To jest walka, gdzie balansuje się na bardzo cienkiej linie - II część rozmowy z Peterem Karlssonem

W poprzedniej części rozmowy Peter Karlsson opowiadał o swoich decyzjach związanych z ligą polską. Jest on jednak jednym z najbardziej doświadczonych zawodników, ponadto z wypowiedzi Szweda nie trudno wywnioskować, że twardo stąpa po ziemi i nawet problemy ze SVEMO nie są w stanie wytrącić go z równowagi. I dlatego postanowiłam zapytać właśnie Karlssona o kwestie dotyczące kondycji dzisiejszego żużla. Jak się jednak okazuje, nawet tak opanowanego człowieka najbardziej w żużlu fascynuje... adrenalina.

Sandra Rakiej: Chciałabym poruszyć kwestię ligi szwedzkiej. To wstrząsające, że dopiero fatalna kontuzja Kima Janssona uświadomiła szwedzkiej federacji, że dmuchane bandy są niezbędne na każdym stadionie...

Peter Karlsson: O dmuchanych bandach my - zawodnicy mówiliśmy już nie raz... W Szwecji zamontowane są jednak inne ogrodzenia niż w Polsce czy Anglii, a działacze myśleli, że to wystarczy. SVEMO z pewnością kierowało się kwestiami finansowymi, jednak żadnych pieniędzy nie można przekładać nad ludzkie zdrowie, a czasem nawet życie.

Kilka tygodni temu Andreas Jonsson sygnalizował, że pomiędzy zawodnikami a szwedzką federacją dochodzi do konfliktów. Czy ze SVEMO naprawdę jest tak źle?

- Nie chcę wypowiadać się za Andreasa Jonssona, która ma różne powody ku takim wypowiedziom. Ja jednak staram się podejść do tego tematu bardziej globalnie i przyznam szczerze, że po prostu rozumiem dlaczego dochodzi do konfliktów na linii żużlowcy - SVEMO. Trzeba pamiętać, że jest to federacja sportów motocyklowych i żużel jest zaledwie jedną z wielu dyscyplin. W Szwecji jest około 200 zawodników, którzy jeżdżą na żużlu, a na przykład licencję motocrossową ma ponad 1000 sportowców! Speedway nie jest tu wiodącą dyscypliną, nic więc dziwnego, że działacze poświęcają mu mniej zainteresowania. Nie zmienia to jednak faktu, że trzeba się o swoje prawa dopominać, a w szczególności wtedy, gdy są to sprawy fundamentalne – takie jak bezpieczeństwo.

Jak to się dzieje, że w kraju, który może się szczycić wielkimi osiągnięciami, żużel jest ciągle tak mało popularny?

- Na niektóre mecze przychodzi naprawdę sporo ludzi, a więc pokazuje to, że speedway może być w Szwecji bardzo popularny. Wymaga to jednak bardzo wiele pracy w sferze promocji.

Tak jak na przykład występ Tony’ego Rickardsson w "Tańcu z Gwiazdami"?

- Dokładnie! Niektórzy się z tego śmieją, ale tak naprawdę Tony zwrócił w ten sposób uwagę ludzi, którzy do tej pory nie mieli pojęcia czym jest żużel. Jego wielką zaletą jest to, że jest osobą niesamowicie medialną i odgrywa wielką rolę w promowaniu tego sportu w Szwecji.

A teraz ponadto powraca do żużla w roli menedżera Antonio Lindbeacka!

- I jest to postawa godna pochwały! Pomoc Tony’ego może przynieść jedynie sukcesy. W Szwecji jest bardzo wielu utalentowanych zawodników, którzy "dobijają się" do Grand Prix i stanowią światową czołówkę.

No właśnie, jak to w ogóle jest możliwe skoro, jak sam wcześniej przyznałeś, żużel nie jest w Szwecji popularny!

- Może właśnie dlatego, że młodzi, utalentowani zawodnicy przyjeżdżają jeździć do Polski? Tu żużel wygląda przecież o wiele bardziej profesjonalnie!

Nie sądzisz jednak, że ważną kwestią jest jeszcze fakt, że w Polsce młodzi zawodnicy bardzo szybko stają się sławni i mając naście lat zarabiają wielkie pieniądze? W Szwecji każdy żużlowiec jest na ulicy osobą anonimową...

- Właśnie! Co więcej, tutaj nawet jeżeli powiesz, że jesteś żużlowcem, to nie robi to na ludziach wielkiego wrażenia! W Polsce nie można pójść swobodnie na piwo, bo następnego dnia przeczytasz o tym w internecie. Nie mówię jednak, że jest to sprawa zła, ale ważne jest, aby sława nie uderzyła do głowy.

Skoro już mowa o problemach, coraz więcej zawodników rezygnuje z ligi angielskiej. Ty jesteś jednym z nich. Co takiego dzieje się z żużlem na wyspach?

