynej, z którą mógłby zbudować rodzinne szczęście. O czym subtelnie zapomniał wspomnieć 20 lat temu od dawien dawna znalazł tego jedynego - alkohol. Wciąż z nim niebezpiecznie romansuje. Taki bad romance, jak to śpiewa Lady Gaga.

Grzegorz Drozd

Komentarze (40)
avatar
Daro - Tarnów
18.02.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W końcu było co poczytać :)
ps. Janusz niedawno wziął ślub ! będzie gruuubo 
avatar
SG FAN
18.02.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Dobry artykuł. Coś w tym musi być swoją drogą. Mając już jako taki podgląd i kilka punktów odniesienia, ukułem kiedyś maksymę, która się sprawdza: facet jest tak silny, jak silna jest kobieta z Czytaj całość
avatar
Darejro
17.02.2013
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Świetny artykuł. 
avatar
DamianCKM
17.02.2013
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Chyba najlepszy tekst jaki czytałem na tym portalu. 
mały czarny
17.02.2013
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Kołodziej własnie się ożenił, drżyjcie rywale ;)