Na wiadomość, że pijani mechanicy zakłócili poniedziałkowy lot na trasie Londyn-Singapur, promotorzy BSI wpadli w szał. Informacje o zdarzeniu, jakie pojawiły się na wielu portalach, a w konsekwencji wywołały różne dyskusje, komentarze i oceny, nadszarpnęły wizerunek organizatora SGP.
Jak ustalono, interweniujące stewardessy o swoich kłopotach informowały pilotów samolotu. Ci byli bliscy podjęcia decyzji o wcześniejszym lądowaniu i pozbyciu się uciążliwych pasażerów poprzez oddanie ich w ręce policji.
Co jest szczególnie nieprzyjemne dla BSI, cały lot do Singapuru był wcześniej rezerwowany, więc medialne odium spadło bezpośrednio na tę organizację. W konsekwencji, podczas zorganizowanego w czwartek briefingu, Paul Bellamy wyraził swoje niezadowolenie i przypomniał wszystkim zawodnikom, że są oni szefami swoich ekip i odpowiadają za ich zachowanie nie tylko w czasie zawodów, ale także podczas podróży. Podkreślił również, że cała podróż do Nowej Zelandii była opłacona przez BSI, więc podróżujący nie powinni czuć się jak na wakacjach, a raczej jak w drodze do pracy. Podobne do poniedziałkowych zachowania, zwłaszcza nadużywanie alkoholu są zdaniem promotorów niedopuszczalne i będą z całą stanowczością zwalczane.
"Polscy mechanicy pracujący praktycznie w każdym teamie są oburzeni tym co zrobili Smolinski i jego dziennikarz. Nie inaczej można określić nastroje zawodników w imieniu których rozmowę ze skarżypytą odbył Chris Holder" - pisze Olkowicz. Wychodzi więc na to, Smolinski zaliczył naprawdę mocne wejście do cyklu Grand Prix. Tym bardziej, jeśli prawdą są słowa Olkowicza, który przekonuje, że materiał niemieckiego dziennikarza nie ma wiele wspólnego z prawdą. TS Czytaj całość