Stanisław Chomski: Po prostu nie zdążyliśmy w czasie

Były szkoleniowiec gdańskiego Wybrzeża, a obecnie trener Unibaksu Toruń, po niedzielnej konfrontacji toruńsko-gdańskiej podzielił się swoimi uwagami dotyczącymi sezonu 2014.

Zespół Unibaksu nie bez powodu nazwany dream teamem, miał w swoich szeregach wiele gwiazd. Sezon 2014 dobiegł jednak końca. Widziałem ich bezradność, w pewnym momencie wręcz bezsilność, a z drugiej strony - wielką determinację, by uzyskać dobry wynik, wrócić do optymalnej formy po kontuzjach. Bez wątpienia sami zawodnicy oczekiwali od siebie więcej, wiedzieli, że tego chcą nie tylko włodarze klubu, ale przede wszystkim kibice - powiedział Stanisław Chomski.  
[ad=rectangle]  
Opiekun Unibaksu Toruń, jak sam podkreślił, nie docenił wielkiej roli nieszczęść w postaci kontuzji w toruńskim zespole w sezonie 2014. - Chris Holder dopiero od dwóch tygodni zaczął się dobrze czuć na motocyklu. A to przecież mistrz świata, który w ubiegłym sezonie odgrywał, do momentu ciężkiego wypadku, ważną rolę. To samo dotyczyło Emila Sajfutdinowa, czy innych zawodników. Kryzys sportowy, który się nam przytrafił był podyktowany właśnie tymi aspektami. Niemniej, nie sądziłem, że to aż tak bardzo, tak długo będzie na nich oddziaływać. 

Przedwczesne zakończenie żużlowego roku spowodowane było także karami, związanymi z odmówieniem przez Unibax odjechania meczu finałowego w ubiegłym sezonie. - Presja ośmiu ujemnych punktów także zrobiła swoje. Chciałbym jednak podkreślić, że w klubie nikt im tego nie wypominał, nie naciskał. Naszym celem było to, aby małymi kroczkami piąć się w górę tabeli. Zaczęło nam już to wychodzić, ale trochę się zacięło. Nikt nie zakładał bonusów w meczach z Zieloną Górą, czy z Tarnowem. Z drugiej strony, w naszych kalkulacjach nie przewidzieliśmy wyników, które padły w ostatnim czasie, a które były dla nas niekorzystne. Nie ma się co doszukiwać sensacji, choć rezultaty Unii Leszno - wygrana w Zielonej Górze i remis z Gorzowem - były dziwnie. Trudno, taki jest ten sport. Możemy mieć pretensje do siebie za brak dużych punktów za mecz w Lesznie - zauważył Chomski.

- Praca w Unibaksie Toruń była dla mnie kolejną lekcją - przekonuje Stanisław Chomski
- Praca w Unibaksie Toruń była dla mnie kolejną lekcją - przekonuje Stanisław Chomski

Czym dla tak doświadczonego szkoleniowca była praca w świetnie zorganizowanym klubie, jakim bez wątpienia był Unibax? - Przede wszystkim - kolejną lekcją. Siedzę w tym sporcie już ponad trzydzieści lat. Czas, który spędziłem w Toruniu, uważam za pouczający. Szkoda, że nie wywalczyliśmy fazy play - off. Niektórzy zawodnicy długo nie dawali odczuć, że jest z nimi źle. Owszem, były rozmowy wewnątrz zespołu. Rozmowy jednak nic nie dadzą, jeśli żużlowiec nie jest w pełni zdrowy i nie jest w stanie zrealizować tego, co sam sobie zaplanował - powiedział, dodając, że: Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kwestia sprzętu, który nie zawsze był zadowalający, mimo że był z najwyższej półki. Mamy przykłady z obecnego sezonu - Nielsa Kristiana Iversena, czy Mateja Zagara, którzy również do pewnego czasu spisywali się nieźle, a później przytrafił im się jakiś dołek. Teraz widzimy, co się dzieje z Jarkiem Hampelem. My po prostu, ze względu na liczne nieszczęścia, nie zdążyliśmy w czasie. Szkoda, bo w tej chwili to jest zupełnie inny zespół niż jeszcze kilka tygodni temu - zauważył 57-letni trener.

A czy gdyby decyzja o kontynuowaniu kariery w Toruniu zależała od niego, to czy chciałby w dalszym ciągu prowadzić odnowiony toruński klub w kolejnym sezonie? - Jak najbardziej. Samo utrzymanie trzonu tego zespołu dawałoby szansę na odniesienie sukcesu, oczywiście przy założeniu odjechania w jednym kawałku całego sezonu. Powtórzę jeszcze raz - jeśli utrzyma się fundamenty obecnej drużyny, to kto by jej nie prowadził, to i tak spokojnie poradzi sobie w Enea Ekstralidze z celami, wyznaczonymi przez nowego właściciela - zakończył Chomski.

Źródło artykułu: