Kamil Tecław: Andreas na początek najważniejsze pytanie - jak czujesz się po upadku w Kopenhadze?
Andreas Jonsson: Czuję się już całkiem dobrze, ale organizmu nie da się oszukać. Złamana łopatka to poważna kontuzja, uraz bardziej skomplikowany niż na przykład złamanie obojczyka. Lekarze zalecili mi półtora miesiąca przerwy, a więc przede mną jeszcze cztery tygodnie rehabilitacji.
Jak ocenisz w ogóle tę sytuację? Nie miałeś chyba za bardzo szans na ominięcie leżącego Emila Sajfutdinowa?
- Niestety nie, było już za późno. Nie chcę oceniać tej sytuacji, nie mam do nikogo pretensji. Taki jest sport motocyklowy, wypadki się zdarzają.
Jak przebiega twoja rehabilitacja?
- Bardzo intensywnie, ponieważ codziennie chodzę na rehabilitację. Lasery, ultradźwięki oraz elektromagnes - zajmują się mną najlepsi specjaliści korzystający z najnowszych technologii. Wierzę, że to wszystkie przyniesie skutek i po powrocie na tor będę prezentował dobrą formę i nie będę potrzebował dużo czasu, aby się „rozjeździć”.
Wielu kibiców żywiło nadzieję, że wrócisz na tor już 27 lipca, kiedy odbędzie się pierwsza runda Indywidualnych Mistrzostw Europy. Ostatecznie twoje miejsce zajął Fredrik Lindgren. Kiedy możemy spodziewać się twojego powrotu?
- Niestety w Speedway European Championships nie dam rady w tym roku wystartować. Z powodu kontuzji ominęłyby mnie dwie pierwsze rundy, a więc dobrze, że Fredrik Lindgren zajął w obecnej sytuacji moje miejsce w tych zawodach. Mam nadzieję, że o tytuł mistrza Europy powalczę w przyszłym roku. Powrót na tor planuję natomiast 15 sierpnia na mecz PGE Marma Rzeszów - Stelmet Falubaz Zielona Góra i następnie Grand Prix Łotwy w Daugavpils.
[b]Kontuzja spowodowała, że ominął cię także Drużynowy Puchar Świata. Reprezentacja Szwecji nie była stawiana w roli faworytów ze względu na absencję czołowych zawodników, ale chyba nikt nie spodziewał się, ze
odpadnie już w półfinale...
[/b]
- Niestety, z powodu kontuzji mojej i moich kolegów z reprezentacji, nie startowaliśmy w tym roku najsilniejszym składem. Trudno, jeżeli będziemy mieć mniej pecha w przyszłym roku, to z pewnością powalczymy o powrót na podium DPŚ.
Kto jest twoim faworytem do drużynowego mistrzostwa? Wszystko wskazuje na to, że o złote medale powalczą żużlowcy Polski i Danii.
- To prawda, te dwie ekipy wydają się najsilniejsze. Polakom nie poszło najlepiej w DPŚ w zeszłym roku, z pewnością są głodni rewanżu, a więc walka między tymi dwoma drużynami zapowiada się wyśmienicie. Może do rywalizacji o Puchar Świata włączy się jednak jeszcze jakiś team? Tor w Pradze bywa trudny, jeśli o znalezienie odpowiednich ustawień, a więc mimo wszystko nie dzieliłbym jeszcze medali między Polakami a Duńczykami.
Kompletnie nie po twojej myśli układają się występy w cyklu Grand Prix. Kiedy rozmawialiśmy przed sezonem, mówiłeś, że celem jest walka o medale. Te plany będziesz musiał chyba jednak zweryfikować. Jakbyś ocenił swoją dotychczasową jazdę w GP?
- Zaczęło się dobrze, lecz zarazem trochę pechowo. Być może gdyby nie spalone sprzęgło w półfinale, w Auckland stanąłbym na podium. Faktem jest jednak, że w kolejnych turniejach byłem zbyt wolny, aby osiągać dobre rezultaty. Silniki „nie jechały” i ostatecznie zdecydowaliśmy się nawiązać współpracę z nowym tunerem. Otrzymałem od niego dwie świetne jednostki przed turniejem GP w Kopenhadze. Niestety pech sprawił, że nie miałem okazji sprawdzić ich w boju - już w pierwszym biegu pożegnałem się z zawodami. Mam jednak nadzieję, że silniki od tego tunera sprawią, że od Grand Prix w Daugavpils będzie już tylko lepiej.
No właśnie, wspomniałeś o sprzęcie. Z silników przygotowywanych przez Jana Anderssona nie możesz być chyba zadowolony?
- Stąd też moja decyzja o rozpoczęciu współpracy z innym tunerem. Nie zakończyłem współpracy z Anderssonem, lecz nie jestem jedynym zawodnikiem, któremu nie wiedzie się w tym roku na jego silnikach, a więc trzeba było spróbować czegoś nowego.
Pojawiły się opinie, że na początku sezonu korzystałeś z części tytanowych i nie za bardzo się to sprawdziło. Możesz to potwierdzić?
- Dużo zainwestowałem przed tym sezonem w rozwiązania tytanowe. Cały czas ciężko pracujemy nad sprzętem i staramy się to tak ustawić, aby moje motocykle były naprawdę szybkie. Sezon się jeszcze nie skończył, a więc z ostateczną oceną tytanowych rozwiązań w sprzęcie bym jeszcze trochę poczekał.
W polskiej lidze też przeplatałeś lepsze występy słabszymi, ale ogólnie byłeś pewnym zawodnikiem Falubazu. Jak ocenisz swoją jazdę w Enea Ekstralidze i szanse zielonogórskiej drużyny w walce o mistrzostwo?
- Jestem dość zadowolony ze swoich startów w Ekstralidze w tym roku, bo najważniejszy jest wynik całej drużyny, która dotychczas nie zawodzi. Najważniejsze w tej chwili to pewnie awansować do play-offów. Jeżeli rehabilitacja pójdzie zgodnie z planem, to wracam na tor 15 sierpnia i chcę w tym Falubazowi pomóc. Play-offy to natomiast trochę loteria. Z pewnością mamy potencjał, aby wygrać z każdym i zdobyć tytuł DMP. Gdy jednak wszystko waży się w 30 biegach dwumeczu, nigdy nic nie wiadomo. Nie zaszkodzi mieć w tym wszystkim trochę szczęścia.
Jakie są zatem twoje cele na dalszą część sezonu po kontuzji?
- Chcę się możliwie jak najlepiej zaprezentować w tych turniejach GP, w których jeszcze w tym roku będę miał okazję pojechać. Nie kalkuję i nie będę odpuszczał. Ten sezon jak na razie nie toczy się po mojej myśli, ale czasu nie da się cofnąć, taki jest sport. Chcę wrócić do jazdy w połowie sierpnia i do końca sezonu sprawić jak najwięcej radości wszystkim moim kibicom - dopingującym mnie zarówno w GP, jak i kibicującym drużynom w Polsce i Szwecji, które reprezentuje.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!