Grzegorz Drozd: Brytyjskie ostatki

Finał Indywidualnych Mistrzostw Ligi Brytyjskiej to najważniejszy turniej indywidualny na Wyspach. Miał być godnym zakończeniem sezonu oraz potwierdzeniem dominacji Darcy'ego Warda w Elite League.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd

Miał być, ale nie był. Imprezę w Swindon rozwalił deszcz, a gwiazdor Ward po dwóch nieudanych biegach podwinął ogon i więcej nie wyjechał na tor.

"Żużlowcy są dzisiaj delikatni"

Stwierdził twardo i z lekkim pobłażaniem dla obecnych tuzów Marvyn Cox po zawodach w Swindon. - Czy startowałem w gorszych warunkach? O wiele gorszych i wiele razy - dodał Marvyn wsiadając pospiesznie do vana ekipy Re-Run Video, która od wielu lat nagrywa i dystrybuuje imprezy żużlowe. Tym razem nie było czego nagrywać. Większość wyścigów rozstrzygała się na pierwszym łuku. Zaledwie kilku żużlowców przejawiało chęci do walki na trudnym, mokrym torze. Zgodnie z podejrzeniami byli to młodsi i na dorobku (Grześ Zengota, Craig Cook, Jason Doyle), miejscowi (Hans Andersen i Peter Kildemand), znajdujący się w życiowej formie Niels Kristian Iversen oraz Rory Schlein, który wprost uwielbia obiekt Swindon.

Największym faworytem był jednak Darcy Ward. Cudowne dziecko światowego żużla. Australijczyk zdominował tory brytyjskie. Po kontuzji "bliźniaka" Chrisa Holdera poprowadził Piratów do kolejnego mistrzostwa w lidze. W finałach przeciwko groźnej ekipie z Birmingham stracił tylko jeden punkt. Na trudnym torze po opadach deszczu na Perry Barr ani na moment nie przymykał gazu. Jeździł ostro, płynnie i bojowo. Podobnie nazajutrz w Poole, gdzie pogoda również dala się we znaki. Na Wimborne Road pełno było zasadzek. Ofiarą jednej z nich był sam Darcy Ward. Ostatecznie Darcy kontynuował zwycięską passę i zgarnął Blue Riband. Wszystko wskazywało, że w Swindon sięgnie po kolejny triumf (ELRC) i skompletuje wszystkie najważniejsze honory w angielskim żużlu.

Od rana w sobotę (19.10.) w Swindon była dobra pogoda. Na półtorej godziny przed zawodami Abbey Stadium nawiedził potężny prysznic, który zalał tor. Opinie, że Darcy w przyszłym roku będzie mistrzem świata krążą co rusz. - Dzisiaj jednak może mieć problemy. Deszcz działa na jego niekorzyść, bo słabo startuje. Zobaczymy jak sobie poradzi w tak trudnych warunkach - mówił do mnie Peter, wierny kibic Rudzików. Wyczuł pismo nosem. Darcy ze startu wychodził źle. Na trasie popełniał dziecinne błędy. Z każdym wirażem bezmyślnie wystawiał się na potężne szpryce. Do złudzenia przypominał młodego i nieopierzonego Tomka Golloba. Jadąc na ostatnich pozycjach Ward dwukrotnie szybko pod pozorem defektu zjeżdżał na murawę. Opierał motocykl na haku i kręcił gazem. Po skończonym biegu zjeżdżał do parkingu. Przed wyjazdem do trzeciego wyścigu spiker oznajmił, że z powodu odnowionych kontuzji Darcy i Bjarne Pedersen nie wyjadą tego dnia więcej na tor. Stadion wybuchł śmiechem. Nikt nie miał wątpliwości, że obaj ściemniają. - Powinni dalej jechać - przyznał ze smutkiem Chris Morton, opiekun Craiga Cocka, który stale czyni postępy. W Swindon zanotował życiowy sukces i stanął obok Rory'ego Schleina i Nielsa Iversena na podium. - Żużlowiec powinien pokazać charakter w każdej sytuacji. Nie tylko wtedy, gdy dobrze idzie i ma się za sobą publiczność. Jeśli tacy zawodnicy jak Darcy Ward kpią z kibiców, którzy mokną i ziębną przez cztery godziny, jak ma nie być kryzysu w Anglii? Część z nich następnym razem pozostanie w domu - kontynuował Morton.

- Mnie tutaj zawsze jeździ się znakomicie. Silniki od Petera Johnsa pracowały bez zarzutu. Czy przejdę do Swindon? W King's Lynn czuję się bardzo dobrze - odparł na podchwytliwe pytanie o zmianie barw klubowych Rory Schlein, który w finale stoczył bardzo ładny pojedynek z Iversenem. Wielki talent, który zniszczyły kontuzje. Rory jeździ zachowawczo i bezpiecznie. Tylko od czasu do czasu pokaże więcej ognia. Tak było w Swindon.

Wielką chrapkę na zwycięstwo miał brązowy medalista GP Niels Iversen. - Drugie miejsce to dla mnie porażka. Jestem pierwszym przegranym. Powtórzyłem wynik z ubiegłego roku. Ale przed turniejem miałem tylko jeden cel - wygrać - przyznał zawiedziony PUK. - W karierze często startowałem na gorszym torze. Mnie on nie przeszkadzał - dodał Iversen, który następnie zamilkł na pytanie, czy liczne protesty kolegów z toru były uzasadnione.

W Swindon jeździli Polacy - Grzegorz Zengota i Krzysztof Buczkowski. Polonista przyjechał odbębnić zawody, natomiast Zengota jak zwykle, gdziekolwiek jeździ, do ostatniego metra trzymał gaz. - Inaczej sobie tego nie wyobrażam. Gdy nie daję sobie rady z torem i zjadę przedwcześnie do parkingu maszyn, nic o sobie się nie dowiem oprócz tego, że jestem słaby. Zawsze trzeba mieć nadzieję, że kolejne kółko pokonam lepiej. Każde okrążenie może być przełomem, cennym doświadczeniem, które zaprocentuje na przyszłość i sprawi, że stanę się lepszym zawodnikiem - skomentował Zengi. No cóż, nic dodać, nic ująć. Tę wypowiedź Zengoty proponuję każdemu żużlowcowi wydrukować dużą czcionką, powiesić w warsztacie i przyglądać się w zimowe wieczory. Przy takiej postawie Zengoty nie może dziwić, że Polak został wybrany jeźdźcem sezonu 2013 w Coventry Bees. Tak trzymać Grzegorz!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×