Michał Wachowski: Pański klub przegrał kolejny mecz na własnym torze. Przy odrobinie szczęścia, chociażby w poprzednim spotkaniu u siebie z Unią Tarnów, drużyna mogłaby jednak awansować do play-offów.
Józef Dworakowski: W sporcie, tak jak pan mówi, trzeba mieć szczęście. Nam tego szczęścia brakowało już od kilku meczów. Najpierw była kontuzja Tobiasza Musielaka, a później doszła do tego też kontuzja Przemka Pawlickiego. To jest powód tego, że w ostatnich meczach nie mogliśmy zrobić lepszego wyniku. Jeśli chodzi o spotkanie z Gorzowem, to brakowało znów nam punktów młodzieżowców. W drugim biegu Marcin Nowak znowu musiał jechać sam i przegraliśmy czterema punktami. Później trzeba było to odrabiać. Przy tak ciężkiej stawce, gdy nasi rywale są równi, to się potem mści.
Ale proszę nie zapominać, że pecha mieli też gorzowianie, ze względu na kontuzję Tomasza Gapińskiego.
- To nie jest tak, że my robimy jakiś lament czy płaczemy. No trudno, nie udało się. Ktoś musi wygrać, ktoś musi przegrać. Jak widać mocny Rzeszów nie poradził sobie z outsiderem, który spada. Sport jest jak mówiłem nieprzewidywalny. W tym meczu raz nam wychodziło, a raz nie. Były też błędy, które zrobili w ostatnich dwóch biegach Grzesiu Zengota i Damian Baliński. To się później mści na wyniku.
To chyba przykre, gdy kończy się rozgrywki w połowie sierpnia.
- Patrząc z punktu finansowego, to dobrze, że nie jedziemy dalej. Frekwencja na stadionie była dzisiaj (w niedzielę - przyp. red.) dramatycznie niska. Sprzedaliśmy cztery tysiące biletów, a licząc osoby z karnetami, to było może pięć tysięcy.
Unia spisywała się znakomicie na wyjazdach, ale zabrakło punktów w meczach na własnym torze. Pański klub wygrał u siebie jedynie z trzema spadkowiczami Ekstraligi.
- Myślę, że nie można do końca mówić, że byliśmy słabi u siebie. Z mocnym Unibaksem Toruń, który miał w swoim składzie Chrisa Holdera, był tutaj remis. To samo było, gdy przyjechała tu Zielona Góra, gdzie po sportowemu nie zachował się nasz ex jeździec. Jeśli chodzi o naszą postawę, to były zarówno plusy, jak i minusy, dlatego będzie trzeba na chłodno to wszystko ocenić.
Cieszy się pan, że PGE Marma pożegnała się z Ekstraligą? Z wiadomych względów, leszczynianom i rzeszowianom nie było ostatnio po drodze.
- Dla mnie jest to obojętne. Według mojej oceny, patrząc na nazwiska, Marma powinna jechać dzisiaj gdzieś wysoko, a zamiast tego musi się pożegnać z Ekstraligą.
Czy przed sezonem, wiedząc, że aż trzy kluby spadają do I ligi, wziąłby pan w ciemno szóste miejsce w tabeli?
- Myślałem, że pojedziemy w play-offach. Wszystko pokrzyżowało to, że trapiły nas w kluczowym momencie kontuzje. Nie mówię, że działo się tak tylko w przypadku Leszna, bo ten problem miało też parę innych drużyn. Był okres, że Fredka Lindgren nie jechał, później wypadł Tobiasz, a jestem przekonany, że wiele cennych punktów by nam przywoził. Nagle biegi młodzieżowe, które wcześniej były naszą najmocniejszą bronią, w ostatnich trzech meczach zaczęliśmy przegrywać.
Co dalej z Marcinem Nowakiem? W trzech swoich biegach zdobył ponownie tylko jeden punkt. Czy jest dla niego przyszłość w tym klubie?
- Musi dużo pracować. Pojechał cztery czy pięć meczów, ale nie zrobił postępu i to jest niedobre. To już jest jednak zadanie dla szkoleniowców i to oni muszą na to pytanie odpowiedzieć.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!