Również i mnie przyczepiali etykietkę pierwszoligowca - pierwsza część rozmowy z Peterem Karlssonem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Typowa skandynawska uroda, wieczny uśmiech, który zdaje się być przylepiony do jego twarzy, no i oczywiście charakterystyczne okulary. To właśnie Peter Karlsson, jeden z najbardziej doświadczonych szwedzkich żużlowców. W niedzielę zawitał do Gorzowa, aby przedłużyć kontrakt na kolejny rok startów z miejscową Stalą. Choć sezon w Polsce skończył się dla niego już spory czas temu, Peter wdychając ciepłe powietrze ciągle myśli o speedway’u. <i>- Idealna pogoda na finał. Ciepło jak wiosną! Stadion byłby pełen ludzi... Oby taka pogoda była i za rok!</i> – zaczyna rozmowę...

Sandra Rakiej: Pierwsze zawody, na których Cię widziałam w dobiegającym końca sezonie, to bynajmniej nie była liga w Gorzowie, a Turniej o Puchar Prezydenta Ostrowa Wielkopolskiego. Nie da się nie zauważyć, że pomimo tego, że zmieniłeś barwy klubowe, wciąż jesteś tam niesamowicie lubiany!

Peter Karlsson: Nawet nie wiesz jaka to była dla mnie miła niespodzianka, że tak mnie tam przyjęto! Ale o to czym sobie zasłużyłem trzeba zapytać już kibiców. Ja wiem jedno, gdzie bym nie jeździł, zawsze muszę być wobec drużyny lojalny i dawać z siebie wszystko. Najwidoczniej to jest właśnie recepta na to, żeby być szanowanym.

Kibice często dzielą jednak żużlowców na tych ekstraligowych i pierwszoligowych. Co więcej, twierdzi się, że jest spora grupa takich zawodników, którym "na rękę" jest startować tylko w pierwszej lidze i nie marzą oni o awansie do czołówki...

- Oczywiście jest to prawda i nie uważam, że powinni być za to ganieni. Należy przecież pamiętać, że to jest dla nas praca, tak zarabiamy na życie. Co innego, gdy podczas najważniejszych meczy zawodnik zaczyna "kombinować" i jego dyspozycja dziwnym trafem nagle się pogarsza... To zmienia postać rzeczy. Jeździć powinno się do końca i walczyć do ostatniego metra. Jeżeli ktoś nie ma ambicji jeździć w ekstralidze – to jego sprawa, ma do tego prawo. Sam zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy również i mnie przyczepiali etykietkę pierwszoligowca...

Czy zatem transfer do Gorzowa był niejako udowodnieniem, że Peter Karlsson potrafi jeździć wszędzie?

- Startując w Ostrowie każdego roku zakładałem sobie plan awansu do ekstraligi. Trzy lata z rzędu to się nie udało, a przed ostatnim rokiem startów sam sobie postawiłem cel, że to będzie mój ostatni rok w pierwszej lidze. Myślę, że jeżeli Ostrów awansowałby wtedy, to pewnie nadal bym tam jeździł. Głównym problem było jednak to, że drużyna nie miała dobrych juniorów. Praktycznie każdy pierwszy bieg przegrywaliśmy, a później tych punktów trochę brakowało. Na sam klub nie mogę jednak powiedzieć złego słowa, jednak chciałem pościgać się w ekstralidze i to był właśnie moment, aby podjąć taką decyzję.

Wiem, że należysz do zawodników, którzy najchętniej obaliliby mit, że w Polsce jest duża różnica pomiędzy dwoma czołowymi ligami rozgrywek. Twoje wyniki mają się potwierdzać fakt, że nie był to dla ciebie wielki przeskok...

- Ah tam wielka różnica... Wcale nie! Jeżeli ktoś naprawdę interesuje się żużlem, śledzi wszystkie ligi, to może z łatwością zauważyć, że żużlowcy z polskiej pierwszej ligi ścigają się w najlepszym gronie w Szwecji czy Anglii i co więcej, potrafią napsuć krwi największym asom. Sądzę, że poziom znacznie się wyrównał, a różnic dopatrywałbym się raczej w atmosferze, podejściu, presji na wynik...

