Byłem przekonany, że po ostatnim meczu ENEA Ekstraligi będę mógł się skupić na tym, co w minionym sezonie było w polskim żużlu najlepsze. Nikt nie może bowiem zaprzeczyć, że po raz kolejny byliśmy świadkami niezwykle pasjonującego i emocjonującego pod kątem sportowym sezonu. Liczba zwycięstw gości, spotkań na przysłowiowym "styku", niespodziewanych rozstrzygnięć - to wszystko spowodowało, że nie ma chyba dzisiaj w Polsce osoby, która prawidłowo wskazała ostateczną kolejność rozgrywek o DMP. Myliłem się. W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że będziemy w Zielonej Górze świadkami największego skandalu w historii polskiego żużla, a być może i całego sportu. Oto zespół walczący o złoty medal rozgrywek, na kilkadziesiąt minut przed meczem postanowił, że w nim nie wystartuje.
Przyznam szczerze, że nie dowierzałem, kiedy po raz pierwszy dotarła do mnie ta informacja. Nie mieściło mi się w głowie, że można podjąć decyzję, która pokazuje skrajną arogancję względem nie tylko przeciwników, ale wszystkich kibiców żużlowych. A jednak. Sztab szkoleniowy i zawodnicy Unibaxu "na polecenie" opuścili stadion. Jak tłumaczyli "nie widzieli sensu jazdy w tym spotkaniu". Rozumiem, że wyjeżdżając z Torunia i pokonując kilkaset kilometrów byli przekonani, że jeszcze się opłaca? Historii na temat tego, dlaczego tak naprawdę torunianie opuścili stadion było kilka. Prawda jest taka, że dwóch panów, którzy nie widnieją oficjalnie we władzach obu klubów, przeprowadziło rozmowę, po której jeden z nich "na złość mamie postanowił sobie odmrozić uszy".
Skala kompromitacji została wyczerpana jednak dopiero w poniedziałek. Unibax zwołał konferencję z udziałem prezesa i menedżera zespołu. Na niej dowiedzieliśmy się, że nie było sensu jechać tego spotkania. Prezes Mateusz Kurzawski dodał, że po prostu chciał odjechać to spotkanie w duchu fair play. Poczułem się, jakbym drugi raz w ciągu dwóch dni dostał obuchem w głowę. Krótko, bo krótko, ale zastanawiałem się, czy przedstawiciele Unibaxu robią ze mnie, czy z siebie idiotów. Wniosek był prosty. Robią z siebie, bo opowiadają o czymś, na co nie mieli wpływu. Wyjaśniali, że decyzję podjęła Rada Nadzorcza. W żadnej poważnej spółce RN nie podejmuje decyzji. Ona jedynie opiniuje i jak sama nazwa wskazuje - nadzoruje działania władz. Prezes Kurzawski osiągnął szczyt pisząc, że była to decyzja podjęta w myśl zasad fair play. Nie wiem w jakiej książce wyczytał, że opuszczenie stadionu ma cokolwiek wspólnego z tą zasadą. Co najgorsze, zrobił to krótko po tym, jak przedstawiciel jego klubu podpisał się pod oświadczeniem klubów, które chcą zmian i przysięgają sobie działanie w myśl zasad lojalności! Przecież to nikt inny, jak przewodniczący Rady Nadzorczej Jakub Nadachewicz w rozmowie z naszym serwisem mówił o tych zasadach! Oczywiście wszyscy wiemy, że zarówno pan Nadachewicz, jak i pozostali przedstawiciele Unibaksu działali na polecenie sponsora Romana Karkosika, ale czy tak ma wyglądać Ekstraliga w momencie, gdy kluby przejmą ponownie władzę? Mam nadzieję, że nie! To właśnie przez obłudę i fałsz takich osób, w polskim żużlu od lat kluby nie mogą dojść do porozumienia.
Kara dla Unibaxu jest nieunikniona. Zgadzam się jednak z prezesem Falubazu, że kara degradacji byłaby dla toruńskiego klubu zbyt surowa. Może nie tyle dla klubu, co dla jego kibiców, którzy w tej sytuacji nie są niczemu winni. Wachlarz kar jest bardzo szeroki. Jeżeli jednak przedstawiciele tego klubu traktują rozgrywki jako zabawkę, przy pomocy której chcą zaspokajać swoje ego, to za zachcianki trzeba niestety surowo płacić. Takiej kary oczekuję od Komisji Orzekającej, choć obawiam się, czy orzeczenie tego organu nie będzie okazją do kolejnej kompromitacji w polskim żużlu. Przecież stosunkowo niedawno Komisja Orzekająca, za samowolne opuszczenie stadionu przez PGE Marmę Rzeszów, nałożyła na ten klub kilkaset tysięcy kary. Decyzję tę zmienił Trybunał PZM, który uznał, że przecież nic w zasadzie się nie stało i anulował większość kar dla rzeszowskiego klubu. To jest podłoże problemów żużla - brak umiejętności przewidywania konsekwencji pewnych decyzji. Skoro w przypadku Rzeszowa dano sygnał, że można sobie opuścić stadion i nie ponieść za to konsekwencji, to dlaczego w przypadku Unibaxu ma być inaczej? Oby było. Od dawna piszę o tym, że polski żużel umiera. Nie mam żadnej satysfakcji, kiedy takie sytuacje, jak ta z niedzieli utwierdzają mnie tylko w prawdziwości tej tezy. Zresztą dla kibiców Unibaxu pewna era w historii klubu już się zakończyła...