Leszczynianie wygrali pierwszy mecz finałowy dwoma punktami, co nie stawia ich w zbyt dobrym położeniu przed rewanżem w Gorzowie Wielkopolskim. Gospodarze mogą żałować zwłaszcza początku spotkania, kiedy przegrywali starty, a na dystansie okazywali się wolniejsi niż rywale. Wystarczy wspomnieć, że po rozegraniu dziewięciu biegów na 6-punktowym prowadzeniu znajdowali się gorzowianie.
[ad=rectangle]
Słaba postawa Fogo Unii była o tyle dużym zaskoczeniem, że w poprzednich meczach drużyna ta znakomicie czuła się na własnym torze. Menedżer Adam Skórnicki zapewnia jednak, że gospodarze nie zmienili nic w przygotowaniach nawierzchni. Zgubiła ich natomiast późna pora rozegrania zawodów. - Nasze mecze z pewnych względów rozgrywano dotychczas o różnych godzinach. Zwykle była to 16:30, a po raz ostatni jechaliśmy wieczorem jakiś miesiąc temu. Temperatura, jaką zastaliśmy o 19:00, mogła zawodników delikatnie wybić z rytmu - ocenił szkoleniowiec leszczyńskiego zespołu.
Gospodarze spasowali się z torem dopiero w drugiej części zawodów. Efektem tego były podwójne zwycięstwa w jedenastym, dwunastym i trzynastym wyścigu. - Gdy jeden zawodnik zachwycił dobre przełożenia, poszła informacja do pozostałych. Cieszę się, że w trzech biegach pod rząd wygraliśmy 5:1. Pozwoliło to nam podgonić wynik i wyjść na prowadzenie. Ostateczna zaliczka nie jest zbyt duża, ale daje nam pewien optymizm przed rewanżem - podkreślił Skórnicki.
Menedżer Fogo Unii wziął na siebie odpowiedzialność za biegi nominowane, w których jego drużyna straciła łącznie cztery punkty. W obu przypadkach na pierwszej pozycji do mety dojeżdżał Bartosz Zmarzlik. - Dwie ostatnie gonitwy nie zostały przeze mnie zbyt dobrze rozegrane - przyznał Skórnicki. - Muszę wyciągnąć z tego wnioski i poprawić to przed finałowym meczem w Gorzowie - podsumował.
Swoją drogą już czekam na komunikat GKSŻ...