Czy w Gorzowie byłeś zatem mocno "ciśnięty"? Uzyskałeś średnią bardzo zbliżoną do wyniku Rune Holty, któremu ze względu na to, że jest zawodnikiem z Grand Prix, stawiano większe wymagania...

- W Gorzowie stworzono w pełni profesjonalny zespół i tacy zawodnicy sami sobie wyznaczają cele. Z mojej średniej mógłbym być bardziej zadowolony, bo byłe lepsze i gorsze wyniki. Sądzę jednak, że w kolejnym sezonie statystyki będą bardziej imponujące, bądź co bądź, przez długi okres czasu ścigałem się w pierwszej lidze i nie miałem styczności z torami, na których przyszło mi rywalizować w tym roku. Teraz jestem już mądrzejszy o doświadczenie z tego sezonu.

Powiedz szczerze, wiele klubów kusiło Cię, gdy postanowiłeś wybrać ekstraligę?

- Tak się przyzwyczaiłem do Gorzowa, że już nawet nie pamiętam.

Nie wierzę! W Ostrowie byłeś pewniakiem, w prawie każdym meczu zdobywałeś ponad 10 punktów... Na pewno dostałeś kilka ofert, nad którymi musiałeś się głowić...

- Masz rację, teraz przypomniałem sobie, że w sumie miałem cztery poważne propozycje. Wielkim atutem Gorzowa był natomiast fakt, że dobrze znałem już ten tor i zdecydowanie przypadł mi on do gustu.

A na wiosnę przyjechałeś i zobaczyłeś tor, który znałeś, ale stadion już nie ten...

- Oj to była niespodzianka! Za każdym razem kiedy tu przyjeżdżam, nawet teraz, robi to na mnie wielkie wrażenie. Po prostu WOW!

Rekomendowałbyś Gorzów jako organizatora tak dużej imprezy jak na przykład Grand Prix?

- Jasne! Ma ku temu wielki potencjał. To może być wielka międzynarodowa arena.

I na tej arenie ścigać się będzie kolejny rok... Widać, że długo się nie zastanawiałeś nad podpisaniem kontraktu w Gorzowie?

- Przez cały sezon wszystko toczyło się bez problemów, nie miałem zatem powodów, aby szukać sobie nowego pracodawcy. Cieszę się, że włodarze klubu nadal widzą mnie w barwach Stali. W tym roku byliśmy bardzo blisko półfinałów, w kolejnym sezonie celować będziemy już znacznie wyżej...

Czy zatem ukończenie sezonu na piątym miejscu uważasz za sukces czy porażkę?

- Generalnie jestem zadowolony z wyniku. Oczywiście czuję pewien niedosyt, bo wiem, że półfinały były w naszym zasięgu. Porażka na własnym torze z Zieloną Górą praktycznie przekreśliła nasze szanse, ale mam nadzieję, że kibice nie płaczą z tego powodu. Pamiętajmy, że jest to pierwszy rok Stali w ekstralidze, a trzeba dużo pracy i wysiłku, żeby osiągnąć sukces. Myślę jednak, że jako drużyna jesteśmy na dobrej drodze!

Czy przy tak napiętym kalendarzu masz w ogóle czas, aby być rozeznanym w tym, co dzieje się na innych torach? Kibice często wyobrażają sobie, że żużlowcy ograniczają się tylko do swojego występu, a po zakończonym meczu nawet nie znają wyniku...

- To nie jest, bo jeżeli jeździ się dla drużyny, to dba się o wszystko, co jej dotyczy. Ja mam taki zwyczaj, że w każdą niedzielę sprawdzam właśnie sportowefakty.pl i patrzę, co działo się na innych torach, które mamy miejsce w tabeli itp. Mam nadzieję, że kibice nie mają nas aż za takich ignorantów.

Reguły obowiązujące w ekstralidze sprawiły, że dość szybko zakończyliście rozgrywki. Inne drużyny zaś cały sezon mogły jeździć bardzo dobrze, a kontuzje na koniec odbierają im szanse na zwycięstwo. Czy według Ciebie jest to sprawiedliwy regulamin?

- Osobiście dziwnie się czuję z tym, że tak szybko skończyła się nasza walka. Gdybym miał jednak sam wymyślić regulamin, pewnie nie znalazłbym rozwiązania, które wszystkim by się podobało. Obecny system rozgrywania fazy play-off jest z pewnością atrakcyjny dla kibiców. Walka toczy się przecież do ostatniego meczu.

