- Nikt nie mówił, że będzie lekko. Każdy mecz jest na styku, a liga jest nieprzewidywalna. Spodziewaliśmy się, że to będzie trudne spotkanie. Przespaliśmy początek - zaczął Piotr Paluch.
Z całą pewnością pierwsza seria startów nie należała do gospodarzy, którzy musieli gonić wynik. Sytuacja była odwrotna w stosunku do poprzednich pojedynków, kiedy to właśnie Stal Gorzów dobrze zaczynała. Straty odrobić udało się w ósmym biegu. - Zawodnicy nie ustrzegli się błędów. Może była to też kwestia spasowania. W pozostałych meczach, gdzie na początku brylowaliśmy, a kończyło się źle, tak teraz najpierw było źle. Trudne zawody. Jeszcze dużo pracy przed nami. Cieszy to, że jest zwycięstwo - podsumował Bolo.
Szkoleniowiec mógł być zadowolony ze swoich żużlowców. W ekipie gorzowskiej nie spisał się jedynie Adrian Gomólski, który miał problemy sprzętowe. Trochę lepiej mógł też zaprezentować się Łukasz Cyran. - Chciałbym podziękować wszystkim zawodnikom, bo każdy przywiózł punkty potrzebne do zwycięstwa. Były różne sytuacje. W jednym biegu Krzysztof Kasprzak i Gomólski wyszli na 5:1. Adrian pojechał trochę za szeroko i podniosło mu koło. Nie zamknął małej i skończyło się całkiem inaczej. Przełomowy był bieg dwunasty, gdzie Bartek Zmarzlik razem z Iversenem wygrali 5:1. Później już w miarę kontrolowaliśmy sytuację. Każdy miał za zadanie wygrać bieg, a kolega dojechać trzeci - ocenił trener Stali. - Ocena dostateczny minus. W pierwszym biegu miał kłopoty sprzętowe. Szybko przesiadł się na zupełnie niedopasowany motocykl Cyrana. W drugim wyścigu po błędzie stracił pozycję, a w ostatnim, w którym jechał też powinno być 5:1 - dodał na temat Adriana Gomólskiego.
Wieloletni kapitan drużyny z Grodu nad Wartą stwierdził, że w pierwszych wyścigach, kiedy nie szło jego zespołowi, miejscowi byli zaskoczeni nawierzchnią toru. Jakie były tego przyczyny? - Pogoda zrobiła swoje. Trzeba było cały czas jeździć, polewać i ubijać. I tak w kółko - wyjaśnił.
Nie da się ukryć, że funkcja komisarza toru wiele pozmieniała w polskim żużlu. Atut własnego toru został zredukowany, a przede wszystkim zmienił się sposób przygotowywania nawierzchni. Obserwujemy odejście od przyczepnych torów, a kierujemy się bardziej na twardo ubite ścieżki. W poprzednim sezonie o gorzowianach mówiło się, że są drużyną jednego toru. Wielokrotnie owal na Stadionie im. Edwarda Jancarza był przygotowywany w identyczny sposób, często bardzo wymagający nawet dla doświadczonych zawodników. Kończyło się to upadkami, również w tym roku, gdyż szybko tworzyły się dziury. Teraz należało to zmienić i Stalowcy muszą na nowo uczyć się jeździć. - Jak wiemy, nie można już robić takich przyczepnych torów, jak mieliśmy w zeszłym roku. Na tym torze wszyscy pojechali dobrze, ale nie ustrzegli się błędów - skwitował Paluch.
Swój trzeci mecz w żółto-niebieskich barwach pojechał Linus Sundstroem. 7 punktów i dwa bonusy to całkiem niezły dorobek. - Najważniejsze, że robi punkty w przełomowych momentach - ocenił swojego podopiecznego szkoleniowiec.
Inaczej sprawa ma się z Kasprzakiem, który jeździ bardzo chimerycznie. Sam narzekał na to, jakie przypadły mu pola startowe. Co zaś usłyszeliśmy od trenera? - Jeszcze może nie ma ustabilizowanej formy, ale zrobił 12 oczek i to jest ważne - przyznał i przypomniał o Zastępstwie Zawodnika za kontuzjowanego Daniela Nermarka - Zrobiliśmy na ZZ-tce 10 punktów. To jest dużo - zakończył Piotr Paluch.