Marek Cieślak po rozgromieniu Lwów: Ogarnia mnie smutek i źle to świadczy o naszej lidze

Wydawałoby się, że po takim laniu jakie zaserwowali w niedzielę jeźdźcom z Częstochowy podopieczni Marka Cieślaka, trener gospodarzy powinien cmokać z zachwytu. Tak jednak nie było.

Grupa Azoty Unia Tarnów triumfowała aż 64:26, a same wydarzenia torowe nie przyniosły wielkich emocji. - Za wiele to nie można powiedzieć o tym meczu. Ogarnia mnie smutek, ale nie będę oceniał składu częstochowian, który wystawiono przeciwko nam. To niestety źle świadczy o naszej lidze. Ekipy zbudowały się bardzo mocne, kibice chcieli mieć widowiska, a tego w niedzielę nie było. Mimo wszystko tych fanów na stadionie było jednak sporo i należą im się duże słowa podziękowania, że są z nami bez względu kto i jakim składem się stawia - stwierdził
  [ad=rectangle]
Była to zatem okazja, aby w większej ilości niż regulaminowe trzy gonitwy pojawili się juniorzy małopolskiego klubu. - Powiedziałem przed zawodami, że jeżeli spotkanie będzie przebiegało w jednostronnym tonie, to każdego z seniorów poproszę o jeden bieg dla młodzieżowca. Dlatego w drugiej części zaczęliśmy wprowadzać trochę roszad. To są dorośli ludzie, profesjonaliści pełną gębą. Wiedzą, że nasi młodzieżowcy potrzebują takich przetarć w warunkach bojowych. Nawet najmocniejszy trening nie zastąpi bowiem takiej rywalizacji - tłumaczył Marek Cieślak.

- Forma naszych jeźdźców jest naprawdę wysoka i z tego wszyscy powinniśmy się cieszyć. Stal Gorzów w pełnym zestawieniu nie zrobiła wiele więcej oczek od Lwów. A przecież też puszczaliśmy wtedy do boju juniorów - dodał.

Po ogłoszeniu siódemki jaka została desygnowana przez gości zadawano sobie potem już tylko pytanie o rozmiary triumfu tarnowian. Mimo to Podopieczni "Narodowego" nie mieli kłopotów, aby przystąpić do tej batalii w pełni skoncentrowanym. - To są zawodowcy, ale oczywiście przypomnieliśmy sobie, że to jest żużel i nigdy nic nie wiadomo. A nóż widelec ktoś wystrzeli ze startu, a u nas ciężko jest wyprzedzić. Byliśmy mocno zmobilizowani - wyjaśnił.

Coraz lepiej radzi sobie przede wszystkim na swoich śmieciach w Jaskółczym Gnieździe Ernest Koza. Ostatnio pobił swój rekord ekstraligowy notując siedem punktów z i dwa bonusy. - Ernest jest bardzo ambitnym zawodnikiem. Dostał swoją szansę, może startować więcej także z przyjemnością patrzę na jego rozwój i postawę - rzucił krótko szkoleniowiec biało-niebieskich.

Ból głowy menedżerowi lidera najwyższej polskiej klasy rozgrywkowej przysparza kolejna w krótkim okresie od powrotu na tor kontuzja Mateusza Borowicza. Zawodnik leczący się od marcowej kolizji w sparingu w Lesznie, ponownie roztrzaskał się podczas towarzyskiego turnieju młodzieżowego w Opolu rozgrywanego pod koniec ubiegłego tygodnia. - Myślę, że pauza potrwa około dwóch-trzech tygodni. Szkoda, bo znów siadł, a po kontuzji jechał bardzo fajnie. Jeszcze działo się to w ostatnim biegu i nie z jego winy - komunikował.

Po ostatnim spacerku, w najbliższą niedzielę tarnowian czeka pojedynek w Lesznie. Na stadionie im. Alfreda Smoczyka widowisko zapowiada się przednie, bo Byki łapią powoli wiatr w żagle, a w obozie Jaskółek panuje rozochocenie i bojowe nastawienie. - Fogo Unia zawsze jest mocnym przeciwnikiem, szczególnie jeśli ma do dyspozycji własny tor. Nam się tam jednak jeździ bardzo dobrze, żyjemy już tym spotkaniem, ale wydaje mi się, że on będzie ciężki dla Leszna, bo my postawimy tam swoje twarde warunki - zapowiedział odważnie.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: