Brytyjski żużel ogarnął kryzys. "Bez gwiazd światowego formatu ciężko stworzyć silną ligę"

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Finansowe priorytety

Najlepsi żużlowcy świata często nie jeżdżą na Wyspach Brytyjskich z powodu napiętego terminarza. Starty w lidze angielskiej to kolejne minimum 30 imprez do odjechania. Jeśli dodamy do tego 12 turniejów Grand Prix, co najmniej 14 meczów w polskiej lidze i drugie tyle w Szwecji, to mamy już imponującą liczbę 70 zawodów. Do tego dochodzą turnieje indywidualne, mistrzostwa krajów, a w przypadku juniorów także imprezy młodzieżowe. Start w tak dużej liczbie imprez generuje ogromne koszty, a zarobki w Wielkiej Brytanii obecnie nie należą do najwyższych. - Anglicy jakby przegrali tę rywalizację sportową, a zwłaszcza finansową ze Szwecją i Polską. Część zawodników zaczęła jeździć w tych dwóch ligach i przez to rozgrywki w Anglii straciły sporo na swojej atrakcyjności - przyznał Jacek Gajewski.

I to właśnie kwestie finansowe są kolejnym powodem, dla którego angielski speedway stracił na popularności. - Pamiętam jeszcze lata siedemdziesiąte, osiemdziesiąte, gdzie polscy zawodnicy mocno walczyli o to, żeby jeździć w lidze brytyjskiej. Przede wszystkim ze względów finansowych, bo zarobki w porównaniu z polską ligą, czy jakimikolwiek innymi rozgrywkami ligowymi były bardzo atrakcyjne - stwierdził Gajewski. - Dwadzieścia lat temu liga brytyjska była bardzo atrakcyjna dla zawodników, a później gdy coraz mocniejsze zaczęły się robić ligi w Polsce i Szwecji, to część zawodników stwierdziła, że niekoniecznie muszą jeździć w Anglii skoro mogą mieć kilkanaście meczów w Polsce plus drugie tyle w Szwecji za o wiele większe pieniądze. Anglia przestała im się opłacać - dodał ekspert naszego portalu.

Wydaje się, że problemem może być logistyka. Jak wygląda tydzień żużlowca startującego w ligach w Anglii, Szwecji i Polsce, a do tego rywalizującego w cyklu Grand Prix? Niedziela - mecz w Polsce, poniedziałek - spotkanie w Anglii, wtorek - kolejka w Szwecji, środa i czwartek - ewentualne mecze na Wyspach, piątek - trening przed Grand Prix, sobota - turniej Grand Prix, niedziela - mecz w Polsce. Wielokrotnie w przeszłości zdarzały się przypadki, że zawodnicy startowali kilkanaście dni z rzędu. To wiązało się z zatrudnieniem dodatkowych mechaników, zakupem większej liczby silników, częstszymi remontami sprzętu. Na taki krok mogą pozwolić sobie tylko najlepsi. W dodatku zdecydowanie większą część ich budżetu stanowią zarobki uzyskane w polskiej lidze.
Fredrik Lindgren po jedenastu sezonach zrezygnował z jazdy na Wyspach Brytyjskich Fredrik Lindgren po jedenastu sezonach zrezygnował z jazdy na Wyspach Brytyjskich
Żużlowcy, którzy zarabiają mniej pieniędzy często nie mogą sobie pozwolić na starty w lidze brytyjskiej. - Jeżdżąc w Anglii trzeba się tam przeprowadzić i dolatywać tutaj na mecze, a ja tego nie chcę. Chcę mieszkać w Polsce i nigdzie się nie wybieram - mówił po zakończeniu minionego sezonu Mirosław Jabłoński, który wystąpił w zaledwie dwóch ligowych meczach Włókniarza Częstochowa. Jednak dla wielu zawodników starty w Elite League czy Premier League są szansą na rozwój. - Jeśli startujesz na Wyspach i masz dobrze poukładaną logistykę i o nic się nie musisz martwić, to uwierz mi że zmęczenia się nie odczuwa. Ja na Wyspy zawsze jechałem z przyjemnością i celem poprawy swoich umiejętności - tłumaczył Grzegorz Zengota.

Tylko sześciu z Grand Prix

W nadchodzącym sezonie spośród uczestników elitarnego cyklu Grand Prix na starty w Wielkiej Brytanii zdecydowali się Tai Woffinden, Chris Harris, Darcy Ward, Niels Kristian Iversen, Kenneth Bjerre i Matej Zagar. Rok temu w Elite Leauge ścigali się również Chris Holder, Greg Hancock, Fredrik LindgrenKrzysztof Kasprzak i Martin Smolinski. Każdy z jeźdźców elity miał choćby najmniejszy kontakt z ligą brytyjską. Odwrotna tendencja była na początku ubiegłego stulecia. Wówczas niemal wszyscy zawodnicy z Grand Prix ścigali się na Wyspach. - To były czasy, gdzie właściwie każdy chciał startować w Wielkiej Brytanii. O ile się nie mylę, to spośród wszystkich zawodników z Grand Prix tylko Rune Holta nie startował w Wielkiej Brytanii. Ostatnie lata były takimi, w których na palcach jednej ręki można było policzyć zawodników z cyklu Grand Prix jeżdżących w Anglii. Dla niektórych z nich było to zło konieczne. To jest największym wyznacznikiem tego gdzie była liga angielska wtedy, a gdzie jest teraz - powiedział Krzysztof Cegielski, który w latach 2002-2003 był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix.

Przed laty liga brytyjska dla żużlowców była priorytetem. Ze zrozumiałych względów rywalizowało w niej wielu mistrzów świata. O tym jak słaba jest obecnie pozycja angielskiego żużla świadczyć może fakt, że dwa lata temu jedynym Indywidualnym Mistrzem Świata, który ścigał się na Wyspach był Gary Havelock. - Żużel nie wytrzymał konkurencji innych dyscyplin, zwłaszcza piłki nożnej. Wiemy jaki jest poziom rozgrywek ligowych na Wyspach jeśli chodzi o piłkę. Wydaje mi się, że w pewnym momencie ludzie, którzy żużlem zarządzali jakby trochę zostali w dawnych czasach i nie dostrzegali pewnych problemów, z którymi trzeba się zmierzyć - stwierdził Gajewski.

Kolejnym problemem angielskiego żużla są zmiany w regulaminie. Od kilku lat promotorzy ustalają coraz bardziej restrykcyjny limit KSM. Paradoksalnie żeby zbudować silny zespół musi być on pozbawiony gwiazd światowego formatu. Zawodnicy pokroju Nickiego Pedersena nie mogą startować w Anglii z powodu zbyt wysokiej średniej KSM. - Niestety bez gwiazd światowego formatu ciężko stworzyć silną ligę. Wiem, że niektórzy chcieliby stworzyć nowe gwiazdy i mówią o tym otwarcie, ale nowe gwiazdy rodzą się wtedy, kiedy wygrywają ze starymi gwiazdami. Jeśli tych starych gwiazd nie ma, to zainteresowanie liga spada. Frekwencja na stadionach w Anglii jest zawstydzająca i lepiej nie przytaczać tych wyników. Z przykrością się na to patrzy - przyznał Cegielski.

Jaki jest największy problem brytyjskiego żużla?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×