Ernest Koza znów świetny, ale... "I tak dostałem trochę zrypy"

W dniu swoich dwudziestych urodzin Ernest Koza zrobił sobie wymarzony prezent. Zespół GA Unii Tarnów rozgromił rywali z Częstochowy 64:26, a on sam zaliczył najlepszy występ ligowy w karierze.

To nie był jednak koniec upominków. Po zakończeniu meczu, prezes Unii Tarnów ŻSSA Łukasz Sady obdarował swojego pracownika okazałym tortem. - Z racji tego, że kończyłem dwadzieścia wiosen, miałem cichą nadzieję, że sprawie sobie z tej okazji jakąś miłą niespodziankę. Udało się. Jestem bardzo zadowolony ze swojej zdobyczy. Za dwa ostatnie biegi dostałem tylko trochę "zrypy". Powiedziano mi, że aż niemiło było patrzeć jak jadę. Może dlatego, że już zaczęło mi brakować trochę siły - komunikował.
[ad=rectangle]
Owa "zrypa" miała miejsce po dwunastej odsłonie. Koza był w niej zdecydowanie szybszy od zajmującego trzecią lokatę Artura Czai. Jego ataki były jednak tak chaotyczne i nieskoordynowane, że parę osób w parku maszyn aż złapało się za głowy. Właśnie w głównej mierze przez nieporadną jazdę Ernesta, młodzieżowiec przyjezdnych zachował jedno "oczko".

W pierwszych trzech gonitwach junior Jaskółek z bonusami miał na swoim koncie komplet punktów. Potem jak sam wspomniał przytrafiły się dwa zera, ale na tak mało objeżdżonego w Enea Ekstralidze zawodnika i tak skończyło się świetnym wynikiem. - Źle w nich wychodziłem ze startu, może również za bardzo się rozluźniłem przed tymi wyścigami i w ich trakcie. Przede mną jeszcze dużo nauki i jazdy - tłumaczył.

Prowadzący Ernest Koza, to coraz częstszy widok na ekstraligowych torach
Prowadzący Ernest Koza, to coraz częstszy widok na ekstraligowych torach

Za nauczyciela ma swojego idola - Janusza Kołodzieja, z którym przez większość spotkania tworzy zgrany duet. - Janusz mi bardzo dużo pomaga, prowadzi mnie jak mam jechać i dzięki temu możemy do mety dowozić podwójna zwycięstwa - dodał.

Mimo, że przed rozpoczęciem tarnowsko – częstochowskiej batalii nikt nie zastanawiał czy gospodarze zwyciężą, a raczej jakie będą rozmiary triumfu, to młodzieżowiec biało-niebieskich nie miał kłopotów z odpowiednią koncentracją przed zawodami. - Ja się przygotowywałem jak do każdego meczu. To są także moi koledzy z toru i zawsze chcę podjąć rękawicę rywalizacji z nimi. Raz się przegrywa, a innym razem wygrywa. Ale samopoczucie zawsze jest lepsze kiedy wiesz, że to tym razem ty jesteś górą - wyjaśnił.

Kolejny, prawdziwy chrzest bojowy Koza przejdzie w najbliższą niedzielę kiedy wspólnie z kolegami z Tarnowa wybierze się do Leszna na pojedynek z Fogo Unią. Na razie Ernest świetnie radzi sobie na własnych śmieciach, natomiast delegacje są jego olbrzymią bolączką. W dotychczasowych dwóch, na obiektach w Zielonej Górze i Toruniu nie przywiózł do mety choćby jednego oczka. Z Leszna również nie ma najlepszych wspomnień. - Były okazje, żeby tam pojeździć, ale jakoś ekstra mi tam nie szło. W ogóle na wyjazdach szału nie robię. Mam całą paletę literek. Są śliwki, upadek i wykluczenie (śmiech). Tak więc punktów wciąż brakuje, ale myślę, że przyjdzie na nie pora już w Lesznie - stwierdził z optymizmem i nadzieją.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: