Chris Holder to książkowy przykład profesjonalisty i gwiazdy. Syn byłego żużlowca od dziecka zafascynowany był motorami. Szybko okazało się, że Chris ma smykałkę do walki na torze. W Europie zadebiutował w mistrzostwach świata juniorów w 2005 roku. Pomógł mu ówczesny mistrz świata Jason Crump, który młokosowi użyczył sprzętu. Na motocyklach Crumpa młody Holder zawitał na półfinał do Tarnowa. Na te zawody przyjechałem specjalnie, aby zobaczyć Holdera. Nie zawiódł. Walczył jak lew, a szanse na awans przekreślił upadek w ostatnim wyścigu. Po latach wspominaliśmy te zawody. - Co się stało, że upadłem? Po prostu nie dałem rady okiełznać tego szatana - śmiał się Holder. - Z każdym kółkiem, coraz bardziej traciłem kontrolę nad kierownicą. Zachwiało mną, zbliżała się banda i wypuściłem z rąk motocykl - opowiadał Chris. Wiedział wtedy, że chce być jak Crump i że chce być tam gdzie Crump. Na szczycie. Jak w przypadku każdego Australijczyka, który marzy o światowych laurach wybór mógł być tylko jeden - wyjazd na Wyspy Brytyjskie. - Mam wielki szacunek do tych wszystkich młodych chłopaków, którzy mają odwagę stanąć twarzą w twarz z problemami profesjonalnego żużlowca. Z daleka od domu. Tysiące kilometrów od najbliższych. Takich twardzieli jak Darcy, czy Chris powinniśmy szanować i podziwiać. Wiem jak to wszystko jest piekielnie trudne, bo sam przez przechodziłem tę drogę 25 lat temu - zapewniał mnie kiedyś Greg Hancock wskazując na grających obok nas w piłkę Australijczyków, którzy umilali sobie oczekiwanie na taksówkę, która całą trójkę miała zawieść na kolejne lotnisko.
W 2006 roku Holder trafił do Isle of Wight. Klub znajduje się w zachodnio-południowej części Wielkiej Brytanii. W tym regionie europejską przygodę zaczynało wielu innych Australijczyków. Craig Boyce, Leigh Adams, Troy Butler, czy familia Crumpów. Przez wiele lat wodzirejem australijskiej paczki był Neil Street. Strefa działań dziadka Streeta najpierw jako żużlowca, a później promotora nie była przypadkowa. Z tej części Anglii pochodziła rodzina Neila.
Kariera Chrisa nabierała impetu. Najpierw Premier League, gdzie cierpliwie spędził dwa pełne sezony. W końcu debiut w Poole Pirates w 2008 roku. Rok wcześniej po namowach Jasona Crumpa wykorzystał ówczesne przepisy i zadebiutował jako junior w lidze polskiej. Punktował dla Wrocławia. W lidze szwedzkiej zaczął w swoim stylu, czyli ostrożniej i podpisał kontrakt z zespołem Lejonen Gislaved jeżdżącym w Allsvenskan. Ciężka praca, cierpliwość i mądre decyzje przyniosły pierwsze efekty: dwa tytuły wicemistrza świata juniorów. Musiał uznać wyższość tylko Rosyjskiej Torpedy, czyli Emila Sajfutidnowa.
W 2008 roku, gdy kończył wiek juniora był kluczowym zawodnikiem drużyn, które sięgały po mistrzostwo w Polsce (Unibax), Szwecji (Lejonen) i Poole (Anglia).
W krótkim czasie Chris Holder stał się jednym z najbardziej pożądanych zawodników młodego pokolenia. Nadszedł czas na debiut w Grand Prix. Bardzo wyczekiwany przez kibiców na całym świecie. Awans wywalczył na torze, a nie przy zielonym stoliku. Dokładnie tak, jak sobie zaplanował. Tor w Coventry, gdzie rozegrał się Grand Prix Challange 2009 okazał się otwarciem drzwi na salony.
Ludzie gadają głupoty
Od tamtej pory minęły cztery lata. Chris Holder po żmudnej wspinaczce na szczyt został mistrzem świata. Ale myli się ten, kto myśli, że championowi lżej. Wręcz przeciwnie. - Jesteś wtedy celem numer jeden - twierdzi Gary Havelock.
Niedawno po meczu Unibaksu w Rzeszowie uciąłem pogawędkę z Chripsym. Był skonany, ale tradycyjnie pokazał klasę i cierpliwie odpowiadał na pytania. - Wyglądasz na zmęczonego Chris. Nie za dużo startów? - zagadnąłem na początek. - Nie. Wszystko jest w porządku. Muszę dużo jeździć, tylko ten przeklęty upał. Wczoraj w Gorzowie jechałem siedem razy. Dziś siedem razy. Przez noc z chłopkami pokonaliśmy 700 kilometrów. Musiałem spać w tej cholernej puszce - w tym momencie wymownie wskazał na stojący obok nas kolorowy bus Australijczyka.
