Maciej Kmiecik: Zostałeś najlepszym żużlowcem Enea Ekstraligi sezonu zasadniczego, pojechałeś najlepiej w półfinałach EE, wygrałeś Grand Prix Słowenii w Krsko. Czy można powiedzieć, że jesteś obecnie w życiowej formie, lepszej może nawet od 2010 roku?
Jarosław Hampel: Nie wiem, czy jestem w życiowej formie. Na pewno jest to bardzo dobra forma. Cieszę się, że znajduję się w takiej dyspozycji w najważniejszej fazie sezonu. Przecież przede mną najważniejsze rozstrzygnięcia w Enea Ekstralidze, Elitserien oraz Grand Prix. Czuję się bardzo dobrze na motocyklach, sprzęt spisuje się nienagannie. Wszystko gra. Oby tak było do końca.
Apropos sprzętu, szybko udało ci się uporać z problemami, które dopadły cię w półfinale Elitserien. Przed Grand Prix w Krsko nie napawało to optymizmem…
- Na szczęście wszystko udało się opanować. Jak widać, w kwestiach sprzętowych cały mój team szybko zadziałał i sprzęt spisywał się bez zarzutu, a awaria faktycznie była poważna.
Wygrałeś Grand Prix Słowenii na torze w Krsko, na którym dotąd nie spisywałeś się dobrze. Trening pozwolił czy odpowiednio odczytać tamtejszy tor, czy w trakcie zawodów podejmowaliście właściwe decyzje?
- Tak naprawdę wszystko działo się podczas zawodów. W połowie tego turnieju miałem lekki kryzys. Nie szło mi dobrze. Zacząłem się nawet obawiać, że może będzie powtórka z turniejów w Terenzano i Daugavpils. Na szczęście cały mój team oraz ja sam szybko zareagowaliśmy. Zmobilizowałem się ze wszystkich sił i pojechałem drugą fazę zawodów bardzo dobrze. W tym sporcie wszystko może się zdarzyć. Żużel stał się tak nieprzewidywalny, że po jednym czy dwóch udanych wyścigach, mogą się przytrafić kolejne kompletnie nieudane i odwrotnie. Trzeba być bardzo czujnym, bo jeden mały błąd może zniweczyć pracę całego zespołu.
Wygrałeś w tym sezonie trzy turnieje Grand Prix, a więc więcej niż wcześniej w całej dotychczasowej karierze. Masz świetną skuteczność, bo dochodząc do finału czterokrotnie, trzy razy stałeś na najwyższym stopniu podium. Skąd ta zmiana?
- Nie wiem. Nie ma na to reguły, że wygrywa się turnieje Grand Prix czy też staje się na podium. Bardzo dobrze, że jestem w stanie pojechać pod presją wyścig finałowy i w nim zwyciężyć. Żeby jednak jechać w finale trzeba na to pracować przez całe zawody. Najpierw musimy się przebić przez serię zasadniczą, a później odpowiednio rozegrać półfinał, bo przecież nie zawsze mi się to udawało. Co ciekawe, wygrywałem w tym roku na torach, na których w przeszłości nie szło mi najlepiej, jak chociażby w Gorzowie czy Krsko. Z kolei na obiektach jak w Pradze, Cardiff czy Kopenhadze, gdzie w przeszłości notowałem bardzo dobre występy, tym razem pojechałem słabiej.
Racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego tak się stało pewnie nie ma?
- Dokładnie. Każdy turniej jest inny, każde zawody różnią się od siebie i mają swoją historię. Nie można patrzeć w przeszłość, że na danym torze szło mi dobrze, to na pewno w tym roku zanotuję również niezły występ. Tak jak wspomniałem wcześniej, żużel stał się bardzo nieprzewidywalnym sportem.
Patrząc na Twoją świetną formę żal, że nie wyszły ci półfinały w Terenzano i Daugavpils. Można było tam zdobyć po 5 punktów więcej i dzisiaj walczyć jeszcze o tytuł mistrzowski. Żałujesz bardzo tych dwóch turniejów?
- Jasne, że tak. Teraz jednak patrzymy na to z perspektywy czasu i wiemy, jak skomplikowała się sytuacja. Nie ma co jednak wracać do tego, co było. Tak się ułożyły tamte turnieje i niestety już tego nie odwrócimy. Małe błędy czasami mają poważne konsekwencje. Stało się i jestem w tym miejscu, w którym jestem. Może takie jest moje aktualne miejsce w światowej hierarchii. Widocznie tak miało być. Czasu nie cofniemy. Walczę dalej o jak najlepsze miejsce na koniec sezonu.
[nextpage]Przez cały rok powtarzasz jak mantrę, że nie liczysz punktów, nie mówisz o konkretnym kolorze medalu, tylko w każdych zawodach starasz się jechać jak najlepiej. W końcówce sezonu, gdzie ewidentnie już toczy się walka o medale, nie zmieniasz podejścia i nie oglądasz się na to, co robią najgroźniejsi konkurenci do podium?
- Nic nie zmieniam w swoim podejściu do każdych zawodów, bo jak widać, póki co, się to sprawdza w moim przypadku. Nadal nie będę więc oglądał się na innych, tylko starał się sam zrobić wszystko jak najlepiej i wywalczyć jak najwięcej punktów. Jadę z turnieju na turniej. Nie zaprzątam sobie głowy rozmyślaniem, ile punktów straty mam do drugiego miejsca, ile przewagi nad goniącymi zawodnikami. Jadę po prostu swoje i to się okazuje najlepszym rozwiązaniem. Zobaczymy, co da to na koniec sezonu.
Najbliższe dni będą kluczowe w rozgrywkach ligowych zarówno w Polsce jak i w Szwecji. Praktycznie w ciągu tygodnia rozstrzygnie się wszystko w finałach Enea Ekstraligi i Elitserien. Czy na tym etapie można wskazać faworyta do złota?
- Nie. W finale nie ma już faworytów. Zarówno w EE jak i Elitserien nie znalazły się w nim przypadkowe drużyny. Każda może wygrać. To są tylko dwa mecze. Trzydzieści wyścigów zadecyduje o tym, kto jest lepszy. Trudno naprawdę cokolwiek prorokować. Cieszę się, że przed tymi decydującymi meczami jestem w dobrej formie. Faktycznie, rozstrzygnięcia zbiegły się w bardzo krótkim okresie czasu. Przed nami decydujący i najważniejszy moment sezonu.
Żużlowy kalendarz ścienny na rok 2014 dostępny w sprzedaży ONLINE! Polecamy wszystkim kibicom!
Znalazłeś się w finałach ze swoją polską i szwedzką drużyną, jednak droga do decydującego meczu w obu ligach była zupełnie inna. W Polsce wygraliście sezon zasadniczy, a w Szwecji musiałeś najpierw walczyć o samo miejsce w półfinałach. Ma to jakieś znaczenie przed finałem?
- Absolutnie nie. Faktycznie w Szwecji mieliśmy bardzo trudną drogę do tego finału, bo przecież znajdowaliśmy się nawet w strefie spadkowej, a teraz jesteśmy przed meczami o złoto. W Polsce sezon zasadniczy wygraliśmy i postrzegani jesteśmy jako faworyt. To jednak nie ma znaczenia. To, co było wcześniej na finał w żaden sposób nie wpływa. O złocie zadecydują dwa mecze.
Co - twoim zdaniem - będzie decydujące w walce Stelmetu Falubazu Zielona Góra z Unibaksem Toruń? Pojedynki liderów, druga linia czy może o złocie rozstrzygną juniorzy?
- Myślę, że nie będzie tutaj decydował jeden czynnik, a tak naprawdę kilka rzeczy musi się zgrać, by jeden czy drugi zespół sięgnął po złoto. Sami liderzy nie wystarczą do zwycięstwa. Druga linia jest ważna, ale bez punktów liderów też nie wygra się meczu. Od postawy juniorów zależy również bardzo wiele. Wydaje mi się, że wygra ten zespół, w którym te wszystkie elementy zgrają się w jedną całość.
Przed wami pierwszy mecz w Toruniu. Jakie prognozy przed finałowym starciem na Motoarenie?
- Toruń jest na fali wznoszącej. Czeka nas bardzo trudny mecz. Gospodarze na Motoarenie radzą sobie świetnie. Ten tor sprzyja walce. Jest na nim wiele ścieżek, którymi można się ścigać. Na pewno gospodarze znają je lepiej niż przyjezdni. Bardzo ważne będzie rozegranie pierwszego łuku. Żużlowcy z Torunia potrafią bardzo umiejętnie rozgrywać pierwszy wiraż. Układają sobie bardzo dobrze sytuację właśnie na pierwszym łuku, co ma często kluczowe znaczenie dla losów wyścigu. Musimy umieć szybko odczytać tor i przystosować się do warunków, jakie przygotują gospodarze. Będzie na pewno ciężko, ale walczymy o złoto.
Finałowa batalia w Enea Ekstralidze będzie pojedynkiem nie tylko dwóch klubów, ale także dwóch wielkich postaci polskiego żużla – Tomasza Golloba w Unibaksie i Jarosława Hampela w Stelmecie Falubazie?
- Podteksty z tym związane na pewno będą się pojawiać. W Polsce bez tego typu akcentów się nie obędzie. Ja traktuję to jako rywalizację dwóch najlepszych drużyn naszej ligi. Lepiej skupmy się na rywalizacji Stelmet Falubax kontra Unibax, a nie Gollob kontra Hampel. Chciałbym, aby finały były znakomitym widowiskiem dla kibiców, pełnym ciekawych pojedynków, a w sportowej rywalizacji niech wygra po prostu lepszy.
Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!