Rozważam wycofanie drużyny z rozgrywek - rozmowa z Martą Półtorak, prezes PGE Marmy

Rzeszowianie nie czują się winni niedzielnych wydarzeń w Lesznie. Marta Półtorak uważa bowiem, że leszczyński klub nie przestrzegał regulaminu w zakresie odpowiedniego przygotowania toru.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Emocje pewnie opadły tylko trochę po tym, co wydarzyło się w niedzielę w Lesznie. Nie brakuje jednak głosów, że pani rozważa nawet wycofanie swojego zespołu z rozgrywek. Czy to prawda?

Marta Półtorak: Jeżeli okaże się, że w sporcie żużlowym nie są respektowane regulaminy i nie wiadomo, jak należy się odnosić do pewnych sytuacji czy coś ma jedynie charakter uznaniowy, to oczywiście, że rozważam taki ruch. Po wydarzeniach, które miały wczoraj miejsce w Lesznie rodzi się poważne pytanie, czy to wszystko ma jeszcze sens.

Zupełnie inne zdanie na temat stanu toru mieli gospodarze, którzy mówili, że dało się na nim jechać, a świadczy o tym dobitnie pobicie rekordu toru. Jak może się pani do tego odnieść?

- Tego całego zamieszania, które nie służy ani kibicom, ani dobru sportu żużlowego, mogło nie być. Proszę mi również wierzyć, że nie służy to także naszej drużynie, bo na mecz do Leszna jechaliśmy bardzo daleko. Sama musiałam przejechać kilkaset kilometrów i podobnie było w przypadku zawodników. W Lesznie niestety nie dostosowano się do przepisów regulaminu. Ten mecz był meczem zagrożonym ze względu na złe warunki atmosferyczne. Taki status miało to spotkanie i wtedy regulamin wyraźni mówi, że na dwie doby przed meczem tor powinien zostać ubity i tak przygotowany, żeby woda mogła spokojnie spłynąć, a nie dostać się do wnętrza. Co więcej, na dobę przed nie można prowadzić żadnych treningów ani prac na torze, które mogłyby spowodować jego pogorszenie. Jeden z artykułów mówi nawet, że nieprzestrzeganie tych zasad, o których powiedziałam, będzie potraktowane jako przygotowanie nieregulaminowego toru ze strony organizatora. Na łamach portalu SportoweFakty.pl doskonale było widać, jak ten tor był rozbronowany. Proszę również porównać to z torem w Gorzowie, gdzie również był status meczu zagrożonego. Ten przepis wprowadzono po to, żeby ominąć próby nieregulaminowego przygotowania toru. Jak należy traktować to, że organizator nie dostosował się do jasno brzmiących przepisów? Kiedy opady dostały się do środka, to wiadomym było, że taki tor jest trudno wysuszyć w ciągu ośmiu godzin. Niewiadomą była pogoda, nie było przecież upału. Tak czy inaczej, doprowadzenie takiego toru do warunków regulaminowych jest trudne.

Czy może pani nakreślić, jak z pani perspektywy wyglądały wydarzenia, które miały miejsce po próbie toru?

- Po zakończeniu próby toru i oględzinach, zawodnicy stwierdzili, że ten tor jest nieregulaminowy - niejednorodny na całej długości i szerokości. Mamy zdjęcia, które to bardzo ładnie pokazują. Były miejsca przyczepne i twarde. Tor był niejednorodny. Czy był dobry czy zły? Pewnie zawodnicy jeżdżą na gorszych, bo przykładem są choćby nawierzchnie jednodniowe. Pojawia się jednak podstawowe pytanie, czy trzymamy się zasad regulaminu. Można dyskutować, czy są one dobre czy złe, ale w moim odczuciu żyjemy w państwie prawa. Są pewne regulaminy i albo ich przestrzegamy, albo zastanawiamy się, co to znaczy, że tor był dostateczny. Takim mianem tor określił sędzia. Ja zadałam pytanie, czy jest on dobry. Sędzia mówił: nie, tor jest dostateczny. Pytałam więc dalej, co to znaczy dostateczny? Na pewnej długości, szerokości? Po stwierdzeniu przez sędziego, że stan nawierzchni jest dostateczny, nastąpiła dalsza kosmetyka toru.

I nie byliście zadowoleni z jej efektów.

- Trudno dyskutować, co znaczy stwierdzenie kosmetyka. Potrafię sobie wyobrazić ścieżkę leśną zrytą przez zwierzęta, na którą ktoś kładzie liście. Fajnie wygląda, ale ja wolałbym usunąć niebezpieczeństwo, przez które można zwichnąć sobie nogę. Zapytaliśmy zatem sędziego, czy jest nam w stanie złożyć oświadczenia, że tor jest jego zdaniem bezpieczny dla zawodników. Sędzia odmówił podpisania takiego oświadczenia. Nie znajdowałam żadnego uzasadnienia, żeby powiedzieć zawodnikom, że mają działać wbrew regulaminowi.

Do kogo ma pani większe pretensje? Do gospodarzy czy sędziego zawodów i komisarza?

- Nie wiem, do kogo je powinnam mieć, bo do takiego zdarzenia nie powinno po prostu dojść. Wyjaśnijmy jeszcze jedną kwestię, która gdzieś się pojawia. Nicki Pedersen niczego nam nie narzucał. Odnoszę wrażenie, że znaleźliśmy sobie pretekst o nazwie Nicki Pedersen. To łatwe, bo Duńczyk jest indywidualistą, dodatkowo ostatnio nie startował w barwach naszej drużyny i jechał w Grand Prix. Ktoś stworzył taki fajny argument, że Nicki postanowił, że będzie bojkotować rozgrywki. Chcę temu jasno zaprzeczyć, bo tak absolutnie nie było. Nicki przyjechał do Leszna i owszem, nie był w stuprocentowej dyspozycji, ale dzień wcześniej w Cardiff potrafił wywalczyć ósme miejsce, zdobyć 11 punktów. Pojechałby na jakimś określonym poziomie w tych zawodach. Przy takim torze pewnie nie byłoby mu łatwo.

A Nicki Pedersen zamierzał w ogóle wsiadać w niedzielę na motocykl?

- Przyjechał do Leszna. Na ile czułby się na siłach, żeby jechać - tego nie jestem w stanie powiedzieć w przypadku żadnego z zawodników. Może się przecież zdarzyć tak, że w trakcie zawodów ktoś dostanie biegunki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×