Na drugi dzień będąc pod wrażeniem widoku wyprutego z sił Holdera przeanalizowałem jego ostatnie starty. Okazało się, że w ciągu dwudziestu dwóch dni jechał piętnaste zawody plus dwa treningi przed Grand Prix. Do końca miesiąca pojechał w kolejnych ośmiu zawodach. Już we wtorek był w Norkopeing. Sezonu nie zaczął błyskotliwie. Wracał po dokuczliwej kontuzji z jesieni, która była pierwszym zgrzytem w perfekcyjnej historii australijskiego żużlowca. Mistrz jednak pokazał charakter. Powoli wchodził na wysokie obroty. Kosztowało go to wiele pracy. Złoty środek z zeszłego roku, czyli super silnik od Petera Johnsa przestał wygrywać na zawołanie. Problemów z formą nie brakowało. Receptą miały być liczne starty.
[nextpage]
Belle Vue, Vastervik, Gniezno, Eastbourne. Wiem ile trudu trzeba włożyć, żeby dojechać w te wszystkie miejsca. Oglądałem Holdera na różnych obiektach. W Poole, Gislaved, Częstochowie, Bydgoszczy. Triumfy w Cardiff. Za każdym razem to była radość dla oczu. Super sylwetka, ogromna lekkość na motocyklu, jazda fair i pasja w ataku. Jak to zwykłem mawiać: żużlowiec z krwi i kości. Kiedyś tak sobie siedziałem na półfinale Elitserien w Gislaved. Na małej niskiej drewnianej trybunie ulokowanej na przeciwległej prostej. Chris śmigał przede mną na wyciagnięcie ręki. - Kurcze, on tak szaleje, a wygląda jakby to była dla niego bułka z masłem. Jutro będzie już gdzie indziej walczył - pomyślałem. Przed tamtym spotkaniem długo gawędziliśmy. Na drugim łuku w Gislaved jest usytuowany klubowy bufet. Holder siedział na schodkach przy wejściu na werandę i z żarciem na kolanach. Poniżej skarpy po prawej stronie jest minitor, na którym akurat ścigali się dwaj mężczyźni. Dosiadali starego stojaka wyciągniętego gdzieś z czeluści klubowego warsztatu. Do biegu na chorągiewkę puszczał ich Leigh Adams, który za kilka tygodni miał zakończyć karierę. Jak się okazało ci dwaj dżokeje byli mechanikami Kangurów. Śmiechu było sporo. Przysiadłem się do Holdera, który nagrywał komórką zacięty turniej. Zaczął opowiadać o kończącym się sezonie. Że pierwszy rok w Grand Prix dał mu wiele doświadczeń, w którym zasmakował słodkiego zwycięstwa w Cardiff. Że wykonał plan utrzymania się w ósemce. Że w następnych sezonach zaatakuje i wierzy, że może zajść wysoko. Zaprzeczył, że przyjaźń i spędzanie czasu z Darcym Wardem ma zły wpływ na ich formę. - Ludzie nie mają pojęcia i gadają głupoty - skomentował krótko.
Gdzie przyczyna?
Tysiące kilometrów, dziesiątki wyścigów. Stres, koncentracja, walka, pieniądze, punkty. Zawodnik pokroju Holdera, co kilka dni decyduje o losach spotkań. Bardzo często w ostatnich wyścigach dnia. Decyduje o losach drużyn, układzie tabeli, o triumfach bądź porażkach kibiców, działaczy i kolegów z toru. - Życie mistrza nie jest usłane różami - powiedział kiedyś trzykrotny mistrz świata, Duńczyk Erik Gundersen. - Ludzie niesprawiedliwe przypięli łatkę Holderowi i Wardowi. Wszyscy ich mają za luzaków, którym tylko zabawa i wygłupy w głowie. Natomiast w ostatnich dwóch-trzech sezonach nikt tak nie haruje jak oni. Nikt tak jak Holder i Ward nie stratuje w tylu meczach, w tylu wyścigach i nie prezentuje tak wysokiej formy jak Turbo Twins - wypaliłem do młodego rzeszowskiego dziennikarza, który w kilka sekund po rozmowie z Holderem w rzeszowskim parkingu zagadnął mnie o australijskiego luzaka. Chłopak przyznał, że nigdy wcześniej nie pomyślał o Kangurach od tej strony. Po krótkim zastanowieniu przyznał mi rację.
W piątek w Coventry rozgrywał się kolejny mecz na styku. Pszczoły prowadziły zaledwie dwoma oczkami. Neil Middleditch na finał spotkania tradycyjnie posłał do boju swoich dwóch asów. Podwójnych biegowych zwycięstw w wykonaniu Turbo Twins już trudno zliczyć. Strzelili ze startu i zapowiadało się, że kolejny wieczór będzie należał do nich...
W żużlu notujemy coraz więcej upadków. Wielu nieustannie podtrzymuje opinie, że wszystkiemu winne są nowe tłumiki. Padają zarzuty o źle przygotowane nawierzchnie. Pełne dziur i zdradliwych ścieżek. Wiele dyskutuje się o przemęczeniu zawodników. O wszystkim rozmawiałem z Holderem trzy tygodnie temu. Zaprzeczał ogólnemu zmęczeniu, choć widok jego twarzy mówił coś innego. Zaprzeczał, że ma jakiekolwiek problemy z tłumikami. - A tory, Chris? W zeszłym roku głośno mówiłeś, że brytyjskie tory są niebezpieczne - podpytywałem Holdera. - Jest w porządku. Naprawdę zmieniło się na lepsze. Zwłaszcza w Polsce po wprowadzeniu komisarzy torów. Przed zawodami jestem bardziej pewien, że wszystko będzie w porządku. Jest coraz mniej niespodzianek. Po zeszłorocznej kontuzji być może za ostro wypowiedziałem się o brytyjskich nawierzchniach - osądził Australijczyk.
Najlepsi żużlowcy tacy jak Chris Holder startują nieprzerwanie, ale to nie jest znak czasu. Identycznie było w ubiegłych dziesięcioleciach. Żużlowcy też łamali kości, zaliczali dzwony, tyle, że polskiej opinii publicznej bardziej uchodziły uwadze kontuzje zachodnich żużlowców. W dobie internetu jesteśmy znakomicie doinformowani o wszelkich wydarzeniach. Obcokrajowcy stali się bliżsi naszym kibicom. Są stałymi członkami ekip i startuje ich kilku w jednej drużynie. Mają ogromny wpływ na końcowe wyniki w lidze. Także ich kontuzje. Dlatego kibice bardziej interesują się obcokrajowcami. Przeżywają upadki i urazy zanotowane w innych ligach. Po wypadku Holdera w komentarzach na necie pojawiło się wiele opinii obwiniających ligę brytyjską. Zupełny nonsens.
W latach 90-tych w lidze brytyjskiej również był ogrom kontuzji. Ale w Polsce nikogo nie obchodziły urazy zawodników, którzy nie stanowili o losach Rybnika, Bydgoszczy, czy Zielonej Góry. Zresztą o dokładnych wieściach z brytyjskiej ligi można było dowiedzieć się tylko ze Speedway Stara, który był chodliwym i poszukiwanym towarem na stadionowych targowiskach. Wzrok polskich kibiców i mediów zwrócony był tylko na pojedyncze gwiazdy jak Tony Rickardsson, Hans Nielsen, Sam Ermolenko, czy Billy Hamill, którzy i tak rzadko startowali w swoich zespołach.
Kontuzji nigdy nie brakowało, ale jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że jest ich jednak coraz więcej. Dlaczego? Najlepsi zawsze jeździli dużo. Holder - ostatnia ofiara czarnego sportu twierdzi, że tory są w porządku, a tłumiki nie przeszkadzają. Moim zdaniem efektem wypadków jest bardzo wyrównany poziom. Grupa tzw. "średniaków" zbliżyła się umiejętnościami do gwiazd. Za czasów Sama Ermolenki, Hansa Nielsena, Pera Jonssona mistrzowie łatwiej zwyciężali. Polska i szwedzka liga stały na niskim poziomie. Najwięcej kontuzji zdarzało się na angielskich torach, bo tam zawodów było najwięcej, a walka najtwardsza. W dzisiejszym żużlu gwiazdom jest trudniej. Chris Holder co drugi dzień walczy ze świetnie dosprzętowionymi młodzieżowcami i szeroką grupą profesjonalistów, którzy obsługują najlepsze ligi świata. Wyścigi coraz częściej są niezwykle zażarte, decydują centymetry i determinacja. Życie mistrza nie jest usłane różami. Chciałoby się przywołać maksymę Erika.
Chris Holder w piątek zakończył sezon. Z powodu kontuzji nie ma szans obronić tytułu mistrza świata. Wcześniej podobny los aktualnego championa spotkał w 1992 roku Duńczyka Jana Oswalda Pedersena.
Na jednym z portali społecznościowych Grześ Zengota jako główne zdjęcie własnego profilu umieścił zacięty pojedynek sprzed kilku dni z... Chrisem Holderem. Na leszczyńskim Smoku do mety dojechali cało.
Grzegorz Drozd
Nie trafia też do mnie teza, że takich przypadków jest coraz więcej nie przez nowe tłumiki i fakt, ze taki Holder jeździ w PL, UK, S Czytaj całość