Krzysztof Cegielski dla SportoweFakty.pl: Rzeszowianie przez cały sezon "robili" wszystko, żeby z tej ligi spaść

W ubiegłą niedzielę zakończyła się faza zasadnicza w Enea Ekstralidze. Rozstrzygnięcia na górze i dole tabeli komentuje specjalnie dla nas Krzysztof Cegielski.

Kamil Hynek
Kamil Hynek

W półfinałach znalazły się drużyny z Zielonej Góry, Częstochowy, Torunia i Tarnowa. Wydaje się, że z perspektywy osiemnastu kolejek z najdalszej podróży wrócili zawodnicy z Małopolski, którzy do czwórki weszli "last minute". - Unia Tarnów, Unia Leszno, ale też Stal Gorzów, wrocławianie, rzeszowianie, wszyscy wracali wielokrotnie. Ale w końcu ktoś musiał swój cel osiągnąć, a ktoś musiał spaść z Enea Ekstraligi. Ostatecznie widzieliśmy jakie detale decydowały. Przecież gdyby gorzowianie zdobyli jeden punkt mały więcej Lesznie, to wyrzuciliby z play off Jaskółki. Ale z kolei jakby tarnowianie zdobyli ten mały punkcik więcej we Wrocławiu, a którego brakło do remisu, mieliby spokojniejszą sytuację. Ostatecznie widzieliśmy po rozstrzygnięciach, że szczęście uśmiechnęło się do podopiecznych Marka Cieślaka i mogą z zadowoleniem szykować się do półfinałów - zakomunikował ekspert portalu SportoweFakty.pl

- Kandydatów na pewno było wielu, nie wszyscy u progu rozgrywek uznawali ich za faworytów więc należy przyklasnąć, że osiągnęli swój cel. Wszystko teraz zaczyna się od początku i wydaje mi się, że wystartują w dalszej etapie rywalizacji bez większych obaw, co może się wydarzyć. Uważam, że w dalszym ciągu mogą sporo namieszać faworytom - dodał na temat siły teamu Kołodzieja i spółki.

Praktycznie przez całą fazę regularną ekipa z miasta generała Bema nie mogła złapać odpowiedniego rytmu. Towarzyszyło jej wiele wzlotów i upadków Mimo to dzięki sobie, ale też w wyniku splotu korzystnych okoliczności cel minimum został osiągnięty. Czy więc teraz w szeregi obrońców tytułu DMP wedrze się wreszcie spokój i swego rodzaju luz psychiczny? - Ciśnienie jest zawsze i w każdym meczu, ale faktycznie jakiś cel minimum został dokonany. A ta drużyna w trakcie sezonu 2013 miała swoje problemy, choćby w ostatniej batalii przeciwko Unibaksowi, w której to Artiom Łaguta jeździł z dolegliwościami zdrowotnymi. Teraz mówi się i ja również tak uważam, że tarnowianie będą mieć duży atut własnego toru. Choć trzeba przyznać, że ostatnimi czasy się to wszystko wyrównuje. Wiele zespołów spisuje się u siebie doskonale. Teraz pozostaje nam czekać, co się będzie działo w okresie tej kilkunastodniowej przerwy. Czy wszyscy przystąpią do rywalizacji w pełnych składach, czy obędzie się bez poważniejszych kontuzji. Ważna też jest pogoda. Teraz mamy upały potem może być już chłodno, a to też ma ogromny wpływ na zawodników i ich silniki. Dlatego myślę, że na wszelkie prognozy warto poczekać do dnia poprzedzającego rozpoczęcie zmagań w półfinałach. Wtedy powinniśmy być mądrzejsi -wyjaśnił "Cegła".
Drużyna PGE Marmy pracowała na spadek cały sezon - uważa Krzysztof Cegielski Drużyna PGE Marmy pracowała na spadek cały sezon - uważa Krzysztof Cegielski
Największą niespodzianką być może i całego sezonu jest spadek do pierwszej ligi PGE Marmy Rzeszów. Solidny budżet, wsparcie sponsorskie, wypłacalność okazały się nie wystarczające. Kosztem klubu zarządzanego przez Martę Półtorak EE zachowała Betard Sparta Wrocław, która na tle przeciwników z Podkarpacia wyglądała jak kopciuszek, a która według wielu nie miała szans na przyszłoroczne starty w najlepszej lidze świata. Prowadzonych przez Piotra Barona jeźdźców ustawiano w przedsezonowej tabeli nawet za bydgoszczanami i gnieźnianami, którzy wywiesili białe flagi na długo przed zakończeniem rundy zasadniczej. - Betard Sparta spadła na cztery łapy dzięki dobrej i skutecznej jeździe przez cały rok. Rzeszowianie z kolei przez cały rok robili wszystko, żeby z tej ligi spaść i im się to udało. Pokazują to ostatnie spotkania w ich wykonaniu. Widziałem mecz PGE Marmy z Zieloną Górą, który mieli wygrany, a w niektórych wyścigach popełniali błędy jakby nie jeździli na własnym obiekcie. Niby walczyli, niby brakowało szczęścia, ale tak naprawdę sytuacja była poważna i w końcu nie wystarczyło, że spokojnie się utrzymać. Dlatego ta degradacja jest niejako z gatunku tych na własne życzenie - oznajmił Cegielski.

Pewną część sezonu zespół dowodzony przez Dariusza Śledzia musiał sobie radzić bez kontuzjowanego Nickiego Pedersena. Ten mimo ogromnego bólu w ręce stawiał wyżej indywidualne sukcesy niż drużynowe. Startował w Grand Prix, ale szerokim łukiem omijał Rzeszów. - Można oczywiście część win zwalić na Nickiego Pedersena. Ale to było dawno i nieprawda. Oczywiście gdyby on był dyspozycyjny, pewnie Żurawie zwyciężyłyby kilka spotkań i ten byt w Enea Ekstralidze byłby zachowany, bo przecież kiedy wrócił już do składu to na torze spisywał się bardzo dobrze. Może momentami nie pomagał kolegom. Ale kiedy starał się pociągnąć zespół to partnerzy po prostu za nim nie nadążali. Drużyna z kłopotami od pierwszego do ostatniego numeru na plastronie. Sportowo zadowoleni mogą być tylko wspomniany Duńczyk i Grzegorz Walasek - podsumował.

Cegielski docenia też pracę jaką wykonał Piotr Baron. Bo to jak poukładał i motywował zespół bez wielkich gwiazd wie chyba tylko on sam. - Na tle ekipy z Wrocławia rzeszowianie wypadli blado. Betard Sparta miała duży atutu toru i im dłużej sezon trwał tym bardziej się rozkręcali. Nikt też nie mógł przewidzieć, że tak doskonale zaskoczy Tai Woffinden, a Batchelor z Ljungiem będą jeździli ponadprzeciętność. Młodzieżowcy się rozwijali, a Zbigniew Suchecki zdobywał kto wie czy nie najważniejsze oczka. Teraz może już stwierdzić, że swoją pracą zasłużyła na pozostanie w gronie najlepszym zespołów w naszym kraju - zakończył.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×