- Ogólnie było słabo. Co prawda wygrałem mój drugi bieg i pojechałem naprawdę nieźle. Już myślałem, że wszystko będzie OK, a w kolejnym starcie znowu się pogorszyło. Tor się zmieniał, a ja w Bydgoszczy bardzo długo nie jeździłem, nie wiem czy w ogóle kiedyś (startował raz, w barwach drużyny z Poznania - dop.red.). Musiałem zgadywać, jakie przełożenie wybrać. W paru biegach byłem naprawdę szybki, ale nie wiedziałem, jaką ścieżkę obrać. Stąd słaby wynik - tłumaczył Peter Ljung.
Szwed w Bydgoszczy przeplatał biegi bardzo dobre z bardzo złymi. Skąd taka sinusoida? - Nie mam pojęcia. Po prostu się gubiłem na tym torze. Chyba podjąłem parę złych decyzji. Dodatkowo trzeba przyznać, że miejscowi są świetnie spasowani i spodziewam się, iż każdy będzie miał z nimi ciężką przeprawę. Nie tylko w Bydgoszczy - dodał.
Ljung twierdzi, że mecz w grodzie nad Brdą to dla niego cenna nauka. - Niesamowicie trudna nawierzchnia, ale tak musi być. To dla mnie cenne doświadczenie. Tor ma być atutem gospodarzy i goście mają mieć z nim problem. Oni byli dla nas za szybcy, a my cały czas szukaliśmy właściwych przełożeń - zakończył.