Nie będziemy orać na twardym torze - rozmowa z Dariuszem Śledziem, trenerem PGE Marmy Rzeszów

PGE Marma Rzeszów rozczarowała swych kibiców przegraną na własnym torze z częstochowskimi Lwami. Trener Dariusz Śledź wciąż jednak wierzy w swoich zawodników.

Piotr Rachwał
Piotr Rachwał

Piotr Rachwał: Panie trenerze, śmiem twierdzić, że na tak twardym torze jaki był podczas meczu z Dospelem Włókniarzem Częstochowa możecie mieć problemy z jakąkolwiek wygraną u siebie. Chyba nikt z pana zespołu nie przepada za tak przygotowaną nawierzchnią.

Dariusz Śledź: Wygramy, wygramy (uśmiech dop. red.). Mam nadzieję, że się w końcu dopasujemy do takiego toru, bo chyba po prostu będziemy musieli się do niego dopasować...

Byłem zdziwiony postawą Grzegorza Walaska, który nie da się ukryć nigdy nie przepadał za tak twardym torem, aż tu nagle był najlepszym rzeszowskim zawodnikiem.

- Czyli da się. Sprawa jest prosta - musimy sporo potrenować na takich nawierzchniach i się do nich dopasować, bo mam nieodparte wrażenie, że będziemy z takimi torami spotykali się coraz częściej. Trzeba z tym żyć i tyle.

Nie ma co owijać w bawełnę - decyzja odnośnie ubijania toru była podyktowana przez komisarza toru i sędziego. Czy zatem tegoroczna nowinka, odnośnie wprowadzenia funkcji komisarza toru nie psuje zawodów, skoro wszędzie będzie twardo?

- Ja tutaj nie chcę nikogo oceniać i na pewno tego nie zrobię. Wszyscy musimy się z tym oswoić, bo jest to nowa sytuacja i dla nas, i dla komisarzy czy sędziów. Myślę, że tak naprawdę nie wiemy jak to jeść. Komisarze muszą podchodzić w sposób rozsądny do kwestii przygotowania torów, bo przecież nie wszystkie muszą być identyczne. Chodzi o to, aby były bezpieczne. Ja nikomu nie mogę nic zarzucić, ale jakoś tak było u nas twardo... Nie może mieć to jednak wpływu na postawę drużyny, bo przecież musimy jechać na każdym torze i nie ma o czym gadać. A co do atrakcyjności zawodów - na torze przyczepnym mogą być bardziej widowiskowe, ale to wiadomo nie od dzisiaj.

W miniony piątek trening punktowany z drużyną z Lublina odbył się na torze przyczepniejszym, co także może mieć przełożenie na przegraną z częstochowianami.

- Powiedzmy sobie szczerze, że podczas piątkowego treningu tor był niewiele bardziej przyczepniejszy. Gregor (Grzegorz Walasek dop. red.) jechał na takich samych ustawieniach jak w piątek i poza jednym biegiem pojechał świetnie. Powtórzę raz jeszcze - musimy dalej trenować, by jak najszybciej móc dopasować sprzęt. Nie mieliśmy wielu okazji do jazdy na własnym torze, bo tak naprawdę wyjechaliśmy na niego dopiero na pięć dni przed meczem z Dospelem Włókniarzem. To też nie jest obojętne.

Rozmawiałem z Juricą Pavlicem i jemu ten tor wyraźnie nie spasował. Twierdził, że trenowaliście na zupełnie innym.

- No właśnie, każdy na to patrzy trochę inaczej. Jura (Jurica Pavlic dop. red.) mocno się męczył. To było widać praktycznie w każdym biegu. Nie pozostaje nam nic innego jak coś z tym zrobić. Jura ma duży potencjał i jeszcze nie raz go pokaże. Teraz trzeba zrobić wszystko, aby go w pełni wykorzystał.

Czyli teraz cały tydzień będziecie trenować na twardej, betonowej nawierzchni?

- Nie będziemy orać na twardym torze, bo i tak jedziemy na wyjazd do Gniezna. W Rzeszowie ewentualnie pojeżdżą juniorzy, a my sobie pojedziemy gdzieś potrenować, by jak najlepiej przygotować się do kolejnego meczu.

Wydaje mi się, że w Gnieźnie tor będzie jeszcze bardziej twardy niż podczas przegranego meczu z Częstochowianami.

- Można tak przypuszczać. Nie da się ukryć, że to będzie bardzo trudny mecz dla nas. Gnieźnianie na pewno będą chcieli wygrać przed własną publicznością, tym bardziej, że wysoko przegrali na inaugurację z zielonogórzanami. Będą podwójnie zmotywowani, ale my także pojedziemy po dwa punkty. Chcemy wynagrodzić kibicom tą przegraną.

Kto pana najbardziej zawiódł w tym meczu - Dawid Lampart?

- Dawid potrzebuje jazdy. On się za bardzo spina, jemu bardzo zależy. Zupełnie inaczej wyglądała jego jazda na sparingu, a zupełnie inaczej w meczu o punkty. W lidze za bardzo się spina, za bardzo chce i mocno się nakręca. Dochodzi stres, adrenalina, presja ze strony kibiców i jego samego, a to może sparaliżować. W życiu bowiem, jak się czegoś za bardzo chce, to często nie wychodzi. Na razie nie może złapać tego luzu. Potrzebny jest mu czas, bo jak pokazał sparing on potrafi jechać znacznie lepiej. Dawid musi trochę wyluzować i wtedy będzie ok. Bądźmy cierpliwi, nie należy go skreślać. Dawid wie, że liczymy na jego punkty i to też jest dodatkowym ciężarem dla niego.

Zaskakuje pana na razie ekstraliga?

- Robi się ciekawie, nawet bardzo (uśmiech dop. red.).
Dariusz Śledź po niedzielnej przegranej PGE Marmy ma o czym myśleć Dariusz Śledź po niedzielnej przegranej PGE Marmy ma o czym myśleć


Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×