- Z każdym rokiem na mecze w Anglii przychodzi niestety coraz mniej ludzi. To oczywiście przykłada się na kwestie finansowe, ale nawet nie to jest najważniejsze. O wiele inaczej ściga się bowiem dla kilkutysięcznej publiczności w Polsce niż dla garstki ludzi w Anglii... Poza tym częstotliwość i ilość startów jest również doskwierająca. Dodając do tego "uroki" brytyjskiej pogody, gdy tak wiele meczy jest odwoływanych...

Gdyby zatem mecze na wyspach odbywały się od środy do piątku zamiast przez cały tydzień, czy wtedy byłoby więcej chętnych do startów?

- -Na pewno! Nie bez przyczyny mówi się, ze liga angielska jest uniwersytetem. Prawdą jest, że tylko tam występuje taka różnorodność torów, jak nigdzie indziej! Tam naprawdę trzeba wykazać się umiejętnościami, a nie tylko szybkim sprzętem. Wśród wielu wad nie można wiec ligi brytyjskiej bagatelizować. Myślę, że żużel potrzebuje tam reformy i zawodnicy znów zaczną zabiegać o miejsce w drużynie.

Czy zatem planujesz powrót do Anglii w przyszłym sezonie, czy przykładem obecnego roku będziesz jeździł tylko w Polsce i Szwecji?

- To są kwestie, o których dopiero zaczynam myśleć. Sezon ledwo się skończył, pora więc na odpoczynek i wakacje. Jeżeli chodzi jednak o ligę Elite, to naprawdę nic jeszcze nie wykluczam, muszę poczekać, czy na wyspach nastąpią jakieś zmiany.

Wspomniałeś już o wakacjach, jak wygląda więc twój dzień, gdy kończy się sezon?

- Generalnie staram się poświęcać jak najwięcej czasu rodzinie. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że pomimo tego, że motocykle chowa się do garażu, to i tak trzeba poświęcić wiele czasu na żużel. A więc ta przerwa od sportu jest naprawdę krótka. Od dobrze przepracowanej zimy tak naprawdę zależy to w jakiej formie będzie się w trakcie sezonu.

Peter jest kilka pytań, o które kibice chcieliby zapytać, ale nie mają takiej możliwości. Przede wszystkim, jesteś jednym z niewielu żużlowców, którzy na co dzień noszą okulary. Jaki wpływ ma Twoja wada wzroku na widoczność, gdy zakładasz na głowę kask?

- Nie mam z tym najmniejszych problemów, choć wcale nie noszę szkieł kontaktowych! Po prostu moje gogle są trochę inaczej zbudowane, bo posiadają jedną dodatkową warstwę, która działa tak samo jak szkła w moich okularach. Poza tym wszystko jest normalnie.

A teraz wyobraź sobie mecz finałowy, startujesz w ostatnim biegu, który twoja drużyna musi wygrać, aby sięgnąć po tytuł mistrza. Taśma idzie w górę, a twój motocykl defektuje już na starcie... Gdyby pod Twoim kaskiem umieszczony był mikrofon, co usłyszeliby kibice?

- Piiiiii, piiiiiii, piiiii, piiii (śmiech). Mam nadzieję, że nikt nigdy nie włoży tam mikrofonu!

Aż tak wiele do siebie mówisz w trakcie biegu?

- Szczerze mówiąc to sam nie wiem i pewnie byłoby to ciekawe doświadczenie. Na pewno nie dzieje się to jednak świadomie. Podjeżdżając pod taśmę startową jestem tak skoncentrowany, że naprawdę nic do mnie nie dociera. Co więcej, to są takie emocje, że gdy zjeżdżam do boksu po zakończonym biegu, to praktycznie nie pamiętam, co się działo na torze! To jest niesamowite uczucie i tak naprawdę bardzo trudno jest to opisać w słowach.

Więc jeżeli widzisz, że ktoś chce się wyprzedzić "po szerokiej" to twoje manewry wykonywane są automatycznie, czy masz czas na zastanowienie się jak pojechać?

- Zazwyczaj wcześniej mam przygotowane dwa scenariusze: plan A i B. Mając tak duże doświadczenie jak ja, pewne decyzje podejmuje się już po prostu automatycznie. Mało jest takich zawodników, którzy mogą zaskoczyć atakiem, którego bym się wcale nie spodziewał. Oczywiście sztuką jest obronić swoją pozycję. Tego, co dzieje się w głowie żużlowca w trakcie biegu, nie da się wytłumaczyć.

Czy po tylu latach ścigania się ciągle odczuwasz adrenalinę i satysfakcję, czy jest to już po prostu rutyna?

- Żużel zawsze będzie dla mnie wielką dawką adrenaliny. To nie jest praca jak każda inna, tu wyjeżdżając na tor za każdym razem podejmuje się ogromne ryzyko. To jest walka, gdzie balansuje się na bardzo cienkiej linie. Jeden błąd może kosztować utratę zdrowia. Mimo wszystko, nie jestem jednak w stanie wyobrazić sobie, abym uprawił inny sport niż żużel...

Komentarze (0)