Gdybyś miał wskazać jeden mecz, który w szczególności zapadł Ci w pamięć, bieg, akcja na torze, to byłby to...?

- Zdecydowanie było ich zbyt wiele, żeby wyróżnić jeden poszczególny mecz. Oczywiście w pamięć zapada, gdy uda się pokonać zawodnika ze ścisłej czołówki, ale chwilę staje się na starcie do kolejnego wyścigu, po meczu jedzie się na następne zawody i tak w kółko... Te najlepsze akcje przypominam sobie dopiero w domu po sezonie, gdy włączam DVD.

Co powiesz zatem na to, co dzieje się na trybunach podczas pojedynku Gorzowa z Zieloną Górą?

- Cofnij pytanie! Już wiem, co zostało mi w pamięci! To, co dzieje się na stadionie podczas tego meczu, to jest dopiero przygoda. W tym miejscu chcę jednak apelować do kibiców, żeby zachowali zdrowy rozsądek. Niech to będą zdrowe, sportowe emocje. Po wyjściu ze stadionu trzeba podać rywalowi rękę. Zawsze muszą być Ci przegrani i wygrani. W tym roku byli to oni, w kolejnym sezonie role mogą się przecież odwrócić. Atmosfera na stadionie jest jednak nie do podrobienia. Gdy wchodzi się na tor to aż czuć w powietrzu, że jest to inna ranga.

Jak już wspomniałeś Stal Gorzów to drużyna składająca się z profesjonalistów. Czy zatem czuje się ducha zespołu, a może każdy skoncentrowany jest na swojej pracy?

- To jest trudna kwestia, bo w Polsce mogę mieć za przeciwnika kogoś, kto jest moim kumplem w drużynie ze Szwecji. Dlatego właśnie każdy staje pod taśmą i ma w głowie jeden cel: wygrywać. Oczywiście, to co nas łączy, to barwy Stali i dla tego klubu każdy z nas chce wygrywać. Wiadomo więc, że jeżeli potrzebne jest podwójne zwycięstwo, to skupiamy się razem i robimy wszystko, aby sobie pomóc.

Jaka jest zatem rola trenera we współczesnej profesjonalnej drużynie? Nie pytam tu o jednego konkretnego, ale generalnie, bo dziś drużyny w dużej mierze składają się z obcokrajowców, a mało który trener jest się w stanie dogadać po angielsku...

- Owszem to jest problem, ale trener sam nie wsiądzie na motor, więc to nie on ma mi tłumaczyć, gdzie mam jechać. Sądzę, że jego rola to wyselekcjonowanie składu, a przede wszystkim dobra znajomość regulaminu. Trener powinien stać na straży przepisów i reagować w odpowiednim momencie.

Są jednak i tacy, którzy do swoich obowiązków dopisują jeszcze "toromistrzostwo"...

- I tworzą mistrzowskie tory motocrossowe... Tą kwestię powinno się poruszać coraz częściej i coraz głośniej. Ścigamy się dla kibiców, to dla nich mamy tworzyć wspaniałe widowisko. Dlaczego więc wyniki spotkań mają być wypaczane, bo tor nie był równy dla całej szesnastki zawodników... Nie chcę brzmieć zbyt patetycznie, ale przygotowanie toru jest naprawdę podstawą ku temu, aby zawody rozgrywały się w duchu fair-play.

No właśnie, a później wychodzą skandale, tak jak z sobotnim odwołaniem Grand Prix..

- A to już jest skandal, na który brak mi słów. Zrobiono krzywdę nie tyle zawodników, co tysiącom kibiców, którzy przejechali szmat drogi z całego świata. Kolejną kwestią jest fakt, dlaczego zawody przeniesiono do Bydgoszczy! Z całym szacunkiem dla tego miasta, bo wiem, że tworzą fantastyczną atmosferą podczas zawodów, ale w Niemczech jest nie jeden tor żużlowy, który nadawałby się na Grand Prix i uważam, że sprawiedliwie byłoby, aby tą szansę dostali...

Wkrótce dalsza część rozmowy z Peterem Karlssonem, który opowie między innymi o problemach ze szwedzką federacją SVEMO i o wyzwaniach, które stoją przed ligą brytyjską.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)