Nie wiem, czy to dobrze dla polskiego żużla - rozmowa z Markiem Cieślakiem, trenerem reprezentacji Polski

Krajowych eliminacji do IMŚJ nie przebrnęło kilku faworytów. Marek Cieślak po zawodach w Ostrowie nie krył rozczarowania postawą niektórych pewniaków do reprezentacyjnych nominacji.

Maciej Kmiecik: Od przybytku ponoć głowa nie boli, ale finał krajowych eliminacji do IMŚJ w Ostrowie pokazał, że mamy całą plejadę dobrych juniorów. Sześć miejsc dla kraju, który w poprzednim sezonie obsadził całe podium IMŚJ w światowych eliminacjach to chyba za mało?

Marek Cieślak: Z tego, co zobaczyliśmy w krajowych eliminacjach wynika, że faktycznie jest tych miejsc za mało. Naprawdę, kilku dobrych zawodników nie zakwalifikowało się dalej. Cóż można zrobić? Jeśli robimy krajowe eliminacje i zakładamy, że pięciu awansuje, a dziką kartę otrzymuje z reguły ten, który zajmuje szóste miejsce. Trudno bowiem wziąć chłopaka, nawet kiedy jest dobry, kiedy zajął ósme czy dziesiąte miejsce w finale krajowych eliminacji zamiast tego, który był szósty.

Można powiedzieć, że zwycięzca eliminacji Krystian Pieszczek czy drugi Piotr Pawlicki to nie są niespodzianki, ale takie nazwiska jak Adrian Cyfer czy szczególnie Adrian Gała to już praktycznie sensacja. Dla pana jest to też zaskoczenie?

- Na pewno te dwa nazwiska w czołowej szóstce są zaskoczeniem, ale oni przecież sobie wywalczyli te miejsca. Nie ma co dyskutować. Taki jest regulamin i oni się zakwalifikowali dalej. Mówi się trudno.

Wygląda pan na niepocieszonego, że w gronie tych, którzy przeszli do światowych eliminacji zabrakło srebrnych medalistów DMŚJ z zeszłego roku Bartosza Zmarzlika czy Pawła Przedpełskiego. To chyba zaskoczenie in minus ostrowskiego finału?

- Dla mnie jest to rozczarowanie, bo oni powinni w tym finale dominować i nie pozwolić sobie odebrać miejsca w szóstce. Oni to jednak zrobili. Cóż, ja na to poradzę?

 W gronie kandydatów do awansu było chyba więcej zawodników niż tylko sześciu? Śmiało można było naliczyć z ośmiu, a nawet dziesięciu pretendentów do sześciu premiowanych awansem miejsc. Przed zawodami miał pan swoją szóstkę faworytów?

- Zdecydowanie w tej szóstce byliby Bartosz Zmarzlik i Paweł Przedpełski. Nie obstawiłbym tam na pewno Adriana Gały. Jeśli chodzi o Adriana Cyfera to też bym pewnie nie stawiał na niego, choć jest bardziej doświadczony od Gały. Prędzej postawiłbym na Artura Czaję. Krajowy finał przyniósł jednak niespodzianki.

To dobrze, że mamy z kogo wybierać czy może źle, że do światowych eliminacji nie przebiło się kilku juniorów już z doświadczeniem międzynarodowym, a pojadą debiutanci?

- Nie wiem, czy to jest dobrze dla nas? Być może to jest złe. Nic jednak w tej sytuacji nie wymyślimy.

Przyzna pan, że początek sezonu sypie niespodziankami i to nie tylko wśród juniorów…

- Sypie, sypie. Pierwsze mecze ligowe pokazały, że nikomu łatwo nie będzie.

Z czego to się bierze? To jest kwestia sprzętu czy też może jedni są bardziej rozjeżdżeni inni mniej?

- A może niektórzy przed sezonem już za dużo jeździli i sprzęt trzeba było oddać już do remontu? Trudno powiedzieć, skąd biorą się te niespodzianki. Niektórzy zawodnicy są po kontuzjach, jak w Toruniu. Przecież tam naprawdę bardzo dużo żużlowców wróciło na tor po urazach. To była jednak dopiero pierwsza kolejka. Zobaczymy, co będzie działo się dalej.

Pana prognozy na kolejne mecze…

- Przewiduję, że będzie to bardzo ciężki sezon dla każdej z drużyn. Składy poszczególnych ekip są tak mocne, według mnie są nawet za mocne, że można wygrać na wyjeździe, a u siebie przegrać. Przyjedzie drużyna, w której nagle trzech liderów zacznie dobrze jechać i trzeba będzie pogodzić się z porażką na swoim torze. Z drugiej strony w każdej drużynie jest duży potencjał i te wyniki będą naprawdę różne.

Wiadomo, w których rundach kwalifikacyjnych pojadą poszczególni nasi juniorzy?

- Będziemy to jeszcze ustalać. Do Stralsundu mam już czterech chętnych, a miejsca tylko dwa. Istniało niebezpieczeństwo kolizji z sobotnim meczem 3 maja pomiędzy Zieloną Górą, a Toruniem, ale żaden junior z tych klubów nie wszedł dalej, więc problem rozwiązał się sam.

Ilu chciałby pan mieć reprezentantów Polski w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów?

- Chciałbym, żeby awansowało minimum czterech Polaków. To, co było w zeszłym roku nie powtórzy się na pewno. Nie jestem także za tym, żeby jedna nacja opanowała połowę stawki takiej imprezy. To też do niczego nie prowadzi. Niech w finałach jadą nasi najlepsi juniorzy. Lepiej żeby było trzech, ale takich, którzy powalczą o medale.

Czy taki finał krajowych eliminacji daje panu jakiś obraz przed finałem DMŚJ czy jeszcze za wcześnie na dywagacje o składzie reprezentacji Polski na tę imprezę?

- Do finału DMŚJ mamy jeszcze sporo czasu. Teraz jest początek sezonu i wiele do tego czasu może się zdarzyć.

Jesteśmy na Facebooku! Dołącz do nas!

Źródło artykułu: