Robert Noga - Moje boje: Każdy sobie, rzepkę skrobie

Nie wiem, czy Czytelnicy portalu SportoweFakty.pl zauważyli, ale nasz krajowy żużelek to taki specyficzny sport, w którym najwięcej się dzieje nie tyle w nim samym, co wokół niego.

Najwięcej emocji w sezonie wywołuje mecz, do którego w ogóle nie dochodzi, piszą o nim i mówią, nawet te media, które na co dzień od tego sportu są daleko jak piłkarska reprezentacja Polski od reprezentacji Hiszpanii w rankingu FIFA. Albo partia miłości od swoich obietnic. Teraz mamy już szczęśliwie po sezonie, nie ma żadnych imprez, nie dochodzi do wspaniałych pojedynków na torze, kontrowersyjnych decyzji sędziów, upadków i defektów w najmniej pożądanych momentach, a tematów do dysput nie mniej niż wiosną, czy latem, kiedy motorki hulają w lewo, aż miło. Czasem się zastanawiam, czy w ogóle zjawisku pod tytułem polski sport żużlowy potrzebne są w ogóle jakiekolwiek zawody. Zaczynam powoli podejrzewać, że mógłby dać sobie radę i bez nich, potrafiąc i tak ogniskować zainteresowanie. Tym bardziej, że o tych ekscytujących pojedynkach napisałem trochę życzeniowo, na wyrost, bowiem, tych fascynujących pojedynków na nudnych, twardych torach, na których da się jechać, ale nie da się ścigać, mamy w sumie jak na lekarstwo.

Weźmy chociażby projekt oddania lwiej części kevlaru zawodnika I i II-ligowego na potrzeby Polskiego Związku Motorowego. Ileż jęków i płaczów. Tak jakby na osłonie motocykli wozić trzeba było odbitą na materiale fizys przewodniczącego Szamańskiego, a nie logotyp potencjalnego sponsora strategicznego, który ma finansowo wspomóc ligę. A to jest przecież na niego rodzaj wabika, dodatkowa powierzchnia reklamowa, nieprawdaż? A jak jeszcze dostanie w pakiecie transmisję telewizyjną w jednej z wiodących stacji? To oczywiście jest na ten moment optymistyczny wariant rozwoju sytuacji, ale nad tym się właśnie pracuje. W polskim żużlu trudno jednak dojść do ładu ze względu na fakt, że środowisko generalnie nie potrafi zrozumieć prostej zasady, która brzmi, że aby wyjąć trzeba najpierw włożyć. Zawodnicy jako osobne przedsiębiorstwa usługowe chcieliby dużo zarabiać przy minimalnych nakładach własnych. Pieniądze mają im zapewnić kluby. Kluby też chciałyby dużo zarabiać, a przynajmniej nie dokładać, więc oglądają się miedzy innymi na związek pytając dlaczego tenże nie potrafi zorganizować dla nich jakiegoś dużego, bogatego wujka, czyli sponsora, który trzepnie czarodziejską laseczką i deszcz mamony na nie spadnie.

Telewizja żużlem jest zainteresowana, ale w kryzysie płacić za prawa do relacji za bardzo nie chce, bo sam koszt pojedynczej transmisji to kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kluby chciałyby najchętniej z telewizji właśnie pieniądze, a potem może się nie pokazywać, nawet lepiej bo tylko bałagan wprowadza, a to prąd potrzebny, a to dodatkowa ochrona, a to jakieś drobne, ale upierdliwe modernizacje na stadionie trzeba zrobić pod kątem relacji. Generalnie zatem niech zapłacą, a potem spadają, najlepiej na inne stadiony, gdzie nasza drużyna jeździ mecz wyjazdowy, to przy okazji trochę kibiców odbiorą rywalom, a nie nam. Wszyscy zatem chcą głównie brać, a dawaniem niestety bywa znacznie gorzej. I tak się toczy nasz żużelkowy żywocik. Zawodnicy ekstraligi pomstują zaś na nowe uregulowania finansowe i ja się im wcale nie dziwię, bo nikt nie lubi, kiedy ma mieć gorzej niż miał do tej pory i mniej niż miał do tej pory. Całego tego nowego regulaminu oczywiście mogłoby nie być, pod warunkiem wszakże, że przedstawiciele klubów byliby lojalni wobec siebie i traktowali się jak partnerów. To jednak, jak wiemy raczej marzenie ściętej głowy.

Mamy więc regulamin i groźne pomruki ze strony zawodników. Czasem są to pomruki delikatnie rzecz ujmując mało szczęśliwe. Ot na przykład kiedy Jarek Hampel ubolewa, że jak tak dalej pójdzie w Polsce będzie zarabiał tyle co w Szwecji, albo nawet mniej. Nie wiem jak Czytelnicy, ale ja bym się nie obraził, aby w Polsce generalnie zarabiało się tyle co w Szwecji. Albo nawet, niech będzie, nieco mniej.

Robert Noga

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie nowy fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Źródło artykułu: